OLGA TOKARCZUK/ANDRZEJ WAJDA Korespondencja

Korespondencja Olgi Tokarczuk i Andrzeja Wajdy
w opracowaniu Tadeusza Lubelskiego

Andrzej Wajda bardzo wcześnie, jeszcze w okresie Szkoły Polskiej, doszedł do dwu przekonań, którymi kierował się stale w swojej praktyce reżysera filmowego. Po pierwsze, że trzeba szukać kontaktu z pojawiającymi się zdolnymi pisarzami, bo twórca fabuł i dialogów zmagający się na co dzień z polszczyzną jest mu jako filmowcowi niezbędny. Po drugie, że po ukończeniu filmu nie można ograniczać się do pracy nad jednym nowym projektem; warto uruchamiać kilka naraz, bo nigdy nie wiadomo, który z nich wypali. Z projektów niezrealizowanych większość porzucał, niektórych jednak żałował, więc do tych wracał co jakiś czas – a nuż uda się następnym razem? Takiego trybu nauczyło go zwłaszcza doświadczenie z filmem Popiół i diament. Po Kanale zaangażował się w kilka innych scenariuszy, kiedy nagle przeczytanie powieści Jerzego Andrzejewskiego, a następnie kontakt z nim samym doprowadziły do powstania filmu, który uważał za najważniejszy z wszystkich, jakie zrobił. Potem przez całe życie tęsknił za twórczym porozumieniem, jakie uzyskał z Andrzejewskim w toku tamtej współpracy i wciąż na nowo go poszukiwał.

Temat spod serca

W trakcie pracy w Archiwum Andrzeja Wajdy, którego właścicielem jest Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, gdzie przygotowujemy wraz z Agnieszką Morstin wydanie jego Notesów, natknąłem się na jeden z rozdziałów tego poszukiwania, który może zainteresować czytelników. Tym bardziej że w czołówce żadnego z filmów nie został upamiętniony. Świadomie używam w tytule anachronizmu – Olga Tokarczuk nie mogła jeszcze figurować na liście kandydatów do Nobla, kiedy w latach 90. reżyser nawiązał z nią kontakt. Ale Wajda umiał wyczuwać talent; już w pierwszym akapicie pierwszego listu jego adresatka zestawiona zostaje z Andrzejewskim. Choć to ona oczywiście czuła respekt przed mistrzem; Wajda był już żywym klasykiem kiedy przyszła na świat.

Nawiązanie kontaktu z Olgą Tokarczuk łączyło się z jednym z jego projektów powracających, jak dziś wiemy, ostatecznie niezrealizowanych: filmu o Chopinie. Jeszcze w latach 70., jako szef Zespołu „X”, Wajda starał się uruchomić plan cyklu filmów telewizyjnych, z których każdy – autorstwa innego pisarza i z innym wykonawcą głównej roli – przedstawiałby inny okres życia muzyka. Skoro wtedy się nie udało, reżyser zaczął rozważać własny film. Jako niespełniony malarz wymyślił projekt malarski. Zaczął gromadzić materiały wokół tematu spotkania Eugène’a Delacroix z parą Chopin-George Sand. Delacroix początkowo malował ich oboje, a kiedy się zorientował, że się rozstają, przeciął obraz na pół. Ukończony portret kompozytora jest dziś sławnym obrazem, a szkic pisarki pozostaje w zapomnieniu.

Oto tło korespondencji, jaką reżyser zainicjował w 1998 roku, myśląc o tym, co czeka go po Panu Tadeuszu. Lektury podsuwała mu wtedy często żona, Krystyna Zachwatowicz. Trudno powiedzieć, która z książek Tokarczuk skłoniła go do napisania poniższego listu: Prawiek i inne czasy, czy któreś z trzech opowiadań z Szafy.



[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Warszawa 25 czerwca 1998

Wielce Szanowna i Droga Pani Olgo,
pozwalam sobie tak pisać do Pani, gdyż chcę Pani powierzyć projekt bardzo drogi memu sercu. Jest to jeszcze jedna i chyba już ostatnia próba filmu o Chopinie, do którego w różnych latach, niestety bez powodzenia, zbliżałem się kilkakrotnie.
Tymczasem posyłam Pani materiał, z którego być może wyniknie tylko utwór literacki – zresztą ja nie domagam się scenariusza – jak to było przed laty, kiedy Jerzy Andrzejewski napisał Bramy raju w dwóch zdaniach, a miała to być tylko rzecz do filmu.
W życiu Chopina nie ma wiele materiału, tym bardziej widzę w tym podzielonym portrecie szansę na jakąś filmową opowieść. Tajemnica najpierw powstania, potem zaniechania przez Delacroix dalszego malowania, w końcu rozcięcie płótna i rozejście się kochanków – ten temat nie powinien być Pani obcy. Porzucam więc dalszą agitację i oczekuję Pani listu.
Z wyrazami podziwu,

Andrzej Wajda


[Olga Tokarczuk do Andrzeja Wajdy]

Krajanów 18 sierpnia 1998

Szanowny Panie,
poczułam się naprawdę wyróżniona tym, że zechciał się Pan podzielić ze mną swoim projektem tak bliskim Pana sercu. Temat jest rzeczywiście tajemniczy. Rozbudza wyobraźnię. Budzi domysły. Myślę, że to świetny materiał na film. Przeczytałam materiały, które mi Pan przysłał, bardzo uważnie. Najbardziej mnie w tym wszystkim pociąga atmosfera Paryża tamtych lat, duch, który wtedy panował na świecie. Zdałam sobie też sprawę, jak bardzo schematyczne i szkolne mam wyobrażenia na temat Chopina. Dopiero drobna rzecz uświadomiła mi, jak mało – proszę wybaczyć to dziwaczne określenie – wiem zmysłowo na temat tamtego czasu. Chodzi mi o list Delacroix do przyjaciela z prośbą o zabranie fortepianu z pracowni. Ten maleńki szczegół sprawił, że zaczęłam myśleć o całej sprawie właśnie zmysłowo. Konkretni ludzie, przedmioty, zapachy, faktury materiału, jakieś potrawy, dźwięki…
W tej chwili mogę Pana zapewnić, że zajmę się tym tematem, cokolwiek miałoby z tego wyniknąć. We wrześniu wyjeżdżam na dwumiesięczne stypendium do Francji i będę w domu pod koniec listopada. Wiem, że i Pan jest teraz zajęty pracą nad Panem Tadeuszem. Proszę mi jeszcze wybaczyć moje długie milczenie – w czasie wakacji dużo podróżowałam i bardzo nieregularnie odbierałam pocztę.
Serdecznie Pana pozdrawiam. Proszę pozdrowienia przekazać także Pańskiej żonie.
Z wyrazami ogromnego szacunku,

Olga Tokarczuk


[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Warszawa 20 sierpnia 1998

Szanowna Pani Olgo,
list Pani otrzymałem dzisiaj i natychmiast spieszę zawiadomić, że będę czekał cierpliwie na rezultat Pani rozmyślań nad Chopinem. Z treści tego, co przeczytałem, widzę jasno, że oścień mego pomysłu głęboko drasnął Pani serce, a to właśnie było moją nadzieją. Życie nie jest niestety tak długie jak się to nam wydaje, ale będę czekał cierpliwie do Pani powrotu z Francji. Mam zresztą jeszcze nieco pracy nad Panem Tadeuszem, którego realizacja czasami wprawia mnie w zdumienie.
Dziwne, ale myślałem, że to się już nigdy nie zdarzy.
Życzę udanej podróży i pozostaję z nadzieją, że będzie Pani rozmyślać o moim projekcie,
serdeczności,

Andrzej Wajda



Po tej wymianie następuje seria świadectw dalszego kontaktu – głównie telefonicznego, trochę też elektronicznego między Olgą Tokarczuk a Krystyną Zachwatowicz (sam Andrzej Wajda lubił dzwonić, ale ani komputera, ani telefonu komórkowego nigdy nie miał). Zajmowali się w tym okresie czym innym – reżyser fazą postprodukcji Pana Tadeusza, pisarka – wydaniem powieści Dom dzienny, dom nocny i pisaniem eseju Lalka i perła. Aż przyszedł list, zamykający tę pierwszą fazę ich kontaktu negatywną konkluzją.



[Olga Tokarczuk do Krystyny Zachwatowicz i Andrzeja Wajdy]

13 kwietnia 1999

Szanowni Państwo,
czuję się naprawdę zawstydzona, że tak długo się nie odzywałam. Ale i mnie po świecie nosiło, a jak tylko wracałam do domu, siedziałam cicho i praktykowałam nic-nie-robienie. Całe to zamieszanie w związku z tym, że zdecydowaliśmy się sami wydać moją książkę i teraz jestem też swoim własnym wydawcą, a takie rozdwojenie niezbyt dobrze robi. We Francji, muszę to z przykrością stwierdzić, niewiele zrobiłam i myślę teraz, że jednak nie odważę się wziąć za Chopina. To dla mnie za trudne. Nie umiem. Zmagałam się z esejem o Lalce Prusa i Paryż na zawsze już będzie mi się kojarzył z wędrówkami Wokulskiego. Literacko czuję się kompletnie wyczerpana po tej ostatniej powieści i chyba długo nic nie napiszę.
Ogromnie dziękuję za zaufanie z Państwa strony. Gorąco pozdrawiam i czekam, jak wszyscy, na Pana Tadeusza. Jeszcze raz proszę o wybaczenie mojego milczenia.

Olga Tokarczuk



W taki projekt weszłabym z biegu

Reżyser nie dał jednak za wygraną; kontakt nie został zerwany. Obie pary – Wajda i Krystyna Zachwatowicz oraz Olga Tokarczuk i Grzegorz Zygadło – spotykały się kilkakrotnie w przerwie między kolejnymi twórczymi działaniami. Z pewnego spotkania w Krakowie wyłoniły się dalsze plany. Jesienią 2004, na którą datuje się nowa część korespondencji, reżyser po raz ostatni pracował w teatrze (inscenizując Makbeta) i przymierzał się do – odkładanego, ale już nieuniknionego – wyreżyserowania Katynia; pisarka po wydaniu Ostatnich historii przebywała na paromiesięcznym stypendium w Niemczech, w nadbałtyckim miasteczku Ahrenshoop. Z przesłanej stamtąd do Wajdy widokówki wynika, że przywiozła tam z sobą (jednak) blok materiałów chopinowskich. „Wydaje mi się, że złapałam nitkę, na której można by zacząć prząść tę opowieść. O ile Pan pozwoli, będę się meldowała co jakiś czas”. Do odpowiedzi reżysera nie mam dostępu, za to ogromnie ciekawy okazał się następny list Olgi Tokarczuk, wprowadzający do ich kontaktu nowy temat; zapewne pod wpływem drugiej, środkowej opowieści z Ostatnich historiiParka (od imienia bohaterki Paraskowia) – wyłonionej z historii rodzinnej. Oto on:



[Olga Tokarczuk do Andrzeja Wajdy]

Arenshop 30.10.2004

Drogi i Szanowny Panie,
wielkie dzięki za to krótkie streszczenie „współczesnej Lalki”; przyznam jednak, że mnie nie uwiodło. Mam jakiś wyraźny brak wrażliwości na ten czas – Solidarności, przemiany 89 roku, wielkiej polityki. Zdaje się, że nie tylko ja. Jakby nie było słów i znaków, żeby to opowiedzieć, a każdy, kto próbuje, traci dystans i osuwa się w gazetowość (myślę głównie o próbach literackich, które nieśmiało podejmowali ludzie z mojego pokolenia). Coś z tymi czasami jest nie tak. Albo z nami, że nie potrafimy tego dotknąć.

Jeżdżę ostatnio wiele niemieckimi autostradami, które sprzyjają myśleniu, bo samochód prowadzi się praktycznie sam. Nie daje mi spokoju pomysł na film, którego punkt wyjścia byłby bliski II części Ostatnich historii (to ta moja nowa książka; mam nadzieję, że dostali ją Państwo od Wydawnictwa Literackiego). Mam przejmujące wrażenie, że ta część naszej wspólnej nowej historii nie została wystarczająco opowiedziana. Mam na myśli wędrówkę i przesiedlenie Polaków (i nie tylko) ze Wschodu na Ziemie Zachodnie, na Śląsk i Pomorze, te dramaty, które rozgrywały się po drodze, te zgubione dokumenty, porozrywane więzi rodzinne, nieustającą tęsknotę, nostalgię, szok kulturowy, utratę korzeni, zamianę jednego świata na drugi, nieumiejętność przystosowania się do nowych klimatów i miejsc, i mnóstwo drobnych ludzkich dramatów. Kiedy się pomyśli, że doświadczyło tego kilka milionów ludzi i że ta Opowieść żyje w jakimś sensie w następnych pokoleniach i że nie ma już przecież cenzury, to dlaczego nie powstała żadna epopeja na ten temat? Sami swoi nie wystarczą. To musiałaby być jakaś czuła, wrażliwa opowieść, widziana indywidualnie, wzrokiem jednej osoby. Stamtąd – tutaj.

Mam wrażenie, że wszyscy czekamy na taką opowieść, jest to w końcu część ostatniej historii Polski i początek nowego powojennego porządku. Wie Pan, że bliskie mi są te tematy, często biorę udział w jakichś przygranicznych dyskusjach o tej nowej tożsamości na Dolnym Śląsku. Zresztą, prędzej czy później, na ten temat schodzi każde spotkanie autorskie. Chętnie dowiedziałabym się, co Pan o tym myśli. Dlaczego nie mamy takiej opowieści, takiego filmu? O co chodzi?

Jadąc tym samochodem, już zaczęłam widzieć obrazy: bagaże, pociągi, które jadą w nieznane, zawsze na Zachód, puste, zniszczone miasta, rozpacz z powodu utraty domu, cudze domy, które trzeba oswajać, tajemnice miejsc, których nigdy nie da się przeniknąć, niepojętność nowego świata, akcent nie do ukrycia i wieczne poczucie tymczasowości.

To wcale nie musiałby być film z rozmachem, żaden fresk, żaden epos. A gdyby Pan się tym zajął, od razu temat nabrałby „ogólnonarodowego” znaczenia.

Widzę tutaj, w Niemczech, że Niemcy lepiej sobie z tym radzą. Tu jest cała literatura „wypędzeniowa”, całe półki w księgarniach, cała turystyka. No i mają Grassa z Blaszanym bębenkiem (i film, oczywiście!). Wydaje mi się, że i nam trzeba się będzie za to prędzej czy później zabrać. To już wisi w powietrzu. Ja oczywiście weszłabym w taki projekt z biegu.

Chopin. Przeczytałam już wszystko, co od Pana dostałam i uważam, że ten pomysł jest świetny. Niestety, stanęłam, bo teraz potrzebuję już biblioteki, więc ruszę, gdy w grudniu wrócę do Polski. Należałoby Chopina zbudować od początku, innego niż znamy, i utkać go z drobnych cech, anegdot i idiosynkrazji. Nie wiem dlaczego (widocznie to nasza ostatnia rozmowa w Krakowie) siedzi mi w głowie, że on się bał zostać pogrzebany żywcem – stąd to serce wyjęte, że przez całe życie miał klaustrofobię i obsesję, że się udusi.

Chętnie posłuchałabym też pod tym kątem jego muzyki, ale tutaj nie ma jak, więc po powrocie. Jest w tej muzyce taki element powietrza, przestrzeni, do oddychania. Życzę Państwu zdrowia i wielu twórczych pomysłów. Niestety, pozostaję do grudnia bez internetu, jednak odkrywam ponownie radość z pisania tradycyjnych listów. Pozdrawiam serdecznie

Olga Tokarczuk



Być może rozmawiali jeszcze w międzyczasie przez telefon. W korespondencji nie ma jednak żadnego śladu nawiązania przez Andrzeja Wajdę do przedstawionego tu przez pisarkę pomysłu filmowej opowieści – o transporcie ze Wschodu bardziej dramatycznym niż w Samych swoich. Rozmijali się. Jej nie uwiodło „streszczenie współczesnej Lalki”, jego – plan „opowieści o wypędzonych”. W liście z końca grudnia 2004 nawiązywał raz jeszcze do Chopina.




[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Warszawa, końcówka 2004

Droga Pani Olgo,
Nieco się zagubiłem w materiałach o Chopinie wysłanych Pani już wcześniej. Dokładam do kompletu tekst francuski na ten temat. Nie wiem też, czy maska pośmiertna dotarła do Pani. Jest ona w moim przekonaniu czymś niezwykłym i dobrze rozumiem racjonalny zmysł Mickiewicza, że ją ocenzurował. Gdyż ma się nijak do muzyki naszego geniusza.

Ja męczę nadal Katyń, ten temat mnie przerasta, a nie ma dziś dla niego pisarza, który zechciałby do tego po Odojewskim przyłożyć ręki. Postanowiłem więc złożyć samemu z tego co mam scenariusz i wystartować z projektem. W nowym 2005 Roku życzymy wraz z Krystyną wszystkiego co najlepsze.

Andrzej Wajda



Dialog o Chopinie rwał się. Kiedy Wajda w swoim Notesie pod datą 16 kwietnia 2006 po raz kolejny podsumowywał swoje niezrealizowane projekty, zapisał: „Chopin – portret podwójny. Olga Tokarczuk odmówiła”. Ona zaś do swoich Biegunów włączyła 10-stronicową nowelkę-esej Serce Szopena (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 351-361). Znalazł się tam akapit o zdjęciu przez męża Solange maski pośmiertnej muzyka. Zamykała dla siebie ten temat.

Genialny Tatarak

W międzyczasie pojawiło się jednak nowe otwarcie. W 25-lecie śmierci Jarosława Iwaszkiewicza „Tygodnik Powszechny” zamówił blok materiałów u swoich współpracowników. Wśród nich u Olgi Tokarczuk, która opublikowała esej Mój Iwaszkiewicz. Pisała tam między innymi: „Iwaszkiewicz pozostaje dla mnie prawdziwym mistrzem opowiadania. Do jego lektury dawno temu cierpliwie wprowadzała mnie moja mama, która go uwielbiała. Ale teraz wydaje mi się, że Iwaszkiewicza nie można porządnie czytać przed, powiedzmy, czterdziestką.

Jeśli założyć, że każda proza ma swoją tajemnicę, to taką tajemnicą w opowiadaniach Iwaszkiewicza jest subtelne wyczuwanie tragizmu w błahej codzienności. […] Przypomina mi się genialny Tatarak. Dwa ostatnie akapity. Obrazy całowanego ciała topielca, jego góra i dół oddzielone od siebie szokująco realistycznym rąbkiem żółtych slipów na zawsze zostają w pamięci. Dwie sfery ludzkiego doświadczenia, nieodłączne od siebie, ale dramatycznie oddzielone, piękno i rozpad, młodość i śmierć – to środek Iwaszkiewiczowskiego uniwersum, kwintesencja tego pisarstwa” („Tygodnik Powszechny” 6 marca 2005, nr 10, s. 12).

Wajda nie mógł na to nie zareagować.



[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Warszawa, 7 kwietnia 2005

Droga Pani Olgo,
Nie mogę się powstrzymać, żeby napisać do Pani w związku z niewielkim tekstem o Tataraku, jaki zamieściła Pani w „Tygodniku Powszechnym”. Dla mnie to opowiadanie to nieustająca udręka, od lat poszukuję sposobu uczynienia z tego tekstu filmu pełnometrażowego, gdyż tylko tak Tatarak zalśniłby na ekranie całym swoim blaskiem. Rzecz jasna są dwie drogi – można dodać jeszcze jedno opowiadanie Iwaszkiewicza, ale nie ma nic do pary. Drugie – to rozwinąć sceny i sytuacje z tego, co jest. Boję się jednak, że Jarosław napisał tyle, ile trzeba. Jakie są Pani myśli na ten temat? Czy mógłbym prosić o słówko, nawet jeśli to będzie potwierdzenie moich przypuszczeń? Jak donoszą, napisała Pani już scenariusz dla Jelinek, co, jak myślę, przybliża mnie do nadziei naszego spotkania. Przeczytałem raz jeszcze Pani opowiadania i jestem pewien, że jest w nich bliski memu sercu duch kobiecości, który umiałbym pokazać na ekranie. Tym bardziej, że kobieta jawi mi się jako bohater naszych czasów. Proszę o mnie czasem pomyśleć. Przesyłam serdeczności, Krystyna pozdrawia.

Andrzej Wajda



Być może jeszcze potem do siebie dzwonili, ale odpowiedź zawarta w liście Olgi Tokarczuk pisanym 22 września 2005 na Gotlandii nie napawała optymizmem. „Mam nadzieję, że jeszcze się Pan na mnie ze szczętem nie obraził – za milczenie, za moją oporność w tym rwanym naszym dialogu o Szopenie. Zachęcana przez Pana, wiele razy przymierzałam się do opowiadania, ale zawsze wynikają ni stąd ni zowąd jakieś inne pomysły, moje własne zobowiązania, w które wpadam i wolno się wygrzebuję”. Na razie sprawa była odległa; przed Wajdą były dwa lata zmagań z Katyniem. Kiedy jednak film został ukończony, w połowie 2007 roku reżyser zaczął intensywne przygotowania do Tataraku. Spotykali się w kilka osób w Studiu Akson, gdzie film miał powstać, na ogół z Krystyną Jandą, której udział – jako jedynej branej pod uwagę wykonawczyni roli pani Marty – był niezbędny.

4 lipca 2007 Wajda zapisał w swoim Notesie: „Część pierwsza Tataraku Iwaszkiewicza nie powinna być niczym zakłócona. Nie widzę tu potrzeby żadnych dodatków czy uzupełnień. Ale film rozpoczyna się od tych, którzy robią Tatarak i ten niewielki wstęp jest konieczny, jeśli mamy uzupełnić go o część drugą, współczesną, co pozwoli na film kinowy. W tej sytuacji wystarczające będzie wyeksponowanie w scenie ekspozycyjnej postaci asystenta, zbuntowanego przeciw kinu papy realizowanemu przez reżysera”.

Właśnie ta postać asystenta, przewidziana początkowo dla Macieja Stuhra, stawała się głównym problemem. Miała być swoistą przeciwwagą fikcyjnej postaci Bogusia, alternatywnym wariantem spotkania z przedwczesną śmiercią wyłaniającego się z życia ekipy. Zakładano, że ten nowy wątek wprowadzony zostanie w toku przedstawianego w filmie ostatniego dnia zdjęciowego. Asystent miał wkraczać do akcji przed nakręceniem końcowej sceny utopienia się Bogusia. Ale jak ten wątek miał się rozwinąć – w stronę erotyczną, czy raczej kinofilską? – nie było jasne. Potrzebny był pisarz.

22 lipca 2007 reżyser zapisał: „Do Iwaszkiewicza trzeba dodać coś w tym samym literackim duchu – rzecz tajemniczą, erotyczną, niedopowiedzianą, a nie jakiś temat społeczny typu młodzi-starzy. Trzeba zacząć od nowa – ale z kim? Najchętniej z Tokarczuk, ale ona nie chce. Może Huelle?”. Jak zwykle w takich wypadkach nie zawiodła go intuicja. 28 sierpnia wyczuł odpowiedni moment. Po czym zanotował: Piękna chwila około 18.30: zadzwoniłem do Olgi Tokarczuk z prośbą, aby napisała do Tataraku drugą część na temat nocy w blokowisku – Jandy z widzem kinowym, którego traci z oczu rankiem przed zdjęciami”. Efektem był list napisany następnego dnia.



[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Warszawa 29 sierpnia 2007

Droga Pani Olgo,
Decyzja, którą usłyszałem i Pani natychmiastowa reakcja zarówno na Tatarak Iwaszkiewicza, jak i na mój pomysł uzupełniający, wzbudziła moje nadzieje i znów zabiło mocniej serce starego reżysera, że Kino mnie nie opuszcza. Pomyślałem, że warto zapisać w kilku zdaniach opowieść moskiewską sprzed 40 lat dla Pani.

Ekipa filmowa gdzieś na obrzeżach Moskwy robi zdjęcia ze znanym powszechnie aktorem, kochanym przez wszystkich. Te zdjęcia trwają tam już 2-3 dni. Na tyle długo, żeby nasz artysta dostrzegł w tłumie gapiów dziewczynę, stale obecną. Ten dzień jest szczególnie depresyjny dla naszego ulubieńca widowni. Ma jakieś osobiste kłopoty domowe, a może i film już mu się nudzi. Zagaduje do dziewczyny i kryjąc twarz przed przechodniami pozwala się zaprowadzić do jej mieszkania.

Teraz dzielnica. Jest to typowe podmoskiewskie blokowisko z dziesiątkami mrówkowców. Aktor z dziewczyną wchodzą do jej mieszkania, gdzie, pewnie czasowo, mieszka sama… Tu urywa się moja opowieść, gdyż nigdy nie rozmawiałem z tym aktorem, a z relacji reżysera – następnego dnia znalazł go w kompletnej depresji i usłyszał tylko zakończenie.

Nasz bohater, jak w prawdziwej rosyjskiej powieści, znalazł w tej dziewczynie kobietę swego życia. Prawdziwą, szczerą, pozbawioną ekscytacji jego sławą. To nagłe uczucie go zgubiło, gdyż obudziwszy się pierwszy, patrząc z rozczuleniem na ukochaną, postanowił przygotować wspólne śniadanie. Niestety znalazł pustą lodówkę. Wtedy zbiegł na dół, znalazł lokalny sklep gdzieś w pobliżu, ale wracając pomylił kierunek, zawrócił i tu już zgubił się na dobre. Niczego już nie był pewien – piętra, drzwi klatki schodowej, wszystko okazało się identyczne… Na pocieszenie reżysera, że zguba sama się znajdzie, odpowiedział, że ta kobieta nigdy się nie odezwie, gdyż tej nocy wzięła go za kogoś serio, a rano odnalazła faceta, który ucieka od kobiety po zabawieniu się z nią nocą. Nie wróci. To była prawda, ekipa dokończyła zdjęcia i przeniosła się do studia.

Tyle moi rosyjscy przyjaciele. Zmiana z mężczyzny na aktorkę, i to taką jak Janda, to dobry sygnał. Rzecz nabiera dzisiejszości i kopciuszkiem staje się chłopiec. Czy to kinoman? Co go ciągnie do Krystyny? – nie wiem, ale wiem, że to, co Pani napisze, będzie widać na ekranie. Na to daję słowo.

Mam też dobre zakończenie filmu. Janda wraca po tej nocy rankiem do przyczepy na planie filmu. Ekipa przygotowuje tymczasem ciąg dalszy sceny wczorajszej – śmierć Bogusia z Tataraku. Kiedy do reżysera (tej roli nie mam zamiaru oddawać nikomu) dochodzi wiadomość, że Janda czuje się źle – idę do niej. Tu nasza rozmowa jest nieunikniona. Liczę na Panią. Janda mówi, ja słucham.

Dalej cała ostatnia sekwencja Tataraku, aż do sceny nad ciałem martwego Bogusia, ale kiedy zaczną się końcowe napisy znajdziemy się w małym kinie, połowa sali, niektórzy wstają i wychodzą. Widzimy chłopca z nocy, jak stoi pod ścianą tak zapatrzony w ekran, że kierownik kina musi mu zwrócić uwagę – czas otwierać drzwi następnym widzom.

Jak się Pani domyśla, po Katyniu szukam dla siebie jakiegoś utulenia, zagłębienia się we współczesność, zatopienia w bezinteresowności, w żywiole kina. Nie jest łatwo być starym reżyserem, gdyż kino jest z samej natury młode i takie małżeństwo starca nad grobem z dziewczyną wygląda okropnie, a tu jeszcze mają zamiar robić dzieci… To, co napisałem, trąci naturalnym szantażem, ale raz jeszcze wracam do naszej telefonicznej rozmowy. Budzi ona moje wielkie nadzieje i wierzę, że nie zawiedzie mojej intuicji. Proszę przyjąć serdeczności i życzenia sukcesów nowej książki

Andrzej Wajda


[Olga Tokarczuk do Andrzeja Wajdy]

10 września 2007

Drogi i Szanowny Panie,
Naprawdę bardzo się przejęłam tym pomysłem. Uważam, że może to być piękny i mądry film o samotności, zagubieniu w rolach i pragnieniach, które jakoś zawsze idą pod prąd wszystkiemu. Zanim jeszcze przeczytałam i Pański list i scenariusz, widziałam w roli Reżysera właśnie Pana i bardzo się ucieszyłam, że tak Pan już wcześniej postanowił.

Uważam, że dialogi w scenariuszu są bardzo dobre, absolutnie przekonujące. Ale przede wszystkim podobają mi się te dwa plany, które się wzajemnie przenikają i Pan zapewne wie bardzo dobrze, jakie to prawdziwe, właśnie to przenikanie się potocznej rzeczywistości z tą, którą nosi się w głowie. Ci, którzy tworzą, znają to uczucie – wiecznego dopełniania się, nachodzenia na siebie światów, dopowiadania się sensów. Tak właśnie jest, choć zupełnie nie wiem, na jakiej zasadzie to działa.

Od razu, intuicyjnie, po rozmowie z Panem przyszedł mi do głowy mocny obraz – miłości, także tej zmysłowej, fizycznej, beznadziejnej. Namawiałabym Pana, żeby pójść za opowieścią moskiewską w całości, zwłaszcza jeśli wątek erotyczny będzie à rebours, czyli to starsza kobieta z ugruntowaną pozycją spędzi noc ze Studentem. Szkoda byłoby tracić to napięcie w nie do końca psychologicznie umotywowanej fascynacji kinomana. Tatarak jest opowiadaniem o pożądaniu i powinniśmy pozostać temu wierni. Ale też dziś inaczej się mówi o pożądaniu niż w czasach Iwaszkiewicza. Oczywiście trzeba to zrobić z wielkim wyczuciem. Ale myślę, że warto.

Czuję w tym ogromny potencjał, bo to jest rzecz okryta potężnym tabu. W naszej kulturze kobiety po pięćdziesiątce nie mają żadnej seksualności. Mężczyźni, ich równolatkowie, z powodzeniem żenią się powtórnie z młodziutkimi dziewczynami, robią sobie jeszcze dzieci i miewają się dobrze. Kobiety w tym wieku są wystawione poza nawias. A przecież to zupełna bzdura. Zresztą każdy człowiek ma prawo pragnąć w tym świecie, który zbudowany jest głównie z niespełnienia, czy nie mam racji?

Niepokoi mnie jeszcze jedna rzecz – bloki. O ile jest zrozumiałe, że w Moskwie można się zgubić między blokami, czy jest to możliwe na osiedlu w Sandomierzu? Chyba że się coś wymyśli – deszcz, szybki bieg pod parasolem itp. Mam teraz we wrześniu trochę wyjazdów, ale wezmę z sobą scenariusz i obiecuję od razu wziąć się do pracy. Jesienią będę też często w Krakowie, więc możemy się spotykać i dyskutować postępy prac. Z niecierpliwością czekam na Katyń. Pozdrawiam Pana serdecznie i proszę przekazać serdeczności dla pani Krystyny. Z poważaniem

Olga Tokarczuk


[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Warszawa 12 września 2007

Droga Pani Olgo,
Pani list okazał się wspaniałym prezentem w przeddzień pierwszego pokazu Katynia, gdyż dał mi nadzieję na następny film. Pani uwagi przyjmuję, gdyż pisze Pani słusznie, że dobieramy się do Tataraku ze wszystkimi konsekwencjami tego arcydzieła literatury. Nie mam żadnych wątpliwości, że trzeba zmierzyć się z najtrudniejszym, proszę dać mi tylko szansę.

Natomiast Pani wątpliwości co do blokowiska zamierzam przełamać. Nie chcę i nie muszę nazywać Sandomierza Miastem nad Wisłą. To pierwsze, a dalej – przecież blokowisko to żywioł, topisz się w wodzie, gnijesz utopiony wśród jednakowych domów, w anonimowym świecie zgotowanym nam przez cywilizację. To idzie dobrze w parze. Najpierw rozpaczliwe poszukiwanie chłopca z blokowiska, a później rozpacz w podwodnej walce z ciałem Bogusia. Nadchodzące dni wymagają ode mnie wiele wysiłku, ale od 22 września osiądę w Krakowie. Raz jeszcze dziękuję i przesyłam serdeczności

Andrzej Wajda



Jego wysiłku wymagały wydarzenia wokół premiery Katynia, które tylko częściowo były za nim. Ona start nowej książki miała akurat przed sobą. W Notesie Wajdy z 10 października 2007 zapis: „O 16.00 w Noworolu z Olgą Tokarczuk. O 18.00 w Wydawnictwie Literackim promocja jej książki Bieguni”. Sąsiednie dwie kartki zajmują jej dwie podobizny; wybieram do reprodukcji tę, która wydaje mi się trafniejsza. I jeszcze jedna notatka: „Olga Tokarczuk opowiada, że – jak słyszała – na dalekiej północy Rosji, gdzie trwa zmarzlina, stały wysokie bloki mieszkalne, dziś zamieszkane już tylko na dolnych piętrach, gdzie mieszkańcy palą resztki ram okiennych i wyposażeń pozostawionych przez tych, którzy wyemigrowali”.

Podobizna Olgi Tokarczuk autorstwa Andrzeja Wajdy. Właściciel: Archiwum Andrzeja Wajdy – Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha.

Zreferowaną tu przez reżysera opowieść pisarka rozwinęła w tytułowym opowiadaniu Biegunów, najwspanialszym fragmencie książki – o jej rosyjskiej rówieśniczce, która, zafascynowana postacią bezdomnej członkini sekty, wiedziona kaprysem chwili sama próbuje bezdomnego losu. Urodziła się w Workucie, to tam rozegrała się historia wieżowca. Teraz jednak akcja miała się toczyć na innym blokowisku. Dwa dni później w kolejnym liście Wajda wraca do spotkania.



[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Kraków 12 października 2007

Droga Pani Olgo,
spotkanie w Wydawnictwie Literackim świetne – i sala, i Pani jako rozmówca bardzo przekonujący. Policzyłem mężczyzn. W tej nabitej do ostatniego miejsca sali nie było nas więcej niż 25 chłopa. To jest temat. Czasem myślę, że wraz z niewolnikami kobiety podgryzły Imperium Rzymskie, z którego my mężczyźni byliśmy tak dumni.

Ale ja, zamiast do interesów jak przystało na filmowca, biorę się do nie swojej roboty! Pani Olgo! Bieguni już żyją własnym życiem, teraz Tatarak oczekuje Pani pióra. Proszę go już nie odkładać, tym bardziej że: życie jest krótkie; wszyscy czekają na film Tatarak; nikt się nie spodziewa takiego Tataraku; nie zajmie to Pani zbyt wiele czasu.

Słowem, dobrze by było to napisać najpóźniej na koniec listopada, a projekt na koniec października, gdyż muszę zakręcić się, żeby dostać jakieś pieniądze na ten film, a to też wymaga czasu. Zdjęcia maj-czerwiec, premiera w kinach wrzesień 2008. W Wałbrzychu premiera światowa ze względu na Panią! Pominę Iwaszkiewicza pogrzebanego w górniczym mundurze, gdyż nigdy tego nie zrozumiem… A więc oczekuję projektu tego, co chce Pani napisać i opowiadania. Proszę pisać nie myśląc o filmie. Jakoś sobie poradzę. Ważne, jak widzi Pani chłopca (rzecz jasna w kontraście do Bogusia z Tataraku) i rolę Krystyny Jandy.

Raz jeszcze dziękuję za wieczór w Krakowie i serdecznie pozdrawiam

Andrzej Wajda



Pisarka wywiązała się z obietnic. Przesłała konspekt, wkrótce i scenariusz. 10 grudnia 2007 reżyser notował: „Przeczytałem scenariusz Tataraku Olgi Tokarczuk przesłany wczoraj mailem. Jakoś bałem się robić to przed nocą. Teraz widzę, że niepotrzebnie. Serce zabiło mi mocniej i czekam tylko wiosny, żeby zaczynać!”. Z dalszych notatek wynika, że przez następne dni często rozmawiali przez telefon; reżyser uzgadniał z pisarką wprowadzane przez siebie zmiany i uzupełnienia.

2 stycznia 2008 reżyser złożył ukończony scenariusz Tataraku – ta data figuruje pod tekstem opatrzonym nazwiskami ich obojga. Pisarka przekształciła postać asystenta w kogoś nieco innego, bardziej tajemniczego. Jan to na co dzień komornik, ściślej rewindykator długów, który hobbystycznie – jako właściciel starej syrenki – wypożycza ją do produkcji filmu; zabytkowy samochód potrzebny jest jako rekwizyt dla doktora, czyli Jana Englerta. To jest haczyk, na którym zawieszona zostaje scena spotkania Jana z aktorką, która uciekła z planu. Po Katyniu Wajda chciał powierzyć tę rolę Antoniemu Pawlickiemu. Ona potrzebuje opieki, on prowadzi ją do skromnego mieszkania swojej siostry, w nieodległym blokowisku, skąd planuje wyjazd do Irlandii. Spędzają z sobą noc, po czym nad ranem on dostaje ataku tajemniczej choroby. Ona wybiega nocą do apteki, po czym nie może znaleźć drogi powrotnej. Wraca do ekipy, zwierza się ze swojej przygody reżyserowi, finał jak u Iwaszkiewicza.

Złożony tekst mieli przeczytać członkowie ekipy oraz recenzenci PISF-u. W dołączonej eksplikacji reżyser pisał: „Jednym z moich licznych grzechów śmiertelnych jest ten, że nie opowiedziałem przed laty tej historii Jarosławowi Iwaszkiewiczowi. Dziś zastępuje go Olga Tokarczuk własną wersją, która rymuje nadwiślańskie topielisko z anonimowością dzisiejszych blokowisk. Tym sposobem zbliżamy się do dziś, które kinowa widownia ogląda zawsze z największą ciekawością i łączymy opowieść Iwaszkiewicza z filmem powstającym na naszych oczach”. Wiadomo było jednak, że będą potrzebne dalsze zmiany.

Niektóre proponowała Olga Tokarczuk w mailu, wysłanym 6 stycznia na adres Krystyny Zachwatowicz. „Przeglądam jeszcze raz nasz tekst i nie jestem pewna, czy wszystko jest dobrze. Co mówili ci, którzy czytali? Bardzo przydałaby się nam rozmowa, może także z innymi scenarzystami, którzy będą pracować nad nim. Trochę się boję, czy ta formuła będzie właściwa i przede wszystkim zrozumiała dla widzów. Mam cały czas potrzebę dopowiadania sobie, co tak naprawdę chcemy osiągnąć”. I dodaje szereg nowych pomysłów, z których trzy przytaczam:



„Iwaszkiewicz wielokrotnie wspomina o zielonkawym zabarwieniu wody, powietrza. Cały Tatarak jest zielonkawy, zgniłozielony. Warto by było zachować tę zieleń w filmie. […] Wydaje mi się, że początek filmu jest za bardzo sterylny. Czy nie byłaby tutaj potrzebna scena, która by bezpośrednio wskazywała na klimat opowiadania, np. scena, w której doktorowa stoi przed lustrem, naga do połowy i bada swoje piersi tak, jak się je bada poszukując guza. Ta postać jest tak bardzo cielesna, zmysłowa, że powinna się pojawić na początku w takiej c i e l e s n e j postaci. […] Akcja opowiadania dzieje się w przeddzień Zielonych Świąt. To w tradycji chrześcijańskiej jedno z najważniejszych świąt – zesłanie Ducha Św. Ale w tradycji pogańskiej Zielone Święta to festyn płodności, ślepej siły miłości i pożądania, początek płodnego lata, maksymalny rozkwit tuż przed osunięciem się w rozpad i umieranie. Życie i śmierć są jednocześnie obecne w tym samym momencie, siłują się ze sobą. Wydaje mi się, że koniecznie trzeba by było to pokazać.
Bardzo serdecznie Państwa pozdrawiam i życzę dobrego, spokojnego i twórczego 2008. Żeby udał się ten film! Olga Tokarczuk”.



W międzyczasie jednak, 5 stycznia, wydarza się coś tragicznego, co zmienia sytuację życiową twórców przygotowujących Tatarak. Na raka płuc umiera Edward Kłosiński – wybitny operator, mąż Krystyny Jandy. 20 stycznia 2008 Andrzej Wajda zapisuje w Notesie: „W porannym półśnie przypomniała mi się Janda na cmentarzu, mówiąca o tym, że całą noc przedpogrzebową oglądała Człowieka z marmuru. A gdyby tak przenieść tę sytuację do Tataraku? Jej anonimowy wielbiciel ma ten film niejako pod ręką i fragmenty oglądają razem. Albo pomyśleć, że to mieszkanie w bloku zmienia się w inny, ale lepszy świat i zjawia się w nim taka kobieta jak Janda. Słowem noc miłosna może być zastąpiona przez wymyśloną fantazję. Coś ze świata marzeń znikającego rano. W tym duchu będę rozmawiał z Olgą Tokarczuk”. Tydzień później pisze do niej kolejny list.



[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Kraków 27 stycznia 2008

Droga Pani Olgo,
nieustannie powracam myślami do Tataraku, myślę o uzupełnieniu, które Pani zasugerowałem. Mam obawy, że przekształcenie aktora mężczyzny na kobietę aktorkę tylko pozornie zostaje tym samym, czym było w opowieści moich przyjaciół Moskali. Tam zagubiony sukcesami i łatwym życiem mężczyzna w ponurym blokowisku znajduje swoje szczęście i gubi je za chwilę bezpowrotnie jak w bajce, jak w życiu. U nas Krystyna ma swoje sprawy, nie wiąże z Komornikiem życia, zamiast dramatu rysuje się więc rodzajowy obrazek, nierównoważący Tataraku. To są moje niewesołe wnioski po namyśle. Ale przecież nie mamy obowiązku wiązać się z tą opowieścią, może Iwaszkiewicza można rozwinąć jakoś inaczej. […]

Jest i sprawa delikatnej natury. Krystyna gra w Tataraku postać, kreację filmową; nie wiem, czy zechciałaby – już jako ona sama – wykonywać taki striptiz po swoich ostatnich przejściach osobistych. W każdym wypadku około 15 lutego proszę o szansę na spotkanie, może do tego czasu znajdziemy jakiś pomysł wart rozwinięcia.

Serdecznie pozdrawiam

Andrzej Wajda


[Olga Tokarczuk do Andrzeja Wajdy]

1 lutego 2008

Drogi i Szanowny Panie,
przede wszystkim gratuluję nominacji do Oscara. To dopiero wydarzenie! Bardzo się cieszę tym bardziej, że – jak krążą słuchy – Katyń ma największe szanse. Będę trzymać kciuki.

Prawdę mówiąc, ja też mam i miałam sporo wątpliwości do tego naszego Tataraku. Wydaje mi się, że oryginalny tekst jest tak potężny, że nie ma co już przy nim grzebać i dopisywać. Przyznam też, że pierwsza wersja, którą mi Pan przysłał, nie przekonała mnie. Nie uważam, że zrobiłam coś naprawdę wyjątkowego, ale próbowałam jakoś sensownie połączyć obie płaszczyzny. Wiem – skutek nie jest olśniewający… Może tego nie widać, ale sporo się nad tym moim opowiadankiem napracowałam, chociaż wiem, ze wciąż pozostaje wiele do zrobienia. Mam męczące przeczucie, że byłby to genialny film, gdyby dobre pióro po prostu dopisało trochę scen i dialogów do tekstu Iwaszkiewicza. Trochę się przestraszyłam Pana ostatnimi uwagami o magiczności. Zupełnie nie rozumiem, o co miałoby wtedy chodzić i co właściwie ma Pan na myśli, mówiąc „magiczny”.

To, że na jakiś czas odsuwa Pan prace nad Tatarakiem, przyjęłam właściwie z ulgą, bo – zdaje się – nie mam talentów filmowych i dramaturgicznych, ciągnięcie zaś prac nad tym tekstem stawało się dla mnie coraz trudniejsze. Poza tym, rzeczywiście, Pani Krystyna Janda pewnie potrzebuje teraz odpoczynku od ryzykownych ról. Wiem, że prosił Pan też inne osoby o pomoc w rozbudowaniu Tataraku, więc mam nadzieję, że prace będą posuwały się do przodu i w dobrym kierunku. […] Bardzo serdecznie Pana pozdrawiam i życzę największych sukcesów

Olga Tokarczuk



Po tej wymianie korespondencji następuje kilkumiesięczny okres niepewności, wynikający nie tylko z potrzeby dalszych zmian w scenariuszu, także z niejasnego statusu praw do tekstu Iwaszkiewicza. Pod koniec kwietnia, w chwili kryzysu, reżyser zrezygnował nawet z realizacji. Definitywne uzyskanie praw przez producenta na powrót jednak uaktualniło projekt. W połowie maja, po powrocie z podróży do Włoch, Olga Tokarczuk wróciła do pracy. Spotkali się z Wajdą w Warszawie przy okazji jej pobytu na Targach Książki. Omówili dalsze zmiany. Szczęśliwy okazał się zwłaszcza pomysł pisarki, czyniący postać przybyłej z Warszawy przyjaciółki aniołem śmierci. Nie tylko przywoziła wyniki badań, na które czekał doktor; to u niej zatrzymali się dwaj synowie doktorostwa, kiedy przybyli do Warszawy latem 1944, to od niej poszli do powstania; u Iwaszkiewicza nie było przecież tego motywu. Ale całość wciąż nie wydawała się satysfakcjonująca. 22 lipca Wajda był ponownie bliski rezygnacji.

Wszystko zmieniło się kilka dni później, kiedy Krystyna Janda przyniosła reżyserowi swoje notatki o śmierci męża. Po czym zdecydowała się na ofiarowanie ich filmowi. 4 sierpnia Wajda zapisał: „Czekałem aż nastąpi ten dzień. Nie zawsze się zjawia, ale zawsze oczekuję takiego momentu, kiedy film staje cały przed oczami. Zadzwoniłem do Pawła, który dziś przeczytał opowieść Jandy o śmierci Edwarda i zrobiło to na nim nie mniejsze wrażenie niż na mnie. To wyznanie godne jest Tataraku, w przeciwieństwie do kolejnych prób dopisania drugiej opowieści”. Zdjęcia powstały w sierpniu i wrześniu. 18 września 2008 Wajda napisał nowy list:



[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Droga Pani Olgo,
Proszę wybaczyć długie milczenie, ale realizacja filmu całkowicie pochłonęła mój czas. Film Tatarak już gotowy. Właśnie kończę ostatnie prace montażowe. Stało się też coś, czego nie doświadczyłem nigdy w moim długim życiu filmowym. Najpierw mój lekarz, prof. Andrzej Szczeklik, zwrócił moją uwagę na krótkie opowiadanie Máraia Nagłe wezwanie, idealnie rozwijające nasz pomysł choroby Marty. A następnie Krystyna Janda napisała dla mnie dziennik choroby i śmierci Edwarda Kłosińskiego, który zdecydowała się wyznać do kamery filmu Tatarak. Tym sposobem otrzymałem brakujący mi materiał do filmu kinowego. Tym monologiem połączyła Krystyna postać pani Marty z aktorką Jandą grającą w moim filmie. Miałem już różne zdarzenia w życiu, ale nigdy dotąd życie tak jawnie nie spotkało się z ekranem, jak to ma miejsce w Tataraku, przy czym nie naruszyłem w niczym Iwaszkiewicza.

Nie mogłem nie wyjść naprzeciw temu, co wyszło na moje spotkanie niespodzianie. Myślę, że postępując w ten sposób potwierdziłem gotowość do robienia filmu w moim wieku. Chciałbym, aby Pani spojrzała na to równie wyrozumiałym okiem i obejrzawszy nasz film pozwoliła umieścić w napisach swoje nazwisko, jako autora scenariusza wraz ze mną. Proszę potraktować to jako pierwsze spotkanie z filmem w takim charakterze, a ja nie tracę nadziei, że uda nam się razem zrobić jakiś piękny film w niedalekiej przyszłości.

Z wyrazami przyjaźni pozostaję

Andrzej Wajda



Listy widocznie minęły się, bo 1 października Olga Tokarczuk przesłała na adres Krystyny Zachwatowicz wiadomość mailową tej treści:



[Olga Tokarczuk do Krystyny Zachwatowicz i Andrzeja Wajdy]

Drodzy Państwo,
już bardzo dawno nie widzieliśmy się i tylko ze słyszenia – i to w bardzo ogólnej formie – znam dalsze dzieje filmu. Czy zdjęcia już ukończone? Czy wszystko się udało? Jak nastrój pana Andrzeja – czy zadowolony, spełniony? I w którym kierunku poszedł scenariusz? Mam nadzieję, że zadając te pytania nie wydam się Państwu wścibska, ale czuję, iż także część mojego serca została przy Pani Marcie i Tataraku. Cieszę się, że wszystko poszło tak szybko, to dla mnie znaczy, że przypłynęło jednak dużo dobrej energii do tego filmu.

Pozdrawiam oboje Państwo bardzo gorąco

Olga Tokarczuk



13 października, w tydzień po gali Nagrody Nike, Andrzej Wajda odpowiedział:



[Andrzej Wajda do Olgi Tokarczuk]

Droga Pani Olgo,
to bardzo piękna chwila dla mnie i Krystyny, kiedy widzieliśmy tryumfalne zwycięstwo Pani Biegunów. Raz jeszcze proszę przyjąć nasze wyrazy przyjaźni.

Tatarak już gotowy, w tym sensie, że można go obejrzeć w całości, choć prace techniczne potrwają pewnie jeszcze do końca roku. Ponieważ redagujemy napisy czołowe filmu, chciałbym wiedzieć, czy i jak mogę użyć Pani nazwiska. Stąd pytanie, czy będąc w Warszawie nie znalazłaby Pani półtorej godziny, aby obejrzeć Tatarak i podjąć decyzję, którą według Pani życzenia zrealizujemy w napisach naszego filmu. Jestem też ogromnie ciekaw, jak odbierze Pani ten utwór, powstały z przypadku przekraczającego wszystko, co zdarzyło mi się w moim długim życiu.

Z serdecznościami, raz jeszcze gratulując NIKE

Andrzej Wajda



Wkrótce Olga Tokarczuk zobaczyła film w Akson Studiu. Wyraziła swój podziw. Zarazem uznała, że w świetle zmian straciła status współautorki i nie ma powodu umieszczać jej w czołówce. Z jej pomysłów została Jankowska-Cieślak jako anioł śmierci i ślad postaci komornika w osobie przypadkowego kierowcy, który zabiera Jandę z mostu. Niby niemało. Ale Andrzej Wajda przychylił się do jej prośby.

Właścicielem materiałów jest Archiwum Andrzeja Wajdy – Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha . Dziękuję pani Monice Lang, Agnieszce Morstin i panu Mateuszowi Matysiakowi za pomoc w przygotowaniu tekstu.

TADEUSZ LUBELSKI

OLGA TOKARCZUK ur. 1962. Pisarka, eseistka, laureatka literackiej Nagrody Nobla. Autorka kilkunastu powieści i zbiorów opowiadań, przetłumaczonych na ponad 30 języków. Dwukrotnie wyróżniona Nagrodą Literacką „Nike”: Bieguni (2008) i Księgi Jakubowe (2015), laureatka The Man Booker International Prize 2018. Na podstawie jej powieści Prowadź swój pług przez kości umarłych powstał film Agnieszki Holland Pokot.

ANDRZEJ WAJDA ur. 1926 r., zm. 2016. Reżyser filmowy i teatralny. Jeden z najwybitniejszych twórców tzw. polskiej szkoły filmowej. Nakręcił takie filmy jak Kanał, Popiół i diament, Ziemia obiecana, Katyń, Tatarak. Laureat honorowego Oscara za całokształt twórczości. Poświęciliśmy mu „ZL” numer 136.