MARCIN SABINIEWICZ
Hans Magnus Enzensberger „Spotkanie innego rodzaju”

MARCIN SABINIEWICZ
Hans Magnus Enzensberger Spotkanie innego rodzaju, wybór i tłumaczenie Ryszard Krynicki, Kraków, a5, 2019.

Długo oczekiwany (i zapowiadany) tom poezji Enzensbergera w przekładach Krynickiego. Nikt dziś w Polsce tak tłumaczyć poezji jak Krynicki nie potrafi, a i wcześniej miał niewielu równych sobie. Słowa w jego przekładach żyją własnym życiem, zamiast tylko mniej czy bardziej wiernie przekazywać treść, jak to się zdarza w tłumaczeniach innych.

Niektóre z wierszy w książce były znane u nas od dawna. Zwiedzanie miasta, wiersz o komunistycznym Budapeszcie i Portret pewnego emeryta, opis starego Mołotowa, ukazały się w podziemnym „Zapisie” w 1979 r. Zwłaszcza ten ostatni musiał być zaskoczeniem dla tych polskich czytelników, którzy cokolwiek o Enzensbergerze wiedzieli. Tak pisać o Mołotowie mógł tylko ktoś, kto głęboko przeżył Marksa, a jednocześnie widział potworną groteskowość realizacji jego utopijnych pomysłów. Wiaczesław Michajłowicz Mołotow (1890-1986)  (bo taki tytuł nadał ostatecznie wierszowi Enzensberger) zaczyna się szyderczym opisem starca na huśtawce, którego nie powstydziłby się Brecht („huśta się / w swoim wiklinowym foteliku, w tę i we w tę, / ten, co przeżył. Na emeryturze, emeryturze, emeryturze”.), żeby w końcu ujawnić pełnię makabry: „W majowym słońcu siedzi mumia”. I tak ostro widział świat komunizmu, tak o nim mówił mieszkaniec kraju „cudu gospodarczego”, kraju Adenauera i Ludwiga Erharda! Równie dobrze wiersz mógłby wyjść spod pióra któregoś z polskich czy rosyjskich dysydentów. (W podobnym tonie o Żelaznym Zadzie, jak nazywano Mołotowa, pisał Sołżenicyn w Archipelagu Gułag). Trudno o lepszy przykład przekraczania rzekomo nieprzebytych granic przez umysł, wyobraźnię, empatię. Przez sztukę.

Enzensberger nigdy nie należał do, jak sam ich określił, „turystów rewolucji” (którym poświęcił przenikliwy esej) – zachodnich intelektualistów, którzy przyjeżdżali do krajów Bloku Wschodniego i widzieli tylko to, co chcieli widzieć albo to, co pozwolono im zobaczyć. I tak jak bacznie obserwował sytuację na Węgrzech czy Kubie (jest autorem obszernego tekstu o rewolucji kubańskiej), tak na sprawy swojego kraju patrzył jakby z oddalenia, z dystansem. Powojenny RFN to w jego wierszach kraj zaludniony przez widma niedawnej jeszcze, hitlerowskiej przeszłości, kraj niespełnionych marzeń o lepszym, bardziej sprawiedliwym społeczeństwie i osobistych tragedii. „Wciąż te zardzewiałe volkswageny”, „Cudowne rozmnożenie chleba / Ograniczyło się do Düseldorfu i okolicy”.

Najbardziej podobają mi się te jego wiersze, gdzie pasja do idei i pasja miłosna splatają się ze sobą i przeglądają w pełnych żalu wspomnieniach. Enzensberger osiąga wtedy wielką czystość – bo to nie jest żal nad sobą, nad utopijnymi marzeniami, nad kochaną kiedyś kobietą, tylko nad kondycją ludzką w ogóle. Spojrzenie poety ogarnia bohaterów z wysoka, a jednocześnie pozostaje czułe. Słowa krzyczą szeptem: „Gdzie pozostał / ten postrzępiony tom / który dała mi wtedy? / Patos zdań / jej drżącą ręką / podkreślonych na czerwono? // Pisma wczesne – / nikt ich nie znał, / wówczas w Niemczech. / Szary był pył / lat pięćdziesiątych” (Pisma wczesne). Próbowałem opowiedzieć o tym, co w poezji Enzensbergera poddaje się językowi dyskursywnemu. Czasem jednak żywioł poezji zrywa u niego wszelkie tamy i wiersz staje przed nami jakby przybył wprost z krainy poezji, niedostępny innym słowom niż własne. Dziwowisko. „Oszaleć można, jak to wszystko umiera / i powraca: naga skóra, światło księżyca, / ćma ze swoimi białymi mackami, które szukają, / ciągle szukają, i zapach bzu w tym wysokim pokoju” (Nie ma takiego numeru).

MARCIN SABINIEWICZ

MARCIN SABINIEWICZ, ur. 1975. Poeta, tłumacz, krytyk literacki.