NATALIA WOROSZYLSKA
Jeszcze jedno spotkanie z Gennadijem Ajgim

Gennadij Ajgi. Źródło: Wikimedia Commons.


Jeszcze jedno spotkanie z Gennadijem Ajgim

O planach przygotowania w Moskwie wystawy na 85-lecie Gennadija Ajgiego dowiedziałam się jeszcze w lutym ub. roku. Wystawa miała być poświęcona historii wydania książki Otmieczennaja zima (Zima dostrzeżona – wg tłumaczenia J. Woczkowa), która ukazała się w Paryżu, w emigracyjnym rosyjskim wydawnictwie Syntaxis w 1982 r. Jej pomysłodawca, przyszły kurator i w ogóle spiritus movens całego przedsięwzięcia Oleg Ułangin zwrócił się do mnie z prośbą, abym napisała, co wiem o przygotowaniach do wydania książki: „jak pani wie, pani ojciec Wiktor Woroszylski napisał posłowie do tomu Otmieczennaja zima”. Rzecz w tym, że choć mój ojciec wiele pisał o Ajgim, był jego pierwszym tłumaczem, przyjaźnił się z nim (o czym dalej), jednak konkretów na temat perypetii dotyczących publikacji tej książki nie znałam. Co więcej, stwierdziłam, że w książce, którą mam na półce, nie ma posłowia ojca. Jest krótki wstęp Pierre’a Emmanuela, zaczynający się następująco: „Ten poeta, jeden z największych poetów naszych czasów, w swojej ojczyźnie jest niemal nieznany. Nieznany, pozbawiony prawa druku, a żyje jedynie z przekładów na ojczysty język czuwaski. Jednak jest poetą rosyjskim, a przy tym wielkiego formatu; niejedna oficjalna sława jutro przy nim zblednie”. Rzeczywiście, wiele lat później, aż do śmierci poety w 2006 r., jego nazwisko wymieniane było rokrocznie wśród kandydatów do Nagrody Nobla. W charakterze posłowia zamieszczono Trzy spojrzenia na poezję Ajgiego – trzy teksty, wśród których znalazł się szkic Edwarda Balcerzana Polski Ajgi z poznańskiego „Nurtu” (1967 nr 5), o czym zresztą jego autor dowiedział się dopiero wówczas, kiedy i do niego zwrócono się o udział w przygotowaniu wystawy… Przejrzałam listy Ajgiego do Wiktora Woroszylskiego, mam ich ponad setkę, i znalazłam zaledwie kilka zdań, które mogły dotyczyć książki, o którą chodziło. Udostępniłam je organizatorom i o sprawie zapomniałam.

A późnym latem 2019 roku dowiedziałam się, że wystawa powstała, była już eksponowana w rodzinnej Czuwaszji i 23 września miała być otwarta w Domu Rosyjskiej Zagranicy im. Aleksandra Sołżenicyna w Moskwie. Pojechałam.

Natalia Woroszylska

Wiem, że to nie było najważniejsze na tej wystawie, ale spotkała mnie tam miła niespodzianka. Otóż w pewnej chwili stanęłam naprzeciwko… mojego zdjęcia, jednego z ulubionych. Mam na nim 10 lat i towarzyszę mojemu tacie na kiermaszu książki. A jako tekst opisujący przyjaźń mojego ojca z Ajgim wykorzystano fragmenty wspomnienia, które napisałam po śmierci poety dla „Nowej Polszy” (Spotkania z Ajgim, „Nowa Polsza”, 2006 nr 4). Pozwolę sobie przytoczyć obszerne fragmenty, wykraczające poza tematykę wystawy, bo mówiące nie tylko o Wiktorze Woroszylskim i Gennadiju Ajgim w latach 60-70., ale i o moim udziale w tamtym i późniejszym czasie w ich spotkaniach i nie tylko.

„Kiedy zobaczyłam Gennadija Ajgiego po raz pierwszy, miałam 13 lat. To było bardzo niezwykłe spotkanie dla wszystkich jego uczestników. A ja jestem szczególnie dumna, ponieważ dwa lata później Gennadij Ajgi przysłał zadedykowany mi wiersz Lekcje polskiego. Nie ma przecież na świecie wielu dziewczynek, którym wielcy poeci poświęcili wiersze.

Spotkanie odbyło się w Tallinie, dokąd przyjechałam z rodzicami wiosną 1971 roku. Była to pierwsza podróż moich rodziców do ZSRR od czasu ich powrotu z Moskwy w 1956 r. (w latach 1952–1956 byli tam na studiach doktoranckich, ojciec w Instytucie Literackim, w którym uczył się też Ajgi). Ojciec mój, Wiktor Woroszylski nie mógł jeździć do ZSRR. Jego odchodzenie od komunizmu zaczęło się właśnie w czasie pobytu w Moskwie, a przypieczętowane zostało przez zobaczone na własne oczy Powstanie Węgierskie. Władzom radzieckim nie mogło się to podobać. (…)

Rodzice skłaniali mnie do prowadzenia dzienniczka podróży, co robiłam, niestety, bardzo niechętnie. A jednak ślad tamtego spotkania pozostał: „Na schodach spotkaliśmy pana Ajgiego. Obiad zjedliśmy razem w domu. Wieczorem rodzice poszli z panem Ajgim do baru w hotelu Tallin, a ja poszłam spać (30.03.1971)”.

Pamiętam to spotkanie na schodach. Weszliśmy do klatki schodowej i napotkaliśmy brodatego człowieka niskiego wzrostu, o lekko skośnych oczach. Ojciec i ten pan przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie, jakby szukając znajomych rysów, niepewnie wypowiedzieli swoje imiona, po czym rzucili się sobie w ramiona. Poczułam wtedy, że między nimi – moim ojcem i Ajgim – jest jakaś niezwykła więź. Wcześniej wielokrotnie słyszałam to nazwisko i wiedziałam, że jest przyjacielem. Przyjechał specjalnie, żeby się spotkać i pobyć razem z nami. Został w Tallinie 5 dni, aż do naszego wyjazdu.

W Moskwie byli po prostu znajomymi. Ich przyjaźni dała początek poezja: w 1962 roku Ajgi przekazał mojemu ojcu przez okazję swoje wiersze, było to już po tym, jak przeszedł z czuwaskiego na rosyjski. Wiersze wywarły wielkie wrażenie na ojcu, nie były podobne do niczego, co znał w poezji rosyjskiej. Przetłumaczył i opublikował wiersz Śnieg – to była pierwsza zagraniczna publikacja Ajgiego, która potem, jak się okazało, otworzyła mu drogę do światowej sławy. Uznanie we własnym kraju przyszło o wiele później (pierwsze oficjalne publikacje po rosyjsku pojawiły się w 1987 roku). Sam Ajgi przy każdej okazji mówił o tym i pisał. Przeglądając półkę z publikacjami Ajgiego, natrafiłam na coś w rodzaju prospektu reklamowego, wydanego w Czuwaszji w 1986 r. (Czuwaszja pierwsza go odepchnęła, oskarżywszy o estetyzm i pesymizm, ale pierwsza przyjęła go z powrotem), z następującą dedykacją: „Mojemu drogiemu Wiktorowi – mojemu pierwoodkrywcy dobremu, Pierwszemu w przyjaźni, we wspólnocie nadziei i trwania!… (2 II 1987)”.

W wydanej właśnie [2006 r.] antologii przekładów mojego ojca z poezji rosyjskiej Moi Moskale Ajgiemu są poświęcone następujące słowa: „głównym zaś jej [przygody, która się wtedy zaczęła] urokiem przez cały czas było zbratanie z intensywną, oryginalną, bogatą osobowością heroicznego artysty i niepospolitego człowieka”. Przyjaźń rozwijała się, chociaż nie mogli się widywać: „…korespondowaliśmy ze sobą, wysyłaliśmy sobie (korzystając z pośrednictwa życzliwych podróżników) wiersze, książki, a nawet obrazy, ale pomiędzy naszym pożegnaniem w Moskwie w roku 1956, a następnym spotkaniem «na żywo» upłynęło piętnaście lat, do jeszcze następnego miało upłynąć kolejnych lat dziewiętnaście. A jednak było to prawdziwe obcowanie, współpraca i pomoc”. Wystarczy przywołać jeden przykład: ojciec mój napisał biografię Majakowskiego (Życie Majakowskiego, 1965), będąc pozbawionym możliwości korzystania z archiwów i bibliotek w Moskwie. We wspomnianej już antologii napisał: „…najwięcej zawdzięczam wielkiemu znawcy awangardy rosyjskiej, Gennadijowi Ajgiemu, który włożył szczególny wysiłek w odszukiwanie i potajemne przesyłanie do Warszawy nieocenionych wprost materiałów. Podówczas, żeby go nie dekonspirować, nie mogłem Ajgiemu nawet powiedzieć «dziękuję» we wstępie do książki…”. A przecież były to czasy „przedkomputerowe”, ba!, nawet kserograf nie był wówczas dostępny.

Ja także należałam do tych podróżników, którzy wozili w obie strony rozmaitej formy posłania poetów. Do dziś otaczają mnie znaki tych spotkań: podarowane przez Ajgiego obrazy, czuwaskie obrusy i kuchenne fartuszki, książki z dedykacjami. (…)

Uczestniczyłam także w tym spotkaniu, które nastąpiło po 19 latach od tallińskiego:

„I: wreszcie,
po 19 latach,
z Wiktorem,
z Janką, Nataszą,
z Galą: w Warszawie! –
o, szczęście…”

Na marginesie dodam, że właśnie wtedy, w 1990 r., kiedy Ajgi przyjechał do Polski odebrać Nagrodę Polskiego PEN Clubu za przekłady literatury polskiej na czuwaski, zadedykował ojcu egzemplarz tomu Zima dostrzeżona z 1982 r.:

6 lutego 1990.
Wiktorze, mój drogi,
Spełnienie mojego
‘poetyckiego losu’
Zaczęło się – od Ciebie,
Coraz szerzej, w Dal –
Po dziś dzień: od Ciebie!
Twój wdzięczny Giena.
ach-Warszawa (tak!)

Było jeszcze wiele spotkań: w Warszawie, Moskwie („Wiktorze, mój drogi, na Powrót do Moskwy!… – przecież to cud: uścisnąć Cię tutaj!…”), Paryżu, Berlinie, we wsi Denisowa Gorka, gdzie ja także byłam i gdzie my, tzn. nasza rodzina i rodzina Ajgiego świętowaliśmy jego 60-lecie. Dla mnie było to szczególnie ważne spotkanie. Tam właśnie, namówiona przez ojca, zrobiłam wywiad z Ajgim (był później publikowany po rosyjsku w „Russkoj Mysli”, a po polsku w „Więzi” i – w skróconej wersji – w „Tygodniku Powszechnym”, a także w książce Ajgiego Tutaj (1995). Wyprawiliśmy wszystkich na spacer, a sami zostaliśmy w domu. Nie wiem, kto się bardziej denerwował: ja, która przeprowadzałam pierwszy raz wywiad, czy Ajgi, który starał się, żeby mi się powiodło. Rozmawialiśmy o jego przodkach, o losie, języku, poezji, polskich motywach i wielu innych sprawach. Polska wersja nosiła tytuł Nie wytrzymałbym bez Norwida, rosyjska – Poezja potrzebna jak wiatr.

To wydarzenie też zostało utrwalone w cudnej dedykacji do najobszerniejszego polskiego wydania Ajgiego, tomu pola-sobowtóry (Poznań, 1995):

„Naszej Nataszy (czarodziejska!-
bo wszędzie bije od niej ciepło:
w Warszawie! w Moskwie!) –
także czarodziejskiej wywiadowczyni! –
od wiecznego wielbiciela
Aj
    gi”

„I od Taty-Kata” – dopisał mój ojciec.

Z okazji 60-lecia Czuwaski Uniwersytet Państwowy przygotowywał międzynarodową konferencję poświęconą twórczości Ajgiego. (…) Będąc wówczas wicedyrektorem Instytutu Polskiego w Moskwie, zorganizowałam zaproszonym do Czeboksarów profesorowi Edwardowi Balcerzanowi i Jerzemu Czechowi spotkania w Instytucie. Dzięki temu mogli z Moskwy pojechać na konferencję, na którą zjechali się „ajgiści” z całego świata. Profesor Balcerzan opisał potem naszą podróż do Czeboksarów i Szajmurzina, rodzinnej wsi Ajgiego, w publikowanej w odcinkach w poznańskim „Arkuszu” Ajgiadzie (wydanej później w książce Perehenia i słoneczniki, Poznań, 2003). Wszystko to działo się w maju 1997 roku, a wiec już pół roku po śmierci mojego ojca.

Ostatni raz widziałam Gennadija Ajgiego w Moskwie, (…) miałam nadzieję, że omówimy szczegóły jego przyjazdu do Polski na promocję Moich Moskali wiosną (2006). Jednak kilka dni przed moim przyjazdem Ajgi trafił do szpitala. (…) Zmarł 21 lutego 2006 roku”.

Ale wróćmy do wystawy. Moje wspomnienie nie było na niej jedynym polskim akcentem. W oddzielnej gablotce zaprezentowano PIW-owski tomik Noc pierwszego śniegu i inne wiersze (1973). Nawiasem mówiąc, Ajgi mówił mi kiedyś, że najcenniejszy w jego zbiorach był polski wybór wierszy i prozy pt. pole-śnieg-sen, wydany przez drugoobiegową Witrynkę Literatów i Krytyków w Poznaniu (1980), który jednak zaginął, czego nie mógł przeboleć. Miejsce (biogram ze zdjęciem) poświęcono też niektórym spośród pierwszych tłumaczy Ajgiego – Witoldowi Wirpszy i Sewerynowi Pollakowi. Grono polskich tłumaczy było większe, a z czasem jeszcze urosło. Oprócz tych wymienionych wspomnijmy jeszcze: Edwarda Balcerzana, Jerzego Czecha, Mariana Grześczaka, Joannę Pollakównę, Adama Pomorskiego, Józefa Waczkowa.

Wystawa składa się z dwunastu części, co odpowiada dwunastu rozdziałom książki, a zarazem kolejnym okresom w życiu poety, od lat 50. począwszy, aż do 1982 r., kiedy ukazała się książka Zima dostrzeżona. Taka konstrukcja wystawy pozwoliła opowiedzieć o źródłach twórczości Ajgiego a także przekazać atmosferę czasów, w których powstawała książka. Ajgi choć od lat 60. znany był w Europie, w swoim kraju nie mógł publikować. Pierwsze wiersze ukazały się dopiero w czasie pierestrojki. Decyzja wydania książki za granicą nie była prosta, bo oczywiste było, że jego i tak trudna sytuacja jeszcze się pogorszy. Propozycję wydania książki w Paryżu złożyła Ajgiemu francuska slawistka Weronika Łosska (Veronika Losskaya), ich pierwsze spotkanie, jak udało się ustalić organizatorom wystawy, odbyło się w 1969 r. To ona szukała wydawcy, organizowała zbiórkę pieniędzy, przygotowywała książkę do druku. Wśród eksponowanych na wystawie dokumentów: rękopisów i maszynopisów książki, listów, fotografii, była też m.in. trwająca ponad 10 lat korespondencja Łosskiej i Ajgiego. Równolegle z dokumentami pokazano także rysunki, grafiki i obrazy artystów, którym Ajgi poświęcił wiersze, z którymi się przyjaźnił, które towarzyszyły mu w życiu – to m.in.: Igor Wułoch, Anatolij Mittow, Igor Makarewicz, Władimir Jakowlew, Nikołaj Dronnikow.

Francuskie wydanie Zeszytów Weroniki

Otwarciu wystawy towarzyszyła część oficjalno-artystyczna. W oddzielnej sali zebrani wysłuchali wystąpień gospodarzy i organizatorów. Ale największe wrażenie wywarł na wszystkich występ córki Gennadija Ajgiego, Weroniki, tej samej, której swego czasu poeta poświęcił był cykl Zeszyt Weroniki. Nigdy wcześniej jej nie poznałam, była dla mnie postacią literacką, która teraz się zmaterializowała. Weronika Ajgi jest aktorką. Siedząc na scenie przy stoliku, oświetlona tylko niewielką lampką, czytała listy Łosskiej i Ajgiego. Korespondencja dotyczyła nie tylko perypetii książki, tematów związanych z twórczością, organizacji przesyłania za granicę czasem okólną drogą, przez Polskę maszynopisów wierszy, kolejnych wersji, ale też trudów życia – borykania się z problemami bytowymi, zaciskającej się pętli prześladowań, zwątpień, załamań. Najstraszniejszy był okres, kiedy „nieznani sprawcy” zamordowali przyjaciela Ajgiego, Konstantina Bogatyriowa, filologa, poetę, tłumacza literatury niemieckiej (1976 r.). Kiedy w czasie studiów, w ramach praktyk językowych, spędzałam miesiąc wakacji w Moskwie (1978 r.), Ajgi opowiadał mi tę historię przy grobie Bogatyriowa w Pieriediełkinie. Wiele wątków z tej korespondencji znałam też z listów do mojego ojca. Były w korespondencji z Łosską też jasne momenty, jak pojawienie się na świecie Weroniki (1983 r.), pierwsze chwile jej życia. Dla samej Weroniki to obcowanie z ojcem poprzez listy z czasów, których nie mogła pamiętać, musiało być niezwykłym doświadczeniem. Podeszłam do niej po zakończeniu występu, żeby się przedstawić i zapoznać, ale nie udało nam się porozmawiać. Obie byłyśmy zbyt wzruszone, słowa grzęzły w gardle.

Wychodziłam z poczuciem niedosytu. Jak to na otwarciu wystawy, trudno się skupić, obejrzeć wszystko dokładnie. Oleg Ułangin zapewnił mnie, że wszystko, czego nie zdążyłam doczytać, znajdzie się w katalogu, który na wystawę nie był jeszcze gotowy. W kolejnych dniach miały się odbyć jeszcze różne towarzyszące imprezy poetyckie, niestety musiałam już wracać do Warszawy.

Wyjaśniła się tajemnicza historia posłowia mojego ojca. Otóż rzeczywiście napisał je, ale wówczas wydawało się, że nie uda się wydać książki i tekst został opublikowany w jednym z emigracyjnych czasopism rosyjskich (1976).

NATALIA WOROSZYLSKA

NATALIA WOROSZYLSKA. Filolog, tłumaczka literatury rosyjskiej, dziennikarka radiowa. Córka poety Wiktora Woroszylskiego.