ROBERT PAPIESKI
Włoskie notatki
ALEKSANDRA BŁOKA

Bernardo Bellotto, Piazza della Signioria we Florencji

Włoskie notatki ALEKSANDRA BŁOKA

„Błok jest dokładny aż do bólu”. Trudno o lepsze potwierdzenie tych słów, zanotowanych przez Kornieja Czukowskiego w Dzienniku 1901-1929, aniżeli precyzyjne, systematycznie prowadzone przez Błoka zapiski. Poeta sporządzał je w rozmaitych okolicznościach od 1901 roku w niedużych notesikach, które stale nosił przy sobie, poutykane po kieszeniach. Utrwalał w nich informacje o spotkaniach, wizytach, rozmowach telefonicznych, wyjściach do teatru, wysyłanych i otrzymywanych listach, kontraktach z wydawcami, chorobach, naprzykrzaniu się wielbicielek. Rejestrował wydatki, odnotowywał widziane podczas zagranicznych wojaży dzieła sztuki i kreślił szkice przyszłych wierszy. Równolegle, w grubych zeszytach i za biurkiem, Błok prowadził dziennik. Pierwotnie notatnik miał stanowić kanwę dziennika; zwięzłe notatki miały dotyczyć zewnętrznej warstwy zdarzeń, zapisy diarystyczne miały zaś być bramą do świata wewnętrznego. Nawet gdyby Błok wytrwał przy swoim początkowym zamyśle, mamy prawo traktować zwięzły zapis w notesie jako bardziej intymny, bardziej „wewnętrzny” aniżeli rozbudowany, konfesyjny wpis w dzienniku.

Dziennik Błok prowadził kapryśnie, między poszczególnymi zapisami zdarzają się luki nawet kilkuletnie. Ponadto krótko przed śmiercią poeta przeprowadził rewizję wszystkich swoich zapisów diarystycznych i część z nich zniszczył. Podobnej operacji dokonał na notatkach, toteż w obecnym swoim kształcie obydwie formy dokumentujące życie Błoka wzajemnie się uzupełniają – niektóre lata zapisane są tylko w dzienniku, inne wyłącznie w notatnikach. Powtórzeń jest stosunkowo mało, toteż o wielu faktach z życia pisarza można się dowiedzieć jedynie z notatnika – dziennik o nich milczy. Tak jest chociażby z podróżą do Włoch.

Błok wraz z żoną Lubow Dmitrijewną wyjechał z Petersburga 14 kwietnia 1909 roku. Zatrzymując się po drodze w Warszawie i Wiedniu, przybył do Wenecji cztery dni później, czyli 1 maja. Zamieszanie z datami bierze się stąd, że dzień odjazdu poeta oznaczył według kalendarza juliańskiego, obowiązującego w Rosji do roku 1917, natomiast z chwilą przybycia do Wenecji zaczął datować swoje zapiski według kalendarza gregoriańskiego. Podróż włoska Błoka trwała do 21 czerwca (według nowego stylu), po czym do 3 lipca przebywał w Niemczech. Peregrynacja objęła następujące miasta: Wenecję, Rawennę, Florencję, Settignano, Perugię, Asyż, Foligno, Spoleto, Montefalco, Orvieto, Chiusi, Sienę, Pizę, Marinę di Pisa, Mediolan, Frankfurt nad Menem, Bad Nauheim, Kolonię i Berlin. W planach był jeszcze Rzym, ale z powodu dokuczliwych upałów Błokowie zrezygnowali z pobytu w Wiecznym Mieście.

Mimo zewnętrznych pozorów tradycyjnego wojażu, w podróży włoskiej Błoka należałoby raczej widzieć chytrą próbę czmychnięcia, desperacką rejteradę. Błok uciekał od śmierci, od Rosji z jej reakcyjnymi rządami Stołypina, od przyjaciół-wrogów; chciał wymknąć się diabłu. Bez powodzenia.

Szczególnie poruszająca jest ucieczka od śmierci, czyli od wspomnień związanych z malutkim Mitią, który zmarł 10 lutego 1909 roku, osiem dni po narodzinach. Choć chłopiec nie był jego dzieckiem, Błok postanowił go usynowić. Przebaczył żonie kolejną zdradę, żywił nadzieję, że życie potoczy się inaczej, lepiej. Zaraz po urodzeniu się dziecka zacytował w notatniku słowa Lewina z Anny Kareniny: „Ale teraz wszystko pójdzie innym trybem. To głupstwo, że życie na to nie pozwoli lub że przeszłość stanie na przeszkodzie. Trzeba się z całych sił postarać, by żyć lepiej, daleko lepiej”. Po niespełnieniu się tych nadziei Błok napisał wiersz Na śmierć dziecięcia, będący – zdaniem Jarosława Iwaszkiewicza – miniaturą Wielkiej Improwizacji Mickiewicza, tyle w nim bowiem gniewnego wyrzeczenia się Boga i przyrzeczenia, że cierpieć poeta będzie bez Niego.

Gorycz spowodowana tą niepojętą w swoim immoralizmie śmiercią wiele tłumaczy ze stosunku Błoka do Italii. Jego niechęć do krzykliwie wesołej Florencji, wyczulenie na panującą w tym mieście aurę funeralną – mają swoje źródło między innymi w tragicznym dniu 10 lutego. Śmierć położyła się ponurym cieniem na włoskiej podróży Błoka raz jeszcze. W październiku 1909 roku pisarz przystąpił do pracy nad książką Błyskawice sztuki, która miała zawierać zarówno elementy opisu podróży po Italii, refleksje o sztuce, jak i namysł nad współczesną kulturą europejską. Pisanie przerwała 1 grudnia śmierć ojca.

Chwilowe wytchnienie od strapień i niepokoju dawał Błokowi kontakt ze sztuką, zwłaszcza z dziełami włoskiego Renesansu. Toteż pozornie beznamiętna relacja z pobytu w weneckiej Akademii czy we florenckiej galerii Uffizi jest w istocie gorącą modlitwą, na którą składają się słodko brzmiące nazwiska ukochanych malarzy i tytuły ich prac. Ten swoisty artystowski pacierz stanowi zarazem skrupulatną kwerendę, początkowy etap twórczości, która po kilku miesiącach przybierze ostatecznie kształt Wierszy włoskich. Na naszą szczególną uwagę zasługuje fakt, że Palazzo Pitti zwiedzał Błok z Tadeuszem Zielińskim, polskim filologiem klasycznym, w latach 1887-1920 profesorem uniwersytetu w Petersburgu. Z notatek Błoka wynika ponadto, iż w jednej z sal Palazzo Pitti profesora Zielińskiego zastąpił w funkcji przewodnika Ilja Ginzburg, rosyjski rzeźbiarz pochodzenia żydowskiego, późniejszy autor pomnika Dmitrija Mendelejewa, teścia Błoka.

Pod niebem Italii Błok nabierze krytycznego dystansu do swojego dramatu Pieśń Losu. Zrozumie, że pora już zaprzestać współpracy z Gieorgijem Czułkowem – poetą, krytykiem literackim, wydawcą almanachu „Fakieły”, autorem głośnej w tamtym czasie pracy O anarchizmie mistycznym i kochankiem żony Błoka w jednej osobie. W Czułkowie poeta dostrzeże ucieleśnienie życiowej lekkomyślności i lichoty literatury dekadenckiej. W Italii utwierdzi się Błok w podjętej rok wcześniej decyzji o całkowitym zerwaniu „braterskiej” przyjaźni z Borisem Bugajewem, bardziej znanym pod pseudonimem Andriej Bieły, oraz z Siergiejem Sołowjowem – bratankiem słynnego filozofa. We znaki dał się Błokowi zwłaszcza Bieły, zarzucający poecie zdradę mistycznych ideałów, piszący o nim paszkwilanckie teksty, uwodzący mu żonę, chcący się o nią pojedynkować. W jednym z listów do Błoka histeryzował: „biczujcie mnie, odpędzajcie mnie, bijcie mnie, uciekajcie ode mnie – ja będę zawsze i zawsze z wami i będę wszystko, wszystko, wszystko znosił. […] torturujcie i nie lękajcie się mnie: jestem waszym psem zawsze, przez całe życie”.

Aleksandr Błok z żoną Lubą.

Jeśli wierzyć Marii Andriejewnie Biekietowej i jej książce Aleksandr Błok. Zarys biograficzny, Błokowie wrócili z zagranicy weseli i zadowoleni, czuli się odświeżeni i wzmocnieni. Nie przekreślałbym tego spostrzeżenia, mimo że kłóci się z pesymizmem notatek. W tym przypadku może być jednak inaczej, być może znalazła potwierdzenie myśl Goethego, iż rzeczy pozostają czymś zewnętrznym dopóty, dopóki są jedynie przedmiotem obserwacji. Kiedy tylko stają się przedmiotem myślenia, stapiają się z wnętrzem człowieka i odmieniają je. Dopóki więc Błok był we Włoszech, wszystko co tam widział, zabarwiało się uczuciami przywiezionymi z Rosji. Italia przemówiła do Błoka swoim prawdziwym głosem dopiero w Petersburgu.


ALEKSANDR BŁOK
Z NOTATNIKÓW (1909 r.)*

Między 1 a 8 maja, Wenecja (Akademia)
Bellini ojciec i dwaj synowie: artysta (Giovanni) i rzemieślnik [Gentile].
Giovanni Bellini – najwybitniejszy artysta Akademii, jego sala (XVIII):
1. Madonna degli Alberetti, 1487 (szafirowa narzutka, wzrok opuszczony na dzieciątko, drzewa).
2. Madonna col Bambino e santi (niezwykłe trzy kobiety, ale nie dzieciątko; u jednej z nich złote oczy, twarz i włosy).
3. Alegorie.
4., 5. Dwa razy Madonna col Bambino (jedna frapująca kobieta, piękne cherubiny nad drugą).
6. Jeszcze dwa obrazy Madonna col Bambino.

Nr 600. Boccaccio Boccaccino (XV-XVI) Madonna col putto e santi. Odjąć temat ([dziecięco] nieporadny i „życiowy” Jezus Chrystus, Piotr i inni) – i otrzyma się prerafaelityzm. Niezwykłe postacie kobiece.
Trywialność Tycjana (źródło inspiracji dla pieriedwiżników – psucie sztuki).

10 maja, Rawenna
Pieszczotliwy, cichy, badawczy wzrok raweńskich dziewcząt. Niewinność. Dziecięca żywość (jak u wenecjanek, ale te są nieprzystępne w swych kapłańskich szalach).

11 maja, Rawenna
Chianti. Wszyscy mówią o Lubie, że jest bella. Nazywają ją panienką. Tylko ja jeden… Tajemnica. Noc w Rawennie.

14 maja, Florencja, Cascine
Luba znowu odmłodniała i wydobrzała. Biega. Nazywają ją signorina, mówią: que bella. Przy obiedzie rozmawiamy po cichu (szeptem, jak zakochani), może dlatego, że po rosyjsku, a może ze starego nawyku. W końcu opuściliśmy przeraźliwie głośną ulicę Calzaiuoli i ulokowaliśmy się w spokojnym pensjonacie niedaleko Cascine i Arno.

15 maja, Florencja – Settignano
AKADEMIA
Pierwsze sale od bizantyjskiej nieudolności do zwyrodnienia XVI-XVII wieku (Cristofano Allori).
Obok – zachwycający Fra Angelico i wyblakły Masaccio.
Wielka radość z oglądania florenckiej szkoły XV wieku (Botticelli) – komizm.
Eteryczny Ghirlandaio.
Najlepszy ze wszystkich (lepszy nawet od Botticellego) – Fra Angelico.
Za dnia: Settignano.

15 maja, Florencja
Wieczorem…
Rano – cichszy jestem od wody, niższy od trawy.
Zobaczyć Fra Angelico.
Całego życia – mimo wszystko – nie przetęsknisz.
Klaksony i rzężenie automobili – przecież to wszystko z rozpaczy – na złość. Takimi uczyniło ich Miasto. Wkrótce zagłuszy ono nas wszystkich…

Wychodzę z kawiarni – syczenie automobilu. Bryczka. Ludzie wiozą trupa [dwukółką] na resorach. Na przedzie człowiek z pochodnią. Przejechali przez plac Duomo i zamknęli bramę. Teraz – taszczą, wloką martwe nogi, ściągają ubranie. Tak wygląda inna strona Florencji. Prawdziwa. Nikt ze spacerujących nie wie, co jest za tą bramą. Nagi trup. Migocą latarnie.

16 maja, Florencja
Niedzielny poranek. Dzisiaj w nocy znowu dopadł mnie diabeł i rozszarpał. Siedzę w fotelu – o, żeby tak usnąć na zawsze. Widzę florenckie dachówki i niebo. Oto one – czarne plamy. Jeszcze w pełni nie otrzeźwiałem – i dlatego prawda o czarnym niebie rzuca się w oczy. Nie zataić tego.

16-17 maja, Florencja
Fragment piosenki śpiewanej na Piazza della Signoria:
Co mam zaśpiewać w ten wieczór, signora,
Co mam zaśpiewać, żeby nam słodko się spało?

18 maja, Florencja
PALAZZO PITTI
Rembrandt (XVII wiek). Autoportret. Portret starca.
Rafael. Portrety Fornariny.
Anonim. Stygmaty św. Franciszka.
Boccaccio Boccaccino. Cyganka (postać w środku z dużego obrazu w Wenecji).
Zacząć przygotowania do [napisania] Zwiastowania.
Giulio Romano (XV-XVI wiek). Bal Apolla z muzami (na złotym tle taneczny korowód Apolla i dziewięciu muz – greckie podpisy).
Van Dyck.
Perugino. Maria Magdalena – całkowicie niewinna.
Szkoła lombardzka – Ecce Homo.
Koncert Giorgione.
Sustermansa Święta rodzina (czarna, pulchna, ładna – uśmiecha się do czarnowłosego i czarnookiego chłopczyka, pokazuje mu cienkim palcem książkę).
Duża Judyta z głową Holofernesa [Cristofano] Alloriego (nadspodziewanie dobra jak na niego).

PALAZZO PITTI – portrety
I. Rafael. Giulio Romano – wspólnie z [Tadeuszem] Zielińskim. F. Lippi. Leonardo. Buonarroti. Boccaccio. Andrea del Sarto. Bellini. Veronese – wspólnie z [Ilją] Ginzburgiem. Pulchniutki z siwą Hiszpanką Guido Reni.
II. Dwa Velázquezy. Rembrandt – żółta starucha (i jeszcze jakiś [obraz]). Dürer. Gruby, czerwony Rubens.
III. Zręczny, cudowny [George] Romney.
IV. Ohydny Fantin-Latour. Przepiękny Ingres, przepiękny [Anders] Zorn, przepiękny [Peter] Kroyer. [Lawrence] Alma-Tadema – [Fiodor] Rodiczew? Duńczyk Carl Bloch (1834-1890) – oczywisty krewniak.

GALERIA
Fra Angelico. Narodziny Jana Chrzciciela. Matka (w zielonej sukni) z maleństwem i pięcioma kobietami (przyjaciółkami, w szatach czerwonych, niebieskich, żółtej) przyszła do świętego starca, by ten sporządził wpis metrykalny. Brzuch Marii jeszcze jest opuchnięty. Starzec pisze przy murze, pod niebieskim niebem, na łączce. Za nimi – ciemnawy korytarz, a na jego końcu zielony prześwit (to, co ja zamierzałem, częściowo zrealizował Fra Angelico). Kolory zwykle dziecięce, radosne, różnorodne.

Fra Angelico, Narodzenie Jana Chrzciciela

25 maja, Florencja
UFFIZI
Sustermans. Maria Magdalena – dojrzała, piękna, przesycona – częsty u niego typ.
Carlo Dolci – Gallia Placidia – subtelna, czarnooka, młoda, trzyma krucyfiks.
Znowu Sustermans – jedyny w XVII wieku. Portret młodej damy. Portrety różnych dzieci.
Carlo Dolci – także XVII wiek! Salome z głową Jana Chrzciciela. Oczywiście – już nie wzburzona, nie rozjuszona (XVII wiek), niemłoda.
Rysunki Leonarda.

28 maja, Perugia
Collegio del Cambio.
Zuchwały anioł o ciemnym obliczu, w czerwonej szacie, stoi na złotym tle i wygłasza zuchwałe, miłosne powitanie: „Ave, gratia plena”. „Ecce ancilla Dei” – podpisano pod ciemnolicą pięknością, która, półobrócona ku aniołowi, mówi odrywając się od książki: „To ja?”.
Myją wesołego, malutkiego Jana [Chrzciciela]. Maria przybiega do Elżbiety, by powiedzieć jej o czymś zdumiewającym. Tutaj właśnie zaczyna się nieszczęsna historia z Salome.
To wszystko Giannicola di Paolo Manniego.

31 maja
Rankiem – wyjazd z Perugii.
Wieczorem – Foligno, za dnia Asyż.
Przyjechać do miasta nieznanego
I zobaczyć na płótnie
Rysy Francuzeczki uroczej –
Zawsze.

Caritas, justitia, fides – słowa kobiety spotkanej na zboczu góry w Perugii i na drodze w Spoleto.

3 czerwca, Spoleto
Weneckie wydanie książki kościelnej z nutami z 1700 roku w kościele w Spoleto, za ołtarzem.

Noc z 11 na 12 czerwca, Marina di Pisa
Obudziwszy się w środku nocy, wskutek szumu wiatru i morza, pod wpływem powracających wspomnień o śmierci Miti, z powodu Tołstoja i dzięki powracającemu spokojowi myślę o tym, że oto już trzy-cztery lata zagłębiam się niepostrzeżenie dla siebie w atmosferę ludzi całkiem mi obcych, w atmosferę politykierstwa, chełpliwości, pośpiechu, geszefciarstwa. Źródłem tego – rosyjska rewolucja [1905 roku]. Następstwa mogą być – i stają się już – straszne. Wspominam często przykrą rozmowę z p. Kopelmanem. Trzeba szybko zawrócić, póki jeszcze nie straciłem przytomności, póki nie za późno. Środek – wyrzec się literackiego zarobku i poszukać innego. Trzeba przecież jakoś żyć. A sztuka – tak dla mnie drogocenna, wyciskana ze mnie gorliwie przez rzekomych przyjaciół – niech pozostanie sztuką – bez… bez Czułkowa, bez modnych panienek i wydawców almanachów, bez odczytów i wieczorów na cele dobroczynne, bez aktorstwa i aktorów, bez HISTERYCZNEGO ŚMIECHU. Italii w każdym razie zawdzięczam, że oduczyłem się śmiać. Daj Boże, żeby tak zostało. Pieśń Losu zatruta jest tym wszystkim. Chciałbym, żeby moimi nauczycielami byli Mierieżkowscy, Walerij Briusow, Wiaczesław Iwanow, Stanisławski. Chciałbym dużo i spokojnie myśleć, spokojnie żyć, widywać niewiele osób, pracować i uczyć się. Czy jest to możliwe? Wszelka polityka musi pozostać na boku. Wydaje mi się, że jeśli tylko spełnię te warunki, znowu będę mógł tworzyć. Na razie proszę o to wszystko wyłącznie samego siebie. Jakże mogłaby mi w tym pomóc Luba.

Skąd u mnie wzmożone zainteresowanie dramatem? Zapewne z przekonania, że dramatopisarstwo daje najwięcej pieniędzy. Z pieniędzy bierze się nuda i rachowanie. – Bez Bugajewa i Sołowjowa można się obejść. – Pohamować swoje rozdrażnienie. – To znaczy: rewolucja jedynie odroczyła moją czarną robotę (dla zarobku) o cztery lata. Teraz straszno o tym zarobku myśleć, ale trzeba przecież jakoś żyć, dlatego też w codziennym życiu wypada przeznaczyć jakiś kąt dla pieniędzy, a w duszy należy znaleźć kąt dla zaszczutej sztuki i własnej pracy. A nuż – jak się przyzwyczaisz, to polubisz? Trzeba tylko zacząć od czegoś nie zanadto przykrego – i być może pójdzie potem jak po maśle.

12 czerwca, Marina di Pisa
Święty mnich tudzież bezbożnik, –
Kimkolwiek by był – mnie jest wszystko jedno.
(On, jak zakochany i artysta)
                                  artysta
                                  płótno.
(Gdzie patrzysz? ty?)
(Ona) nie córka, nie matka i nie żona
I nie
Ach, nie kocham – nie pisze się, porzucam więc.

Noc z 14 na 15 czerwca, Marina di Pisa
Morze szumi. Budzę się w nocy. Powraca niepokój: najpierw o to, jak się zachowam, gdy spotkam się z [w rękopisie imię zostało pominięte, chodzi zapewne o aktorkę Natalię Wołochową, w której Błok był zakochany w 1907 roku], jak przejdzie zima, pracować czy nie (prawdopodobnie przez dłuższy czas nic poważniejszego nie będę w stanie napisać). Potem – obawa ogólna, tęsknota, za mamą, za wszystkim, co tam, za siedmioma górami – a ja w tej obcej, nędznej Italii, w wyblakłej, pozbawionej wyrazu Pizańskiej Marinie. Fala wzruszenia płynie od Wojny i pokoju (właśnie skończyłem drugi tom), potem się rozlewa, zagarnia całe moje życie i życie moich bliskich. W ostatnich dniach jestem roztrzęsiony, prawie chory, zmęczony doznanym złem. Wszystko to może zwiastować albo nadejście nowych nieszczęść, wypadków, strat, upokorzeń, albo ustępowanie kryzysu, początek czegoś nowego znowu (?), odrodzenie życia, powrót natchnienia.

Żeby tak list od mamy.

20 czerwca przed nocą, Mediolan
Jutro rano opuszczamy Italię. Chwała Bogu! Ostatnie wspaniałe doznania dzisiejszego dnia: Ambrosiana i dziecinne swawole w parku.
Na przyszłość.

Bad Nauheim: mojemu pierwszemu zakochaniu [w trzydziestopięcioletniej mężatce Ksieni Sadowskiej, matce trojga dzieci; Błok miał wtedy siedemnaście lat] jeśli się nie mylę, towarzyszył słodki wstręt do aktu płciowego (nie można współżyć z piękną kobietą, do tego należy wybierać wyłącznie brzydkie). Być może zresztą był on już wcześniej.

25 czerwca, Bad Nauheim
Z tym są związane takie słowa, jak „czarujący”, „cudowny” – te wszystkie, które nie przejdą przez gardło rosyjskiemu szlachcicowi, ale które miło jest przypominać sobie w samotności i niekiedy używać w wierszach – skrycie.

25 czerwca, wieczorem
Napisałem dziś w liście do mamy: o, gdyby Niemcy wzięli Rosję. A teraz, pod wpływem snu Pierre’a (Wojna i pokój), jeszcze jedno wyjście. „Lud” – „oni” (we śnie Pierre’a i na jawie). Być może Rosja jest triumfem „człowieka wewnętrznego”, nieustannym wyrzutem sumienia człowieka „zewnętrznego”.

26 czerwca
Przed chwilą zdobyłem się na męstwo i wyszedłem z domu zdrojowego, nie czekając na „Riecz”. Najwyższy już czas odzwyczaić się od gazet. Jest rzeczą oczywistą, że większość ludzi nie ma żadnych poglądów – tym bardziej poglądów interesujących – na sztukę, życie, religię i tym podobne tematy, które mnie zajmują. Gazety są zaś głosem tych ludzi. Dlatego też nie należy ich czytać. Potęguje się nieufność, mózg sztucznie się podnieca, do krwi dostaje się zakażenie. A pisać w gazetach – rzecz najgorsza.

Pracy, pracy, pracy! Zarobku godziwego i nieliterackiego. Postarać się znaleźć… pieniądze.

28 czerwca
Gazety czytam w dalszym ciągu.

29 czerwca, wieczór, Bad Nauheim
Wagner w Nauheim – coś całkowicie niewyrażalnego: przypomina – wspomnienie.

Muzyka dlatego jest najdoskonalszą ze sztuk, że najpełniej wyraża i odzwierciedla zamysł Stwórcy. Jej niematerialne, nieskończenie małe atomy – krążą wokół punktu centralnego. Każda sekunda muzycznej kompozycji jest więc obrazem układu gwiezdnych systemów – w całej jego momentalnej różnorodności i płynności. „Teraźniejszości” w muzyce nie ma, muzyka najdobitniej świadczy o tym, że teraźniejszość w o g ó l e jest jedynie umownym terminem dla określenia granicy (nieistniejącej, fikcyjnej) między przeszłością a przyszłością. Muzyczny atom jest najdoskonalszy, najpełniejszy – i jedyny realnie istniejący, jest bowiem – twórczy.

Muzyka tworzy świat. Jest duchowym ciałem świata, jest myślą (płynną) świata („Sen – marzenie, w marzeniu – myśli, myśli rodzą się z wiedzy”). Muzyki można słuchać tylko wtedy, jeśli się zamknie oczy i usta (przeobraziwszy się w ucho i nos), to znaczy w ciszy i mroku, a więc w warunkach „przedświatowych”. W te warunki nocnego niebytu zaczyna wpływać i przybierać swoją formę – zaczyna stawać się kosmosem – bezforemny dotąd chaos. Poezja kiedyś się wyczerpie (chociaż może się jeszcze długo rozwijać, nie zrobiono nawet setnej części), ponieważ jej atomy nie są doskonałe, są mniej ruchliwe. Doszedłszy do swego kresu, prawdopodobnie utonie w muzyce.

Muzyka poprzedza wszystko, co warunkuje. Im bardziej doskonali się mój warsztat, tym bardziej jestem wybredny – aż na koniec powinienem ogłuchnąć całkiem na wszystko, co nie łączy się z muzyką (czyli na współczesne życie, politykę i tym podobne).

2 lipca, Kolonia
Mniej przejrzysta i chłodniejsza aniżeli inne niemieckie miasta, w których jak gdyby wciąż trwał poranek. Przytłaczające wrażenie robią katedra i dworzec. Jest taki punkt widokowy, z którego wyglądają jak piękna i bestia. Most na Renie, na nim kolej żelazna. Osobliwie się prezentuje zwłaszcza wieczorem – o zachodzie słońca lub przy blasku księżyca – w pierzastych chmurkach. Przed katedrą wiruje oślepiający elektryczny półksiężyc – reklama. Ren. Dzisiaj wieczorem wyjeżdżamy do Petersburga.

21 czerwca [powróciwszy do Rosji, Błok zaczął datować notatki według starego stylu]
Po spotkaniu z Ozierowymi [aktorka Ludmiła Ozierowa z mężem] na granicy, po ciągnącej się w nieskończoność kontroli celnej pasażerów berlińskiego pociągu – obudziłem się w Rosji. Wyjechaliśmy z Dźwińska. Oto i Rosja.

Deszczyk, pola, nędzne krzaki. Samotny strażnik ze strzelbą na ramieniu jedzie konno przez pole. Krąży. Co wiorstę pasiaste słupy – toż to są tomy wierszy. Do Rzeżycy jeszcze daleko. Przejaśnia się, potem znowu się chmurzy i pada deszczyk.

Wróciłem z zagranicy i obudziłem się w Rosji. Pociąg przed chwilą odjechał z Dźwińska i zagubił się w rosyjskich polach (strażnik).

Do Rzeżycy jeszcze daleko – a co tam jest w tej Rzeżycy? Taki sam mokry peron, gęste szare chmury, dwaj telegrafiści i usiłująca przekrzyczeć wiatr baba. Taki jest rosyjski biały dzień po wstrętnych włoskich (wszystko ropieje), po porannej przejrzystości, maszynach i gotyku niemieckich miast: przytulna, cicha, ospała plucha. Ale strasznie chce się żyć (Trzy siostry) i dlatego pod wieczór niecierpliwie wyglądasz Petersburga. A co w tym Petersburgu? Ta sama wielka, mokra i przytulna Rzeżyca.

A Luba śpi przede mną, otulona moim płaszczem. Nad nią wisi jej znoszony, dziecinny kapelusik.

Żałość – gdy jest się już w Rosji; gdy zakłopotany i po raz pierwszy wjeżdżający do Rosji Niemiec z egzemą na twarzy asystuje przy karczemnej awanturze swojego tragarza z obcymi; gdy urzędnik celny, który całe życie widuje ludzi jadących za granicę i z powrotem, a sam nigdy za granicą nie był, uprzejmie i wyrozumiale pyta, czy nie mamy czegoś i dokąd jedziemy.

2 lipca, Tarakanowo
Zachodowi zawdzięczam, że obudził we mnie dociekliwość i skromność. Boję się je utracić, a bez nich niemożliwa jest praca, czyli życie. Bez nich wszystko jest przypadkowe, poddane przypadkowości.

Nasz ogród mało ucierpiał z powodu wiatru – złamało i wyrwało z korzeniami kilka starych brzóz w parku.

Bez żartów, precz ode mnie i z moich myśli. Chcę wypędzić także inne biesy.

ALEKSANDR BŁOK
tłum. Robert Papieski


* Źródło przekładu: A. Błok, Zapisnyje kniżki 1901-1920, Moskwa 1965; fragmenty roku 1909 w wyborze Tłumacza, od którego pochodzi także tytuł oraz objaśnienia w nawiasach kwadratowych.

ALEKSANDR BŁOK ur. 1880, zm. 1921. Poeta rosyjski tworzący w nurcie symbolizmu, dramatopisarz, krytyk.

ROBERT PAPIESKI edytor i znawca twórczości Jarosława Iwaszkiewicza. Opracował tomy: Jarosław Iwaszkiewicz Dzienniki 1964-1980 (Czytelnik), Czesław Miłosz / Jarosław Iwaszkiewicz Portret podwójny (ZL), a także korespondencję Jarosława Iwaszkiewicza z Wiesławem Kępińskim (PIW) i Pawłem Hertzem (ZL). Ogłosił tłumaczenie książki Leonida Cypkina Lato w Baden (ZL) uhonorowane Nagrodą „Literatury na Świecie” i nominowane do Nagrody Literackiej „Gdynia”.