[Lektury na trudny czas] MICHAŁ KOMAR

MICHAŁ KOMAR

Słowo na siódmy czwartek (14 maja roku pamiętnego 2020):

Najpierw dowiaduję się, że mrówki – poruszane miłością i odpowiedzialnością za potomstwo – liżą swoje jajeczka, w przypadku zaś zagrożenia dzielnie stają w ich obronie, przez co stanowią wzór właściwie pojmowanego rodzicielstwa.

Po chwili dowiaduję się, że mrówki liżą swe jajeczka i dzielnie stają w ich obronie tylko dlatego, że jajeczka wydzielają płyn o nieodparcie pociągającym smaku.

Na koniec dowiaduję się, że mrówki w identyczny sposób zachowują się wobec przebywających w ich kopcu czerwi mermykofilnego chrząszcza Lomechus strumosa, które również wydzielają płyn o nieodparcie pociągającym smaku, gdy zaś dorosną – pożerają jajeczka mrówek i ich czerwie.

I nie ma siły, żeby było inaczej – co było do udowodnienia.

– Ale dlaczego?

– Bo tak to jest ułożone.

– Ale po co?

– … nie zawracaj głowy…


Nihil novi.

Trauma – to po grecku: rana.

Zespół stresu pourazowego (Posttraumatic Stress Disorder – PTSD) to zaburzenie psychiczne będące formą reakcji (uraz mózgu i psychiki) na skrajnie dotkliwe wydarzenie lub serię wydarzeń, które przekraczają zdolności osoby (grup osób) do radzenia sobie i przystosowania. Wyróżnia się – między innymi – syndrom obozu koncentracyjnego (Konzentrationslager Syndrome), syndrom stresu bojowego (Shellshock), stres wynikający z przeżycia kataklizmu żywiołowego (epidemia, powódź, niszczycielskie tornado) etc.

Objawami PTSD są, między innymi, trudności z zasypianiem, a w związku z tym nadmierna czujność i napięcia lękowe, uczucie bezradności (zatrata poczucia własnej wartości) i krańcowego wyczerpania, doświadczanie gwałtownych mimowolnych wspomnień raniącego wydarzenia, doświadczenia koszmarów sennych, wzmożona skłonność do zachowań panicznych (także grupowych), „zarażenie śmiercią”.

Zrazu zaburzenie jest utajone, daje o sobie znać po kilku tygodniach lub kilku miesiącach, może trwać rok, dwa ale też i dziesięciolecia, u niektórych osób doprowadza do trwałych zmian osobowości.

Zespół stresu pourazowego może dotknąć znaczne segmenty społeczeństw i mieć negatywny wpływ na ich funkcjonowanie.

Ciekaw jestem:

– czy zdają sobie z tego Wielcy-Tego-Swiata i ich asystenci, ci, co zapewniali, że coronawirus to taka sobie grypka, że Chiny są daleko, że wszystko jest pod kontrolą, że noszenie masek jest absurdalne, że noszenie masek jest konieczne, że pandemia jest szansą rozwojową dla przedsiębiorców i tak dalej, podczas gdy prawdopodobny kryzys gospodarczy i związane z nim bezrobocie spowoduje statystycznie istotny wzrost zaburzeń psychicznych, aktów agresji i autoagresji (samobójstw)…

– jeśli zdają sobie sprawę – to jak chcą zaradzić dającym się już dziś przewidzieć skutkom PTSD?

I jak nazwać zaburzenie, którego są ofiarami? Może po grecku: Syndromem Hybris (Hybris syndrome) – pychy, zuchwalstwa i arogancji?


Słowo na siódmą sobotę (16 maja roku pamiętnego 2020):

Nadchodzące zmiany na rynku pracy każą zawczasu pomyśleć o wyborze zawodu przynoszącego pełnię satysfakcji ideowej, obywatelskiej i materialnej.

x

Przewidywanie przyszłości (wieszczenie) jest zajęciem intratnym. Zdawałoby się więc, że bycie Pytią (sybillą) jest w pełni satysfakcjonujące. Prawda – świadczy o tym utrwalony w piśmiennictwie obraz rozkwitu i bogactwa Delf. Wiadomo, że w świątyni stał wielki posąg lwa cały z żółtego złota, była też piramida ze złota białego (zwanego elektronem), takiego, jakie znajdowano na dnie rzeki Pactolus, oraz złoty trójnóg – dar trzydziestu jeden państw, które w 479 roku p.n.e. zwyciężyły Persów w bitwie pd Platejami. Wszystko dzięki Pytiom.

Delfy znajdowały się w środku świata, tedy państwa greckie pobudowały tam swoje skarbce i napełniły je kosztownymi wotami, przy okazji zaś sfinansowały utworzenie i utrzymanie teatru, hipodromu oraz szeregu leschai tworzących bogatą infrastrukturę hotelarsko-restauracyjną. Przez dłuższy zatem czas wieszczące Pytie zapewniały mieszkańcom Delf spokój i dostatek.

Warto jednak pamiętać, że zawód Pytii nie jest łatwy. Musi taka kobieta siedzieć z rozwartymi udami na trójnogu nad szczeliną skalną, z której wydobywają się oszałamiające opary przenikające jej organa płciowe oraz przeponę, następnie musi wpaść w dygot, musi miotać się w wyniszczającej ekstazie, musi trochę powyć i tym sposobem przekazać żądnym wiedzy słuchaczom szept Apolla.

W tych warunkach nie trudno stracić zdrowie – a nawet życie.

Plutarch (ok. 50 n.e. –125), sam przecież kapłan delficki, opisał w O zanikaniu wyroczni przypadek Pytii, która zachowywała się „jak gnany okręt, napełniona ślepym i złym podmuchem. W końcu zupełnie wzburzona i ze strasznym krzykiem miotała się tak, że uciekli nie tylko delegaci, ale także wyjaśniacz wyroczni i świeccy kapłani. Wróciwszy – zastali ją przytomną. Zmarła po paru dniach”.

Musiały też uważać Pytie na nie zawsze eleganckie maniery przyjeżdżających do Delf gości, a nawet samego Apolla. Diodor Sycylijski (90 p.n.e – 30 p.n.e.) wspomina o Echekratesie z Tesalii, który „przybywszy do wyroczni i zobaczywszy wieszczącą dziewicę, zakochał się w niej (…) porwał i zgwałcił”.

Z tego powodu władze Delf zarządziły, żeby odtąd nie wieszczyła dziewica, lecz żeby wyrocznie głosiła kobieta pięćdziesięcioletnia dla niepoznaki przebrana za dziewicę, co wydaje się upokarzające z uwagi na fakt, że nastolatki często padają ofiarą trądziku młodzieńczego oraz wydają z siebie głupawy chichot i dziwaczne piski.

Z Satiriconu przypisywanego Gaiusowi Petroniusowi Arbitrowi (27 n.e. – 66) wiemy o wieszczce tebańskiej, w której zakochał się Apollo. Za wzajemność zaoferował jej tyle lat życia, ile w swych dłoniach sybilla pomieści ziaren piasku, a nawet więcej: tyle, ile ziaren piasku na brzegu morza. Odmówiła. Rozzłoszczony Apollo skazał ją na wieczną starość. Wyschła i skurczyła się. Pięćset lat później widziano ją w Kum, w Kampanii. Malutka, zgorzkniała, wisiała w butelce. Dzieci pytały ją: „Czego chcesz, Sybillo?”, a ona nieodmiennie odpowiadała: „Chcę umrzeć”.

Nie dziwmy się więc, że z czasem zawód wieszczki naturalnej – pobudzanej wyziewami ze skalnej szczeliny, następnie zaś miotającej się to w prawo, to w lewo oraz w dół i do góry – stracił na atrakcyjności, a Delfy przestały przyciągać majętnych klientów.

Cycero (106 p.n.e. – 33 p.n.e.) w O wróżbiarstwie uważał, że przyczyną tego stanu rzeczy była utrata mocy oparów skalnych – „na podobieństwo pewnych rzek, które bądź wyschły i całkiem znikły, bądź zmieniły koryto i zawróciły w inną stronę”.

Moim zdaniem przyczyny należy doszukiwać się w zaniku właściwych stosunków międzyludzkich i ludzko-boskich w zakładzie pracy.

Sumując: nie zachęcam nikogo do kształcenia się w dziedzinie wróżbiarstwa naturalnego.

Inaczej ma się rzecz z wróżbiarstwem sztucznym polegającym na uważnej obserwacji świata i rozumnej interpretacji związków pomiędzy rozmaitymi zjawiskami. Przykładem może być niebotyczna kariera Melampousa, której przebieg zostanie omówiony w niedzielę.


Słowo na siódmą niedzielę (17 maja roku pamiętnego 2020):

Zgodnie z wczorajszą obietnicą tu będzie mowa o wróżbiarstwie sztucznym.

W sile wieku jasnowidz i wieszczek Melampous (Czarnonogi) został właścicielem większej części królestwa Argos na Peloponezie, a że uczynny, zgoła serdeczny – bratu swemu Biasowi załatwił przy okazji kawał żyznej ziemi i stado wysokomlecznego bydła.

I kto mógł przewidzieć, że Melampous, biedny (choć z wpływowej rodziny) chłopiec z Pylos dorobi się wielkiej sławy i wielkiego majątku?

Nikt nie mógł przewidzieć! Żadna Pytia!

Przypomnijmy niektóre jego dokonania:

SPRAWA KORNIKÓW

Homer (Odyseja, ks. XV) pisał o Melampousie,

Bogaczu, co rozliczne dwory miał i włości,
Lecz się przeniósł gdzie indziej, gwoli zuchwałości
A i pychy Neleja, gdyż ten pan zuchwały
Zagrabił mu majątek i trzymał rok cały.
On tymczasem na zamku Filaka zamknięty
Srodze cierpiał, dźwigając sromotne tam pęty,
Przez córę Neleusa i zaciekłość oną,
Jaką mściwa Erynna zatruła mu łono.
A jednak uszedł Kery – bowiem z łąk Filaki
Woły pognał do Pylos i zemścił się taki
Na Neleju, za pychę jego – i dla brata
Przyprowadził małżonkę. Sam w inny kąt świata
Poszedł i osiadł w Argos koniorodnej ziemi,
Gdzie los go zrobił władcą nad ludy licznymi,
i Tam pojął sobie żonę, zamek wybudował,
Dwóch synów, Antifata, Mancja się dochował…

co objaśniamy następująco:

Bias zakochał się w Pero, córce Neleusa (tego, którego – gdy niemowlęciem – wykarmiła klacz). Neleus był gotów oddać córkę Biasowi pod warunkiem, że ten ukradnie stado bydła należące do Fylakosa z Tessalii. Że Bias słabosilny, zadania podjął się Melempous i by je pewnie wykonał, gdyby nie pasterze-strażnicy, którzy go schwytali, pobili, na koniec zaprowadzili do więzienia.

Siedział tam prawie rok powoli pogrążając się w szaleństwie. Pewnej nocy usłyszał rozmowę korników drążących korytarze w dachu więzienia. Były zdania, że dach za chwilę runie i przygniecie więźnia. Melampous wszczął alarm. Po chwili doszło do katastrofy budowlanej zapowiedzianej przez korniki. Szkody znaczne, ale bez ofiar śmiertelnych.

SPRAWA IFIKLOSOWEGO FALLOSA

Fylakos docenił bystrość Melempousa prosząc go o zajęcie się Ifiklosem, synem swoim, tkniętym impotencją.

Melampous zgodził się żądając honorarium w postaci wspomnianego wyżej stada. Następnie – co potwierdza Apollodoros (w Bibliotece, I, 9, 11-12) – M. zabił dwa woły i zaprosił zgłodniałe ptactwo na ucztę. Pewien wdzięczny sęp objaśnił mu przyczynę niemocy Ifiklosa. Otóż ten dzieckiem będąc przestraszył się widokiem skrwawionego noża, którym ojciec kastrował tryki i z krzykiem uciekł, co tak rozwścieczyło Fylakosa, że wbił nóż w pień świętego drzewa. Z czasem noż został obrośnięty przez korę. W tej sytuacji należało wyrwać nóż spod kory, zdrapać rdzę, zmieszać ją z wodą i poić Ifiklosa przez dziesięć dni.

Wkrótce ożywiony pacjent zapłodnił żonę, która urodziła Podarcesa i jeszcze jednego – Protesilaosa.

W ten sposób Melampous wrócił do Pylos ze stadem bydła, przekazał je Neleusowi, w zamian wziął Pero, którą zaprowadził do ukochanego brata-niezdary.

SPRAWA PROJTYD

Stało się raz, że córki króla Projtosa popadły w obłęd, za nimi zaś inne kobiety peloponeskie, które nagle zdzierały z siebie ubrania, rzucały się na swe dzieci i je mordowały, gwałciły mężczyzn i nago biegały po górach rycząc przy tym jak wściekłe krowy.

Melampous podjął się ich uzdrowienia za cenę dwóch trzecich królestwa Argos, i – jak przypomina Herodot (Dzieje, IX 34) – jeszcze pokaźnego kawałka dla brata. Następnie udał się w góry i – wedle Apollodorosa (Biblioteka, 2.2.2.) – narzucił oszalałym rytm taneczny, które je zdyscyplinował i pozwolił sprowadzić do domów rodzinnych, z jednym tylko wyjątkiem śmiertelnym, co przyniosło mu zrozumiały rozgłos.

X

Niektórzy twierdzą, że Melampous osiągał sukcesy dzięki przekraczającym ludzkie rozumienie umiejętnościom profetycznym uzyskanym od Apolla. Inni z kolei, że dzięki pomocy Dionizosa, którego był gorliwym wyznawcą, propagatorem, organizatorem procesji fallicznych w Helladzie.

Ja jestem skłonny zawierzyć Herodotowi, który (Dzieje, II, 49) twierdził, że Melampous „był uczonym mężem i sam sobie sztukę wieszczbiarską stworzył” (tłum. Seweryn Hammer).

Wydaje mi się, że klucz do źródeł wiedzy Melampousa znajdziemy w historii jego dzieciństwa. Matka, kawał suki, no po prostu bladź, porzuciła go w górach, zostawiła na słońcu, wskutek czego został poparzony do tego stopnia, że sczerniały mu nogi. Mimo bólu wstał i zajął się młodszym bratem-niemotą, był bowiem człowiekiem odpowiedzialnym i serdecznym. Raz zobaczył parę martwych żmij, samca i samicę, obok nich zrozpaczone żmijątka. Ulitował się nad nimi. Rodziców spalił na stosie, zgodnie z prawem naturalnym, żmijątka nakarmił i utulił, zgodnie z prawem poczciwego człowieka. Odwdzięczyły się wylizując mu uszy, dzięki czemu zaczął słyszeć i – z czasem – rozumieć język zwierząt takich jak m.in. korniki, sępy, wściekłe krowy i ludzie.

Mądrej głowie dość po słowie!


Słowo na ósmą środę (20 maja roku pamiętnego 2020):

„Maseczki kupilibyśmy nawet od diabła… – mówi Szumowski w rozmowie z „DGP” (cytuję za: https://www.gazetaprawna.pl/…/1477255,szumowski-wyjasnienia…)

„Z książki Być jak Hiob dowiadujemy się, że kiedy Szatan zsyła demony, Bóg daje ludziom do ręki salceson. Książka Być jak Hiob znanego egzorcysty, księdza Michała Olszewskiego, jest jego relacją z odwiecznego sporu na linii Boga i Szatana. W walce o ludzkie dusze Olszewski staje po stronie Boga i wypędza demony z opętanych ciał. Tak przynajmniej wynika z relacji, które przedstawia w swojej książce. Jedna z nich jest szczególnie interesująca, gdyż nie tylko przedstawia niezbyt znanego szerszej publiczności demona wegetarianizmu, to jeszcze ksiądz popisuje się w walce kreatywnością, której nie powstydziłyby się najtęższe umysły świata. Ksiądz Michał opisuje, jak wygląda batalia o ludzką duszę, toczona z demonami wegetarianizmu. Te żądne roślin bestie przejęły ciało wyjątkowo narażonej na to osoby: satanistki, członkini Hare Krishna, Amnesty International, Greenpeace i wegetarianką w jednym. Już ten krótki wstęp wystarczy, by uświadomić nam, że bycie egzorcystą to nie są rurki z kremem. Demony nie chciały wyjść, ale nieopatrznie zdradziły dzielnemu księdzu, co jest przeszkodą do wyjścia: „nie nakarmisz jej mięsem”. I tu ksiądz Michał, wymyślił fortel godny samego szewczyka Dratewki. – Mamy w nowicjacie, gdzie pracuję, dwadzieścia parę świnek, co jakiś czas bijemy jedną świnkę dla siebie na mięso i akurat była świeżo zrobiona kiełbasa. Więc mówię do księdza, który się ze mną modlił: „Mamy trochę swojskiej kiełbaski, przynieś i poczęstujemy te duszki”. Duchy zaczęły krzyczeć: „Nie, nie waż się przynosić kiełbasy” i mówią do tego księdza: „Bądź człowiekiem, nie idź po tą kiełbasę”. Wtedy mi przyszło do głowy, że jest coś lepszego, niż kiełbasa i mówię: „Salceson przynieś”. Przyniósł ten salceson. Trzymam figurkę Matki Bożej z Guadalupe i powiedziałem: „Pod rozkazami Matki Najświętszej macie jeść ten salceson”. Zaczęły jeść, w końcu rzekły: „Nie wytrzymamy tego” i wyszły – czytamy w książce”. (cytuję za: https://www.fakt.pl/…/polski-ksiadz-salcesonem-ulec…/85fxykp)

„Salceson – (wł.) rodzaj wyrobów podrobowych robionych z głowizny wieprzowej, wołowej lub cielęcej z dodatkiem tłuszczu, podrobów, krwi, okrawków mięsa, skórek i przypraw. Mięso na salceson poddaje się peklowaniu, obgotowuje i odpowiednio przyprawia. Tak przygotowaną masą wypełnia się żołądki wieprzowe lub pęcherze wołowe, gotuje i prasuje. Występuje pod różnymi nazwami handlowymi, w zależności od składu:

Czarny (tłuszcz pokrojony w kostkę, głowy, serca, mózgi, nerki, skóry i krew wieprzowa, kasza manna, bułka tarta, rosół, przyprawy)

Włoski (głowizna i skórki wieprzowe, rosół, przyprawy – czosnek, pieprz i kminek)

Brunszwicki (podroby, skórki wieprzowe, krew, rosół, przyprawy)

Saksoński (głowizna i skórki wieprzowe, rosół, krew, podroby, czosnek, kminek, przyprawy)

Ozorkowy (peklowane ozorki wieprzowe, skórki wieprzowe, krew, rosół, przyprawy)

Wiejski (głowy, nogi, mózgi i krew wieprzowa, pieprz, ziele angielskie)

Podrobowy (płuca, śledziona, flaki, krezki, mózgi i żołądki wieprzowe, pieprz, ziele angielskie, cebula, majeranek)” – (cytuję za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Salceson)

Pytanie zaniepokojonego obywatela: czy Ministerstwo Zdrowia dysponuje stosownymi zapasami salcesonu dla zapewnienia bezpieczeństwa urzędnikom zawierającym transakcje istotne z punktu widzenia strategicznych interesów Narodu i Państwa?


Słowo na ósmy czwartek (21 maja roku pamiętnego 2020):

Niby stare, niby ogólnie znane, odwieczne, ale warte przypomnienia:

„Rewolucjonista to człowiek, który się poświęcił. Nie ma ani interesów osobistych, ani spraw, ani uczuć, ani własności (…) Jest cały pochłonięty jedną jedyną i wyłączną sprawą, jedną myślą i jedną pasją: rewolucją.

W głębi swej istoty zerwał wszelką więź z porządkiem społecznym (…) z powszechnie uznawanymi w świecie prawami, zwyczajami, moralnością, umowami. Jest ich nieubłaganym wrogiem, a jeśli nadal żyje w tym świecie, to tylko po to, by go bardziej niezawodnie zniszczyć.

Rewolucjonista pogardza wszelkim doktrynerstwem i odrzuca naukę tego świata (…) w tym celu, i tylko w tym celu studiuje (…) dniem i nocą wiedzę żywą – ludzi, charaktery, stosunki i wszystkie warunki dzisiejszego ładu społecznego we wszystkich możliwych sferach. Cel pozostaje ten sam – jak najszybsze i niezawodne zniszczenie tego plugawego ładu.

Pogardza on opinią publiczną. Żywi pogardę i nienawiść do dzisiejszej moralności ze wszystkimi jej pobudkami i przejawami. Dla niego moralne jest wszystko to, co sprzyja zwycięstwu rewolucji, niemoralne i zbrodnicze wszystko to, co ją hamuje.

Nie wolno mu się zawahać przed zniszczeniem jakiejkolwiek pozycji, więzi lub człowieka należącego do tego świata. Musi nienawidzić wszystko i wszystkich.

W imię nieubłaganego zniszczenia może, a nawet często musi żyć wśród społeczeństwa, udając, że jest całkiem inny niż w rzeczywistości. Powinien zdobywać sobie dostęp wszędzie, do wyższych sfer, do warstw średnich, do sklepików, do kościoła, do pałaców arystokracji, do świata biurokratycznego, wojskowego i literackiego, do tajnej policji (…)

Całe to plugawe społeczeństwo należy podzielić na kilka kategorii, przy czym pierwsza składa się z tych, których bezzwłocznie należy skazać na śmierć (…)

Druga kategoria powinna składać się z ludzi, których tymczasowo pozostawia się przy życiu, aby przez szereg potwornych czynów pchnęli lud do nieuchronnego buntu.

Do trzeciej kategorii należy duża liczba wysoko postawionych bydlaków lub osobników, którzy nie odznaczają się ani inteligencją, ani energią, ale którzy dzięki swemu stanowisku mają bogactwa, stosunki, wpływy i siłę. Trzeba ich wykorzystać na wszelkie sposoby, osaczać, sprowadzać na manowce, a posiadłszy ich brudne tajemnice, uczynić z nich naszych niewolników. W ten sposób ich siła, stosunki i bogactwa staną się niewyczerpanym skarbem i cenną pomocą w różnych przedsięwzięciach.

Czwarta kategoria składa się z różnych ambitnych urzędników państwowych i liberałów wszelkich odcieni. Można z nimi spiskować pod szyldem ich własnego programu, stwarzając pozór, że jest się im ślepo posłusznym. Trzeba ich dostać w swoje ręce, zdobyć ich tajemnice, doszczętnie ich skompromitować, tak aby uniemożliwić im wszelki odwrót, i posłużyć się nimi w celu wywołania zamieszek w państwie.

Piątą kategorię tworzą doktrynerzy, spiskowcy, rewolucjoniści, wszyscy ci, którzy szermują frazesami na zgromadzeniach i na papierze. Należy ich nieustannie popychać i wciągać do praktycznych i ryzykownych manifestacji, co będzie miało taki skutek, że większość zniknie z widowni, niektórzy zaś staną się prawdziwymi rewolucjonistami.

Szósta kategoria ma bardzo doniosłe znaczenie. Chodzi tu o kobiety, które trzeba podzielić na trzy klasy: płoche kobiety, bez walorów ducha i serca, którymi trzeba posłużyć się w taki sposób jak mężczyznami trzeciej i czwartej kategorii. Druga klasa – kobiety płomienne, ofiarne i uzdolnione, które jednak nie są naszymi ludźmi (…) trzeba je wykorzystać podobnie jak mężczyzn piątej kategorii. Na koniec kobiety całkowicie nam oddane, to znaczy te, które są w pełni wtajemniczone i przyjęły cały nasz program. Powinniśmy je uważać za najcenniejszy z naszych skarbów, bez pomocy którego nie moglibyśmy nic zdziałać.

Jedynym celem naszego stowarzyszenia jest całkowite wyzwolenie i szczęście ludu…”

I tyle wypisów z Katechizmu Rewolucjonisty pióra Sergieja Gennadijewicza Nieczajewa (1847–1882), twórcy organizacji Narodnaja Rasprawa (Pomsta Ludu), mógłbym więcej, ale chyba wystarczy…


Słowo na ósmy piątek (22 maja roku pamiętnego 2020):

Skoro dziś mowa o życiu literackim w Warszawie pod koniec pierwszej połowy XIX wieku, to przypomnijmy czym był korzec.

Otóż korzec był miarą objętości równą 128 litrom. Korzec pszenicy kosztował w mieście 26 złotych polskich, na prowincji dwa razy mniej, korzec mąki pszennej – 40 złotych, para butów – 12 złotych, funt masła 29 groszy, funt słoniny – 16 groszy. A przy tym zarobki marne: warszawski urzędnik komunalny dostawał średnio 200 złotych miesięcznie, aplikant 100, stróż nocny 50, policjant 125. Książki za to drogie, w małych nakładach: Biblia – 40 złotych, czyli tyle co korzec mąki, tom komedii Aleksandra Fredry – 16 złotych, Rzewuskiego „Listopad” – 26 złotych.

Co w takich warunkach rynkowych mógł z sobą zrobić Młody Poeta?

Młody Poeta zgadzał się z Narcyzą Żmichowską (1819–1876), która twierdziła, że prawdziwe szczęście poety to:

Być męczennikiem za świętą wiarę,
Aniołem stróżem małej kołyski,
Rycerską dłonią rzucać pociski
Albo kapłańską spełniać ofiarę,

Z drugiej jednak strony Młody Poeta zdawał sobie sprawę, że aby zostać męczennikiem, aniołem-stróżem, rycerzem i kapłanem po kolei albo jednocześnie, najpierw musi jakoś zaistnieć na rynku, dać się poznać publiczności, zyskać popularność pośród tłumu, który – chętny taniej sensacji i mało obeznany z pięknem – i tak nie rozumie, o co tu idzie. Nic dziwnego, że w Młodym Poecie budziła się myśl radykalna – jak w wierszu Karola Balińskiego (1817–1864):

Sprzedawać miłość – hańba kobiecie.
Sprzedawać śpiewy – hańba poecie
Przecież tę hańbę wlokę swe życie!
Cóż więc robić?
W którą pójść stronę?

Zostać wieszczem – jak Juliusz Słowacki!

Nie jakimś tam wieszczem sezonowym, na rok czy dwa, ale takim, który pozostaje bytem tajemniczym i ogólnie podziwianym. Ładnie (aż do bólu) ujął to w połowie XIX wieku krytyk pisząc o Słowackim: „…jak samotny orzeł nad stadami małego ptactwa buja on nad narodem, strasząc go szumem olbrzymich skrzydeł, przerażając iskrami oczu, nikt go ostatecznie pojąć nie może”.

Osiągnąć wielkość przez ogólnonarodowe niezrozumienie!

Tak postraszyć i przerazić, żeby naród oniemiał!

Obecnie korzec mąki pszennej typu 750 kosztuje w hurcie ok. 100 zł, w detalu ok. 300, cena funta słoniny o grubości 4–5 centymetrów to 6,44 zł.


Słowo na ósmą sobotę (23 maja roku pamiętnego 2020):

Gdy mowa o tych dwóch: Dedalu, ojcu, i Ikarze, synu, infantylni moralizatorzy akcentują nieroztropne zachowanie się młodszego, który – jak pamiętamy – lecąc z Krety do sycylijskiego miasta Kamikos, do króla Kokalosa, wbrew przestrogom ojca zanadto zbliżył się do słońca i w rezultacie runął do morza.

I tyle go było, nie więcej.

A przecież życiorys Dedala stokroć ciekawszy.

Uzdolniony wynalazca i racjonalizator ateński zauważył pewnego dnia, że jego dwunastoletni siostrzeniec Talos jest, być może, jeszcze bardziej uzdolniony, bo właśnie wynalazł koło garncarskie oraz cyrkiel a ze szczęki zębatego węża zrobił piłę.

Strącił go więc z Akropolu i zabił.

Skazany przez aeropag na śmierć uciekł na Kretę, do Króla Minosa, dla którego wyrzeźbił piękne posągi władcy i jego córek, wybudował plac tańców Ariadny, wykuł sztylet nazywany cudownym, gdyż nie można go było użyć przeciwko właścicielowi.

Król Minos miał żonę Pasifae, która wskutek zatargu z Afrodytą została ukarana szaleństwem miłosnym – namiętnością do pięknego byka. Dedal na prośbę Minosa zaprojektował drewnianą krowę, do której wnętrza weszła Pasifae, oddała się bykowi, zaszła w ciążę, urodziła Minotaura, dla którego Dedal zbudował sławny labirynt.

Następnie Dedal wyjaśnił Ariadne, w jaki sposób kłębek nici pomoże Tezeusowi wydobyć się z labiryntu, za co wściekły Minos uwięził go wraz z Ikarem właśnie tam, w labiryncie. Na szczęście wdzięczna Pasifae obu uwolniła.

Wkrótce Dedal stworzył z ptasich piór i wosku dwie pary skrzydeł, przestrzegł syna przed zbliżaniem się do słońca i polecieli.

Dowiedziawszy się o uciecze Dedala król Minos wyruszył na czele swej floty w poszukiwaniu zbiega. Wiedząc, że Dedal jest człowiekiem niepospolitych talentów, jedynym takim na świecie, i chętnym zarobków, Minos obiecał wielką nagrodę temu, kto zdoła przeciągnąć nitkę przez spiralną muszlę. Tylko Dedal mógł to zrobić. I rzeczywiście – przywiązał nitkę do mrówki, wpuścił ją do wnętrza muszli, a ta pobiegła we właściwym kierunku.

Dedal nagrody nie otrzymał, na odwrót – nieopatrznie zdradził swoją kryjówkę. W związku z tym Król Minos zagroził Królowi Kokalosowi wojną, nawet wdarł się do jego pałacu, gdzie został śmiertelnie poparzony wrzątkiem przez córki króla, którym Dedal uprzednio czynił uprzejmości.

Słusznym wyrokiem bogów Dedal spędził lata emerytury na Sycylii (lub – jak twierdzą inni – na Sardynii), a więc w miejscu, gdzie szafirowe morze, bezchmurne niebo, niezła kuchnia, wino też nie najgorsze.

Koniec wieńczy dzieło!


Słowo na ósmą niedzielę (24 maja roku pamiętnego 2020):

Wciąż się słyszy, że dawnymi czasy było znacznie więcej Zwierząt niż dziś.

Mówią więc rozmaici, że zaniknęły dumne Mantykory i już nie ma Lwów Szlachetnego Rodzaju.

Mówią, że przestał się odradzać Feniks, a to ze zmęczenia, bowiem drwale wycięli Paulownie Cesarskie, jedyne drzewa, na których przysiadał dla odpoczynku, i w końcu zbrakło mu sił do skrzesania odnowicielskiego ognia.

Mówią też, że ani na krańcach Indii, ani w Etiopii już nie zobaczysz Mrówki nieco większej od Lisa i nieco mniejszej od Psa.

Mówią nawet, że wskutek kaprysu zranionej Natury samice Kuropatwy przestały napełniać się jajami, gdy tylko poczują samca i usłyszą jego głos, lecz są teraz w sprawach rozrodu skazane na udręki kopulacji.

Gdyby miast nieustannie ględzić o tym, owym i jeszcze zupełnie innym, Ludzie zajęli się znalezieniem miejsca, w którym wartki a mętny potok ich Mowy rozpływa się i niknie w starciu z tamą Rozumu, spostrzegliby niechybnie siłę władającego nimi omamienia. Ale czy to możliwe, żeby spostrzegli?

Zwierzęta są różne, krwiste i bezkrwiste, dwunożne, czteronożne i beznożne, pływające, biegające i latające, żyworodne, jajorodne i samorodne, upierzone albo pokryte futrem czy łuską, z ogonami albo bez ogonów, a ta widzialna różnorodność wprawia Ludzi w stan umysłowego otępienia. Mówi Machiavelli w XVIII rozdziale Księcia, że Człowiek więcej osądza oczyma niż rękoma, bo widzieć dane jest każdemu, a dotykać (czyli – sprawdzać) niewielu; i mówi też, że większość (czyli tłum) osądza świat na podstawie pozorów i za pozorami idzie.

My – sprawdziwszy – możemy stwierdzić, że choć różnorodność Fauny da się objąć znakiem nieskończoności narysowanym przez Wallisa, to przecież istnieje cecha wspólna łącząca wszystkie Zwierzęta policzone i niepoliczone, nazwane i nienazwane – a jest nią Godność.

Każde ze Zwierząt, niezależnie od tego czy krwiożercze, czy łagodne, prostolinijne czy podstępne, wydzielające niebiański zapach czy też piekielny odór, żywi szacunek do siebie i miejsca, jakie zajmuje w porządku Natury. Dotyczy to także Zwierząt Dwoistych, takich dla przykładu jak Ropucha, która, jak wiadomo, posiada dwie wątroby, jedną zabójczą, drugą – uzdrawiającą, oraz Mrówkolew, którego przednia część ciała ma kształt wielkiego lwa, tylna zaś – równie wielkiej mrówki.

Skoro każde Zwierzę żyje w Godności to – eo ipso – z taką samą Godnością traktuje inne Zwierzęta. I tak, dla przykładu, głodna Panthera zabija Antylopę dbając, by ta jak najmniej cierpiała; chciałoby się spotkać Kata, który oddany szczytnym zasadom swej profesji z równą Pantherze pieczołowitością zadbałby, aby ściąć Skazańca jednym ciosem topora szybko i niemal bezboleśnie.

Z Godności wyprowadza się dyspozycję moralną zwaną Dobrym Smakiem, któremu zazwyczaj towarzyszy Delikatność Uczuć. Na ich mocy dana jest każdemu Zwierzęciu umiejętność odróżniania Prawdziwego Piękna od jego nieudolnej Imitacji. Spośród Ludzi zrozumie to każdy (wiadomo, że jest ich niewielu), kto przeżył chwile zawstydzenia słuchając Śpiewaka, co nie umie czysto zaśpiewać ani jednej nuty czy też patrząc na Aktora, który nie rozumiejąc wykonywanej przez się roli miota się po scenie jakby mu zadano szaleju.

Słusznie ujmuje to Klaudiusz Elian: „Samiec żmii łączy się z samiczką, oplatając dokoła jej ciała. Ona ulega oblubieńcowi i nie sprawia jej to żadnej przykrości. Gdy jednak akt miłosny dobiegnie końca, odpłaca małżonkowi za obcowanie z nią zdradzieckim czynem: wczepia się mianowicie w jego kark i odgryza mu głowę, tak że samiec ginie. Żmija została zapłodniona i jest brzemienna. Nie znosi jajek, ale rodzi żywe potomstwo, które natychmiast zachowuje się, jak mu każde natura. Oto młode przeżerając się przez łono matki zjadają je wydostają się na zewnątrz; mszczą się na niej w ten swoisty sposób za śmierć ojca. Czymże wobec nich, drodzy tragediopisarze, są wasi herosi, tacy jak Orestes czy Alkmaon?” (1). Otóż to! Czymże, jak nie kalekim naśladownictwem?

Równie trafny wydaje się nam przykład następujący: Samce większości gatunków ptaków, chcąc zdobyć względy partnerek, imają się różnych sposobów, by zwrócić ich uwagę. Paw rozkłada wzorzysty ogon, odwołując się do tradycyjnych gustów swych towarzyszek. Z kolei samice Bataliona lubują się w ekstrawagancjach. Z tego powodu w okresie godowym samcom Batalionom wyrastają czuby z piór na głowach i subtelnie ubarwione kryzy wokół szyi. Samiec szczyci się czubem i kryzą – wysyła czytelny sygnał do samicy. Przez uprzejmość nie oczekuje od niej szczególnych wysiłków, byleby się zgodziła, ona zaś po namyśle akceptuje kolorystykę czuba i kryzy, ze wszystkimi tego następstwami. Albo na przykład żuraw. Żuraw rytmicznie pląsa, jakby dostał pięknej pląsawicy, i dzięki temu mozołowi osiąga sukces. Porównajcie to z prostackimi zachowaniami Ludzi obojga płci dumnych z występków i głupoty, którymi wypełniają swe istnienia.

Gdy więc się słyszy, że dawnymi czasy było znacznie więcej Zwierząt niż dziś, należy odpowiedzieć, że Zwierzęta widząc nieudolność, z jaką Człowiek je naśladuje i przeżywając w związku z tym ogrom zawstydzenia, postanowiły ukryć się w Ludzkiej niepamięci do czasu poprawy tego żałosnego Gatunku.

Wydaje się jednak, że to płonna nadzieja.

Przypis: Klaudiusz Elian, O właściwościach zwierząt (wybór); przełożyła, wstępem i przypisami opatrzyła Anna M. Komornicka.


Słowo na dziewiąty poniedziałek (25 maja roku pamiętnego 2020):

O Łasicy

Arystoteles (385 p.n.e.-323 p.n.e.) poddał krytyce Anaksagorasa (500 p.n.e.-428 p.n.e) i innych przyrodników, którzy głosili, że „spośród czworonożnych Łasica ustami wydaje na świat potomstwo (…) Co dotyczy łasicy, ma ona macicę zbudowaną w ten sam sposób co inne zwierzęta czworonożne. Jak zatem mógłby embrion odbyć drogę od macicy do pyszczka? Legenda wspomniana powstała stąd, że łasica rodzi potomstwo maleńkie (..) i często przenosi je w pyszczku. Także na temat Borsuka i Hieny opowiadają naiwne i zgoła bezpodstawne baśnie. Twierdzą mianowicie, że Borsuk i Hieny mają dwa organy płciowe, męski i żeński – i utrzymują, że Borsuk zapładnia sam siebie, podczas gdy Hiena pełni na przemian jednego roku rolę samca, drugiego – rolę samicy. Stwierdzono jednak na podstawie obserwacji, że Hiena posiada tylko jeden rodzaj organu płciowego”. (1)

Plutarch (50 n.e.-125 n.e.) nie miał w tej sprawie wyrobionego zdania, więc jedynie wspomniał o ludziach, którzy uważają (nie wiadomo, słusznie czy też niesłusznie), że Łasica jest zapładniana przez uszy i rodzi pyszczkiem. (2)

Stanowczo zaprzeczył Plutarchowi nieznany autor Physiologosa (między II a IV wiekiem n.e) pisząc o Łasicy: „Jej gardziel pobiera nasienie od samca, gdy zaś Łasica stanie się brzemienna, rodzi przez uszy. Haniebnie zatem rodzą, rodząc przez uszy” – i wysnuł z tego dwa wnioski, jeden natury moralnej, drugi – o charakterze kulinarnym:

„Są tacy, którzy spożywają duchowy chleb w Kościele, kiedy jednak z niego wyjdą, wyrzucają słowo z uszu. Ci są podobni do nieczystej Łasicy i zachowują się niczym głucha Żmija, zatykająca swoje uszy”.

„Nie jedz więc Łasicy ani do niej podobnych”. (3)

Mówi się, że mięso Łasicy i jej podobnych jest łykowate nawet po starannym marynowaniu; Pismo Św. (Księga Kapłańska 11, 29) odnosi się negatywnie do jego konsumpcji.

Przypisy:

Arystoteles, O rodzeniu się zwierząt (756 b, 757 a), przełożył, wstępem, komentarzem i skorowidzem opatrzył Paweł Siwek.

Plutarch, O Izydzie i Ozyrysie (381 a), przełożyła Anna Pawlaczyk.

Fizjolog (I, 21), przełożyła Katarzyna Jażdżewska,


Słowo na dziewiątą środę (27 maja roku pamiętnego 2020):

Mrówkolew (Myrmecoleon)

Aby rozumnie rozprawiać o Mrówkolwie, najpierw trzeba poświęcić nieco uwagi Wielbłądowi, o którym Herodot (485 p.n.e.-421 p.n.e.) mówi tak: „Wielbłąd ma na tylnych nogach cztery uda i cztery kolana, a części sromowe u samca są między tylnymi goleniami zwrócone ku ogonowi”.

Z kolei Brunetto Latini (1220-1294) zauważa, że zarówno Wielbłądy Arabskie, z dwoma garbami, jak Wielbłądy Baktryjskie, te z jednym garbem, są bardzo silne, a jeśli słabną, to tylko wskutek parzenia się z samicami, trzeba więc potem wielkich kadzi gorącej wody, ognia i prześcieradła, aby je rozgrzać. Ponadto Wielbłądy obu rodzajów wytrzymują trzy dni bez picia. Jeśli woda, którą piją jest przejrzysta, Wielbłądy mącą ją nogami, aby inne nie mogły się jej napić. Należy też być świadomym, że każdy Wielbłąd najlepiej ze wszystkich pamięta własną matkę i zachowuje się tak zacnie, iż nigdy nie zbliży się do niej cieleśnie, jak to czynią inne zwierzęta. Dodajmy, że nie należy podchodzić do Wielbłąda od strony pyska, bo obficie pluje lepką i plamiącą śliną ani też od strony zadu, bo nie szczędząc sił oddaje mocz do tyłu (retromingencja). Czyni tak Wielbłąd przede wszystkim nie z potrzeby cielesnej, lecz z powodu wciąż przypominanej sobie złości na samice, które go wprawiły w osłabienie.

Z tą wiedzą powróćmy do Herodota, który zaświadcza, że Mrówkolwa widuje się w Indiach, za miastem Kaspatyros, na pustyni pełnej piasku ze złotem, gdzie żyją mrówki, mniejsze wielkością od psów, ale większe od lisów, a czy futrzaste jak psy i lisy to trudno powiedzieć. „Otóż za tym piaskiem wyprawiają się na pustynię Indowie. Każdy zaprzęga trzy wielbłądy, z prawej i lewej strony samca na linie, żeby go ciągnąć z boku, a samicę w środku. Na nią sam wsiada, postarawszy się wprzód, aby ją przed zaprzężeniem oderwać od najmłodszych źrebiąt (…) Sprzęgłszy w ten sposób wielbłądy, ruszają po złoto z tym obliczeniem, aby przystąpić do grabieży w chwili największego upału, bo przed upałem chowają się mrówki pod ziemię (…) Skoro więc Indowie przybędą na to miejsce ze skórzanymi workami, napełniają je złotym piaskiem i pędzą jak najszybciej z powrotem, bo mrówki, poznając ich zaraz po zapachu (…) biegną za nimi. A szybkości mrówek nie dorówna podobno żadne inne zwierzę, tak że gdyby Indowie nie zyskali na drodze w czasie, gdy one się gromadzą, żaden z nich nie pozostałby przy życiu. Otóż samce Wielbłądów, jako słabsze w biegu od samic, odwiązuje się, gdy się powoli wloką, jednak nierównocześnie obydwa (jako kolejną zdobycz dla mrówek), samice natomiast, pamiętając o pozostawionych w domu źrebiętach, nie pozwalają sobie na żadną opieszałość. W taki to przeważnie sposób Indowie zdobywają złoto (…) inne, w mniejszej ilości, uzyskują z kopalń swego kraju”.

Nieco inaczej rzecz przedstawia Pliniusz Starszy (ok. 23 n.e. – 79 n.e.). Twierdzi mianowicie, że w krainie Indów północnych nazywanych Dardami żyją mrówki o złotej kociej sierści i wielkości wilków egipskich. „Złoto które wykopują zimą jest kradzione przez Indów latem, gdy z powodu gorąca mrówki kryją się pod ziemią; te jednak pobudzane zapachem wyskakują na powierzchnię i częstokroć rozdzierają Indów uciekających na chyżych wielbłądach. Taka chyżość i dzikość łączą się z miłością do złota”.

Dobrze wiedzieć, że obecnie ceny wielbłądów są nader wysokie i tak – dla przykładu – na aukcji zorganizowanej parę lat temu przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Abu Dhabi za jednego karego Wielbłąda szybkobieżnego (wyścigowego) płacono 2,7 mln USD, a za trzy – 6.5 mln USD.

Przypisy:
Herodot, Dzieje (3, 101-105), przełożył i opracował Seweryn Hammer.
Brunetto Latini, Skarbiec Wiedzy (180), przełożyły i opracowały Małgorzata Frankowska-Terlecka, Teresa Giermak-Zielińska.
Herodot, (3, 105-108)
Pliniusz Starszy, Historia Naturalna (XI, 37); istnienie Lwów zwanych Mrówkami potwierdza też Strabon (63 p.n.e.-24 n.e.) w Geografii (16,4,15): są lśniące, złociste i mają odwrócone genitalia.


Słowo na dziewiąty piątek (29 maja roku pamiętnego 2020):

Dowiedziawszy się, że w Ministerstwie Obrony Narodowej powstało stanowisko Pełnomocnika do Spraw Przestrzeni Kosmicznej, pragnę zwrócić uwagę na ryzykowną, zgoła niebezpieczną złożoność zadań przed Pełnomocnikiem stojących.

Niepokój, który mnie w tej sprawie ogarnął wynika z zapoznania się z ugruntowanym przez tradycję i naukę chrześcijańską poglądem tyczącym Kosmosu – w jasny sposób wyłożonym przez wybitnego myśliciela florenckiego Brunetto Latiniego, o którym pisał Dante Alighieri:

„… w pamięć i serce bowiem mi się wryła
postać ojcowska, dobra i kochana,
która tam w świecie niegdyś mnie uczyła,
jak się uwiecznia człowiek z woli Pana” (1)

Oto streszczenie wykładu Latiniego: nad Ziemią najpierw jest Księżyc, następnie inne gwiazdy, a wszystkie one są natury ognistej. Natomiast ten ogień, który znajduje się ponad wszystkimi innymi elementami i nie dotyka ich, to Orbis. Ponad tym ogniem jest czyste, jasne, przejrzyste powietrze, a w nim znajduje się siedem planet. „Jeszcze wyżej jest firmament, który nieustannie się obraca i otacza świat wraz ze wszystkimi gwiazdami (…) Nad firmamentem jest piękne i lśniące niebo barwy kryształu i dlatego nazywamy je krystalicznym (…) Jeszcze wyżej znajduje się niebo o barwie purpury, zwane empirejskim”. Tu Latini słusznie radzi, aby badania tajemnic Nieba Empirejskiego „pozostawić nauczycielom spraw Boskich oraz panom świętego Kościoła, do których te sprawy należą” (2).

Warto też przypomnieć, że dochodzące z Wysokości czarowne tony Muzyki Sfer Niebieskich wymagają ucha wrażliwego i kształconego – co najmniej na poziomie akademickim.

Wynika z tego, że Pełnomocnik będzie musiał harmonijnie łączyć wiedzę techniczną, astronomiczną, teologiczną, militarną i muzykologiczną oraz wyróżniać się dobrym słuchem i talentami dyplomatycznymi, a jest to zadanie nad wyraz uciążliwe. Łatwo wejść w szkodę, a z wyjściem – kłopot.

Miejmy wszak nadzieję, że da radę.

Przypisy:
Dante Alighieri, Piekło (XV, 82-85), tłum. Agnieszka Kuciak.
Brunetto Latini, Skarbiec Wiedzy (107), przełożyły i opracowały Małgorzata Frankowska-Terlecka, Teresa Giermak-Zielińska.


Słowo na dziewiątą sobotę (30 maja roku pamiętnego 2020):

Kuropatwa (Perdix)

To wiemy na pewno: Dedal – uzdolniony wynalazca i racjonalizator ateński zauważył pewnego dnia, że Kalos (zwany też Talosem), dwunastoletni syn jego siostry Talos, jest jeszcze bardziej uzdolniony, bo właśnie wynalazł koło garncarskie oraz cyrkiel, zaś ze szczęki zębatego węża (lub mureny) zrobił piłę.

Powodowany zazdrością Dedal strącił siostrzeńca z Akropolu.

Chłopca pochowano nieopodal ateńskiego Teatru, w miejscu, z którego widać trójnóg z przedstawionym momentem zamordowania przez Apolla i Artemidę dwojga z kilkunastu dzieci Niobe (1).

Aby wynagrodzić Kalosowi niespodziewany kres dobrze zapowiadającej się kariery, Atena przeobraziła go w Kuropatwę. Odtąd znany jest jako Perdix – od greckiego πέρδικα, po łacinie – perdix; i zachowuje się jak Kuropatwa.

Jeśli zapytacie dlaczego Atena znając pomysłowość nieszczęsnego młodzieńca nie uczyniła go Ibisem, o którym Egipcjanie mówią, że jest wynalazcą lewatywy i czyszczenia żołądka (2) lub – znając okoliczności jego skonania – nie uczyniła Pszczołojadem (3), który umie i lubi latać nie tylko do przodu, ale i do tyłu, to odpowiem, że przez właściwą Atenie mądrość.

Wczuwając się w Kalosa ostatnie doświadczenie życiowe, to znaczy w lęk jaki go przeszywał w czasie krótkiego lotu z Akropolu na piarg (rumowisko skalne), zrozumiała, że po śmierci będzie musiał cierpieć na akrofobię, a Kuropatwa akurat w sam raz: lata niewysoko, płasko nad ziemią i niezbyt chętnie.

Co do innych ważnych cech Kuropatwy, to:

Po pierwsze – ważne jest Umiłowanie Piękna. Otóż Samiec tęskniący za Samicą pięknie śpiewa, a gdy zje dla poprawy zmęczonego śpiewaniem głosu kawałek pora czy główkę gotowanego czosnku (4), to – przypomina Arystoteles – śpiewa tak pięknie, że Samica słysząca jego głos sama z siebie, bez dotknięcia Samca, napełnia się jajami, a ta, która już była kryta, natychmiast znosi jaja (5).

Po drugie – ważna jest Namiętność. Otóż Elian mówi o Kuropatwach: ”Żar kierujący ich pożądaniem sprawia, że walczą o posiadanie samicy zadając sobie bolesne ciosy. Pokonany, stratowany ptak musi ulec, a zwycięzca nie oszczędza go, dając mu odczuć swą przewagę” (6) A daje mu odczuć przewagę w taki sposób, że go gwałci (7). Ale do czasu bo potem i on zostaje tak potraktowany przez silniejszego.

Po trzecie – ważna jest Roztropna Dbałość o Rodzinę. Elian mówi: „Gdy Kuropatwa ujrzy, że ktoś zbliża się, by skrzywdzić ją i jej Potomstwo, natychmiast zaczyna tarzać się u nóg myśliwego, dając mu nadzieję, że łatwo potrafi ją schwytać. Człowiek schyla się po łup, a ona wciąż kluczy, zwodząc go. Tymczasem młode uciekają, by zejść myśliwemu z drogi. Kiedy Kuropatwa widzi je już daleko, zdecydowanie kładzie kres próbom ptasznika i odlatuje (…) gdy matka czuje się bezpiecznie (…) zwołuje pisklęta, a one, rozpoznawszy jej głos, podfruwają” (8).

Po czwarte – ważna jest Wielkoduszność Kuropatwy wobec Ślimaka Arejona (Arion empiricorum). Elian powtarza za Arystotelesem: Ślimaki dobrze wiedzą, że kuropatwy i czaple są ich wrogami (9) – co całkowicie prawdziwe w stosunku do wszystkich ślimaków, ale z wyjątkiem Ślimaka Arejona, bo wtedy jest prawdziwe tylko w połowie.

Otóż gdy głodne Ślimaki Arejona czują w pobliżu Kuropatwę, natychmiast wychodzą ze swoich domków i ruszają na pastwisko, dając Kuropatwie sposobność rytmicznego grzechotania muszlami. W taki sposób Kuropatwa udatnie wtóruje śpiewającemu Samcowi, i przesyła mu obietnicę rychłego spotkania. Gdy podniecona nadzieją odchodzi, syty Ślimak Arejon wraca do muszli i zasypia. Zapewniam, że gdyby na miejscu Kuropatwy była Czapla, inaczej by się to skończyło.

Po piąte – ważna jest Stanowczość w Dochodzeniu Swojego (na kuropatwią miarę) i Męstwo (tak jak je pojmuje Kartezjusz pisząc, że „… w sprawach niebezpiecznych i bardzo rozpaczliwych wykazuje się najwięcej odwagi” (10). Aby rzecz została właściwie objaśniona przypomnijmy, że w czasie, w którym Perdix przyzwyczajał się (co wcale nie jest łatwe) do bycia Kuropatwą, jego zabójca Dedal stanął przed Areopagiem, został skazany na śmierć, uniknął kary uciekając wraz z synem Ikarem i jednym z asystentów na Kretę do Króla Minosa, dla którego wyrzeźbił piękne posągi władcy i jego córek, wybudował plac tańców Ariadny, wykuł sztylet nazywany cudownym, gdyż nie można go było użyć przeciwko właścicielowi. Król Minos miał żonę Pasifae, która wskutek zatargu z Afrodytą została ukarana szaleństwem miłosnym – namiętnością do pięknego byka. Dedal na prośbę Minosa zaprojektował drewnianą krowę, do której wnętrza weszła Pasifae, oddała się bykowi, zaszła w ciążę, urodziła Minotaura, dla którego Dedal zbudował sławny labirynt. Następnie Dedal wyjaśnił Ariadne, w jaki sposób kłębek nici pomoże Tezeusowi wydobyć się z labiryntu, za co wściekły Minos uwięził go wraz z Ikarem właśnie tam, w labiryncie. Wdzięczna Pasifae obu uwolniła. Dedal postanowił uciec z Krety do Króla Kokalosa, władcy części Sycylii. Stworzył z ptasich piór i wosku dwie pary skrzydeł, przestrzegł syna przed zbliżaniem się do słońca i polecieli.

Na pewno nie wiemy, jaka siła kazała w tych latach odbyć Perdixowi, Kuropatwie latającej tak sobie, płasko, nisko przy ziemi i niechętnie, długą (125 mil morskich), niebezpieczną podróż z Aten na wyspę zwaną Doligi albo Makris albo nawet Ichthyoessa, daleko na północny wschód od Krety i jeszcze dalej od Sycylii. A jednak ją odbył, usiadł na nadbrzeżnej skale pod samotnym drzewem, i drżąc z zimna (bo wieją tam silne, lodowate szkwały) i z głodu (bo nie uświadczysz tam żadnego ślimaka prócz Ślimaka Arejona) – cierpliwie czekał na wypełnienie się wątku autobiograficznego.

Na pewno też nie wiemy, co sprawiło, że Dedal wybierając się z Krety na Sycylię, miast lecieć na zachód – poleciał na północny wschód, w kierunku wyspy zwanej Doligi albo Makris albo Ichthyoessa, w pobliżu której Ikar niepomny ojcowskich ostrzeżeń zanadto zbliżył się do Słońca, dopuścił do roztopienia wosku w skrzydłach i w rezultacie runął do morza, co P. Ovidius Naso w Metamorfozach opisał tak:

Spadający za późno ojca w pomoc woła:

Legł w morzu, co od niego tak zwać się zaczyna.

Ojciec, syna nie widząc, swą sztukę przeklina,

Ojciec, a już nie ojciec, Ikara przyzywa:

»Ikarze, gdzieś, Ikarze?« – Patrzy: ciało pływa.

Przeniósł je biedny ojciec na wyspę pobliską

I od pogrzebanego nadał jej nazwisko[

Żal ojca Kuropatwa postrzega z pod drzewa,

Poklaskuje skrzydłami i z radości śpiewa. (11)

Od tej pory Perdix jest zadowolony, żyje jak porządnemu Kuropatwie przystoi, położona zaś na Morzu Ikaryjskim wyspa Doligi nazywana jest Ikariosem.

Po szóste – ważna w życiu Kuropatwy jest Bitność…

O tym – niebawem…

Przypisy:

(1) Pausanias, Wędrówki po Helladzie (I, 21,3)
(2) Elian, O właściwościach zwierząt (II.35)
(3) Elian (I. 49)
(4) Arystoteles, Zagadnienia przyrodnicze (XI, 39)
(5) Arystoteles, O rodzeniu się zwierząt (III, 751 a).
(6) Elian (III, 6)
(7) Latini, Zwierciadło Wiedzy (167)
(8) Elian (III, 16)
(9) Elian (X, 5)
(10) Rene Decartes, Namietnosci duszy. III. art. CLXXIII, przeł. Ludwik Chmaj
(11) P. Ovidius Naso, Przemiany (VIII, 231–239), przeł. Bruno Kiciński.


Słowo na dziewiątą niedzielę (31 maja roku pamiętnego 2020):

Kuropatwa (Perdix) część II

Po szóste – ważna w życiu Kuropatwy jest Bitność. Wydaje się, że Kuropatwy są równie bitne jak Żurawie, których eskadry – wiemy to od Homera – z ogłuszającym klangorem niosły śmierć i strach Pigmejczykom żyjącym na południowym brzegu Oceanu (1). Podobną taktykę stosują Żurawie w walce z Orłem: gdy go zobaczą, roztaczają koło i wydając chóralny klangor – zwartą masą grożą mu atakiem, wtedy orzeł wycofuje się (2) wie, że to nie żarty.
Pozostawmy wszakże Żurawie na boku, bo tu mowa o Kuropatwach, tych właśnie, które brały udział w krwawych starciach z Pigmejczykami żyjącymi dawniej w Indiach, u źródeł Gangesu a być może, że w Himalajach.
Strabon (3) wspomina okazałą Kuropatwę w związku z przyjęciem przez Cezara Augusta wysłanników króla Indów. Było ich siedmiu, jednakże czterech zmarło wskutek wyczerpania podróżą. Ośmiu nagich, wszakże przepasanych i pięknie pachnących sług niosło dary, pośród nich Człowieka, który urodził się bez Rąk, dziesięciołokciowego Węża, Żółwia Rzecznego długości trzech łokci i Kuropatwę większą od dużego Sępa.
Co do Pigmejczyków, to wiemy od Ktezjasza (4), że mówią tym samym językiem, co inni Indowie. Są mali, najwyższy z nich mierzy dwa łokcie, reszta – półtora. Włosy sięgają im kolan a niekiedy niżej. Mają też bardzo długie brody. Z tego powodu nie noszą ubrań ani kapeluszy, po prostu okręcają się włosami i jest im ciepło. A jeśli idzie o ich penisy, to są tak długie, że dotykają kostek stóp, ponadto grube. Pigmejczycy, choć dosyć wstrętni i zasługujący na pogardę, są wyśmienitymi łucznikami, dlatego trzy tysiące z nich służy w gwardii Króla Indów.
Z kolei Strabon (XV.I.57) przypominając obserwacje Megastenesa (350 p.n.e – 290 p.n.e.) mówi, że w Indyjskim Kaukazie występują dwa rodzaje Pigmejczyków. Jedni mają pięć piędzi wzrostu, drudzy trzy piędzie (czyli łokieć) i niektórzy rodzą się bez nosów. Ich obyczaje nie różnią się od obyczajów większości innych Indów. Spółkowanie odbywa się tam publicznie, przy czym nasienie rodne mają Indowie czarne, tak jak kolor ich skóry. Jeśli któryś zachoruje, wtedy zabijają go i zjadają twierdząc, że gdy go choroba strawi do końca, to mięso będzie zepsute. To łączy wszystkich Indów: Jednookich (Monommati), i Tych (Enotocoitæ) co mając Uszy sięgające stóp – śpią na nich wygodnie i się nimi przykrywają, także Tych (Ocypodæ), co biegają szybciej od Koni, ale tylko i jedynie Pigmejczyków dotykała co rok Nieodparta Wola Wojny z Kuropatwami, nikt zaś nie zbadał, czy to obsesja zrodzona z wyroku Bogów czy też należy ją wywodzić z Innych Przyczyn.
Co rok, w czasie, gdy Kuropatwy wysiadują jajka, Pigmejczycy poruszani wspomnianą Wolą Nieodpartą ruszali do boju, z hałasem wpadali do siedzib Ptactwa, kradli jajka i je niszczyli nie bacząc na Kuropatwy–Samice błagalnie tarzające się u ich stop.
Dochodziło też do porywania niektórych Kuropatw i poniżającego zaprzęgania ich do pigmejskich pojazdów. Społeczność Kuropatw ponosiła z tego powodu niepowetowane szkody fizyczne i moralne.
W końcu zdesperowane Kuropatwy postanowiły stawić opór, a to przez użycie taktyki stosownej do warunków na polu walki. Wzięły pod uwagę, że najeźdźcy nie noszą kapeluszy, chodzą nadzy i na przyboś oraz mają penisy sięgające kostek stóp.
Tak więc, gdy Pigmejczyk podbiegał do gniazda Kuropatwy, by porwać i zmiażdżyć wysiadywane jajka, bitna Kuropatwa–Samica rzucała mu się do stóp i udając błagalne tarzanie dziobała z całej siły – do krwi, szarpiąc mięso – koniec jego penisa, podczas gdy równie bitny Kuropatwa–Samiec wznosił się w tej samej chwili trzy i pół piędzi nad ziemię i dziobał go z całej siły w potylicę. Z tego powodu wielu Pigmejczyków utraciło zdolności rozrodcze, niektórzy zaś popadli w obłęd. Mówią, że taka jest przyczyna przeniesienia się tego Ludu z Indii do Lasu Równikowego Ituri (La forêt équatoriale de l’Ituri) w Afryce.
Żałujmy, że nie ma Poety, który by tym wydarzeniom nadał piękny kształt epicki – wzorem Homera opisującego w Iliadzie wojnę Pigmejczyków z Żurawiami.

Przypisy:
Homer, Iliada (III, 4–6)
Elian (III, 13)
Strabo (XVI, 73)
Ktezjasz, Indika (Fr. 45, 21)


Słowo na dziesiątą środę (3 czerwca roku pamiętnego 2020):

Notatnik Szaleńca ( fragment 264)

Każdy, kto obdarzony pamięcią, wie o mrocznym cieniu Widelca, który nie tak dawno padł na relacje między Rzeczpospolitą Polską (Honor i Ojczyzna) a Republiką Francuską (Liberté, égalité, fraternité, ou la mort).

Z tego powodu przypomnijmy rolę, jaką w przeszłości odgrywał Widelec w stosunkach międzynarodowych.

Na myśl przychodzi nam przykład Piera Damianiego (1007-1072), benedyktyna, krytyka przeraźliwego zepsucia panującego wśród biskupów, proboszczów, zakonników i zakonnic, a także wśród elit świeckich – ale i optymisty, który w „De divina omnipotentia” zapewniał, że z Bożą pomocą wszystko da się przywrócić do pożądanego stanu, a skoro wszystko, to nawet Dziewictwo, co współczesnym z trudem mieściło się w głowach.

Idźmy śmiało dalej: na myśl przychodzą nam szyderstwa skierowane przez Damianiego pod adresem Teophano (956-991), krewnej Cesarza Jana I Tzimiskesa, która na bankiecie wydanym w Rzymie z okazji jej ślubu z młodym współ-Cesarzem Ottonem II (955-983) miast – jak to czyni normalny człowiek – sięgać po jedzenie palcami i następnie wycierać tłuste palce w suknię, posłużyła się ku ogólnemu oburzeniu widelcem przywiezionym z rodzinnego Bizancjum.

Oburzenie musiało być ogromne, bo – pamiętajmy – Damiani słał szyderstwa pod adresem Teophano kilkadziesiąt lat po jej śmierci. Jest wysoce prawdopodobne, że tak mocne napiętnowanie bizantyjskiego Widelca miało związek z napięciami politycznymi i doktrynalnymi pomiędzy Rzymem a Konstantynopolem a służyło zohydzeniu obyczajów chrześcijan wschodnich w oczach Chrześcijan Prawowitych.

W ten oto sposób Widelec zyskał rozgłos zrazu w Państwie Kościelnym, z czasem w całej Italii, a więc tam, gdzie od epoki Etrusków wytwarzano i jedzono makarony, samą łyżką da się, ale niewygodnie, palcami zupełnie nie, skąd po wiekach – wraz z Katarzyną Medycejską (1519-1589) – powędrował do Francji, i stamtąd do Polski.

Zupełnie inaczej działo się w stosunkach Rzeczpospolitej z Królestwem Anglii (Dieu et mon droit).

Mamy na myśli ów moment dziejowy, w którym wywodzące się z Polski ciżmy z noskami długimi od 5,5 cala do 27,5 cala, a więc od 15 do 70 centymetrów zyskały wielką popularność na zachodzie Europy, szczególnie w Anglii, zarówno wśród warstw wyższych, jak i snobującego się gminu. Długość noska ciżm była traktowana jako symbol odnoszący do długości penisa nosiciela obuwia.

W związku z tym Król Edward IV (1442-1483) – dbały o hierarchię stanową (klasową) i obyczajność publiczną – wprowadził w 1464 roku prawo, wedle którego arystokraci mogli nosić ciżmy z czubami dochodzącymi do 60 centymetrów, szlachta i mieszczanie – do 30 centymetrów, pospólstwo – do 15 centymetrów, a kto te reguły ośmielił się naruszyć, podlegał klątwie kościelnej i grzywnie w wysokości 20 szylingów za parę ciżm, co odpowiadało dwudziestodniowemu żołdowi oficera. W ten sposób dzięki pomysłowości Polskich Szewców wzbogacił się skarb Królestwa Anglii.

Czy odwdzięczyłeś się za to Polskim Szewcom, perfidny Albionie?

Jeśli idzie o dbałego o obyczajność króla Edwarda IV – nie mającego nic wspólnego z Widelcem ojca dziesięciorga dzieci z prawego i trzynaściorga z nieprawego łoża, to zmarł z powodu zapalenia płuc lub tyfusu albo też wskutek obżarstwa, przepicia i nadmiernego folgowania z kobietami, choć niektórzy plotkują o truciźnie zadanej (za przyzwoleniem Królowej) przez jego intymną przyjaciółkę, panią Elizabeth (Jane) Shore.


Słowo na dziesiąty czwartek (4 czerwca roku pamiętnego 2020):

Zwierzę zwane Katobleponem lub Katoblepasem

Wiele jest Zwierząt niechętnych Człowiekowi.

Pośród nich najgroźniejszy wydaje się Katoblepon, który bierze nazwę od greckiego καταβλέπω, czyli Patrzący w Dół.

Według Pliniusza Starszego żyje on w zachodniej Etiopii w okolicach źródło Nigrys, z którego, jak wielu mniema, Nil bierze początek. Katoblepon jest niewielki, chudy i ma tak niezgrabne członki, że ledwie głowę, nadzwyczajnie ciężką, unieść może; zwiesza ją przeto zawsze ku ziemi; a jednak zabija Katoblepas rodzaj Ludzki, albowiem wszyscy, którzy oczy jego spostrzegą, natychmiast umierają (1).

Więcej o Katobleponie dowiadujemy się od Eliana. Ten mówi, że idzie o Zwierzę wielkości Byka. Głowę ma ono ogromną, też do głowy Byka podobną, ale z tą różnicą, że oczy są wąskie i przekrwione, a nad nimi rosną kudłate brwi. Długa grzywa spływa mu z czubka głowy i zasłania pysk (2).

W swej głowie Katoblepon składuje mnóstwo myśli, dlatego jest bardzo ciężka i najczęściej skierowana ku dołowi. Myśli dzielą się na uporządkowane i nieuporządkowane. Większość myśli dotyczy innych myśli. Są też takie, co pomagają mu odróżnić rośliny trujące, którymi się żywi, od roślin nietrujących – tymi pogardza.

Gdy poczuje Człowieka, który doń się zbliża – Katoblepon zdziwiony wrodzoną głupotą przybysza unosi głowę z nagle najeżoną grzywą, przeszywa go wzrokiem, składa wargi i dmucha nań oddechem tak trującym, że Człowiek od razu wpada w konwulsje i umiera. Słusznie więc pisze Elian, że Bogowie znajdują w Zwierzętach upodobanie (3)

Z tego powodu jeśli Człowiek naprawdę chce poważnie pomyśleć o Katobleponie, niech najpierw dwa razy pomyśli o swym kruchym i mało wartym życiu.

Przypisy:

(1) Pliniusz, op. cit (8, 32)
(2) Elian, op. cit (7, 5)
(3) Elian, op. cit (13, 1)


Słowo na dziesiątą sobotę (6 czerwca roku pamiętnego 2020):

O Wilku

Nikt nie jest zły do końca. Dotyczy to także Wilków, tak Samic jak Samców. Dlatego, gdy czytamy u Dantego Alighieri o Waderze (Wilczycy):

…już za młodu
żądz wszelkich obraz, taka była chuda,
sprawczyni w świecie straszliwego smrodu
i wieku nieszczęść ogromnego luda… (1)

albo inaczej:

… Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha (2).

miejmy też w pamięci, że Wilk, choć tknięty grzeszną Cupiditas (Pożądliwością), to nigdy nie zrobi tego, co z uporem czyni Hiena, która mieszka na cmentarzu i zjada ciała zmarłych, a że wciąż nienasycona – nawiedza domostwa i stajnie, udając głos człowieka, zwodzi Ludzi i Psy, by je pożreć.

Wilk bowiem nikogo nie zwodzi, chyba że w chwili, kiedy wyjąc porusza łapą, aby sprawić wrażenie, że wyje wiele wilków.

Wiadomo od Latiniego, Florentyńczyka, nauczyciela Dantego, że gdy wilk ujrzy człowieka pierwej niż ten wilka, człowiek nie zdąży nawet krzyknąć, natomiast jeśli Człowiek pierwszy spostrzeże Wilka, ten traci całą dzikość i staje się układny (3).

W ogóle jeśli mowa o dobrym obyczaju, to nie zobaczycie Wilka, który by wymiotował pośród innych Wilków. Przeciwnie – zawstydzony kryje się za drzewam albo w krzakach, bo dobry obyczaj ma w swej naturze.

Inaczej jest wśród Ludzi, którym w czasie biesiady trzeba tłumaczyć, że ubrudzenie ubrań Sąsiadów z lewej, z prawej i z naprzeciwka nie ucieszy zebranych przy stole. Słusznie więc nastaje Desiderius Erasmus Roterodamus (1466-1536): – Odejdź na stronę, żeby zwymiotować, nie jest bowiem rzeczą wstydliwą wymiotować, lecz brzydko jest wskutek obżarstwa narażać się na wymioty.

I dalej: wiedząc o złej opinii jaką Ludzie mają o Wilku, sprytnie Desiderius rzecz odwraca: – Niektórzy, gdy zaledwie zasiądą, od razu kierują ręce do potraw: to właściwe wilkom (4) – i w taki sposób poucza, żeby poczekać na innych, nie obżerać się bez opamiętania i wskutek tego wymiotować, a czy skutecznie poucza, to trudno orzec.

I wiedzcie, że Wilk kierując się zasadami Courtoisie (czy – jak kto woli – Civilité), z szacunkiem odnoszą się do Samic i ufają ich rozumowi. Samica Alfa decyduje w Wilczym Narodzie o najważniejszych sprawach, łagodzi napięcia pomiędzy Samcami, które się o nią starają, pociesza przegranych w taki sposób (co wzmiankuje Latini), że się z nimi pokłada, dzięki czemu odzyskują wigor i na powrót służą dobru watahy.

I trzeba wiedzieć, że Wadera uczy inne Wilki jak przepłynąć przez rzekę w miejscu gdzie silny prąd. Otóż każdy Wilk wbija zęby w ogon swego poprzednika, po czym wskakuje w nurt wody, dzięki czemu po przepłynięciu rzeki cała wataha jest zdrowa i cała (5).

Że Wadera jest z natury najlepszą matką na świecie zaświadczają Hesiodos (6) i Callimachos (7): gdy Leto brzemienna po nocy spędzonej z Zeusem musiała uciekać przez Pytonem – wysłannikiem zazdrosnej Hery, Zeus przeobraził ją w Wilczycę; urodziła Apolla i Artemidę, czule objęła i wykarmiła. Podobne przypadki ukazujące cnotliwość Samicy Wilka są ogólnie znane, tedy nie będziemy ich przytaczać.

Ciąg dalszy w niedzielę…

Przypisy:

  1. Dante, Piekło (I, 49-51), przeł. Agnieszka Kuciak
  2. Dante, Piekło (I, 49-52), przeł. Edward Porębowicz
  3. Latini, Skarbiec wiedzy (190,2)
  4. Desiderius, De civilitate morum puerilium (fol. 27)
  5. Elian, op. cit. (III, 6).
  6. Hesiodos, Theogonia (400 i nast., 917-920)
  7. Callimachos, Hymni (IV – Hymn do Delos)

Słowo na dziesiątą niedzielę (7 czerwca roku pamiętnego 2020):

O Wilku (II)

W Opowiadaniach Zdumiewających (Mirabilium auscultationes) Arystotelesa czytamy, że opowiadają o Rysiu, który ukrywa mocz, ponieważ obok innych nadaje się także na pieczęcie (1).

Jeśli teraz zapytacie, dlaczego Stagiryta umieścił tę wiadomość w Opowiadaniach Zdumiewających, nie zaś w Historia Animalium, to odpowiem, że z wielkiego zdumienia.

Zdumiał się bowiem opowiadanymi głupstwami. Wiadomo przecież, że Ryś jest Kotem, i z tej przyczyny kieruje się innym od Wilków zwyczajem, mocz zaś, który nadaje się na pieczęcie i ozdoby pochodzi tylko od Wilków, dokładniej zaś – od Wilków z rodzaju Płowych

Dlatego Latini mówi o Wilku Płowym następująco: … sierść w czarne plamki, ale poza tym jak u Wilka. Ma tak bystry wzrok, że spojrzeniem przenika ściany i góry. Wydaje na świat tylko jedno małe; jest najbardziej zapominalski w świecie, bo kiedy jedząc zapatrzy się na coś innego, zapomina o tym co właśnie zjadł tak dalece, że nie potrafi wrócić do nie zjedzonych resztek, tracąc je bezpowrotnie. Mówią ci, którzy to wiedzieli. iż z jego uryny tworzy się cenny kamień zwany Lyncurium; samo Zwierzę wie o tym doskonale, czego dowodem zaobserwowanym przez Ludzi jest zasypywanie przezeń uryny piaskiem. Naturalna bowiem Zazdrość (odmiana Pożądliwości) każe Wilkowi Płowem baczyć, by kamień ten nie wpadł w w ręce Człowieka (2).

O Lyncurium, które nazywa się niekiedy Lingurium, wiemy od rozmaitych, najwięcej od Theophrastosa z Eresos (ok. 370–287 p.n.e.) , który naprawdę miał na imię Tyrtamos.

Diogenes Laertios (180–240 n.e) podaje o Teopharastosie, że był nauczycielem Nikomacha (syna Arystotelesa) i utrzymywał z nim stosunki miłosne. Dożył lat osiemdziesięciu pięciu, a gdy uczniowie zapytali, czy chce im coś przed śmiercią przekazać, odpowiedział: – Nie mam nic do przekazania oprócz tego, że tylko pragnienie sławy każe nam chełpić się rozkoszami zaznanymi w życiu. Wszakże ledwie żyć zaczynamy, już zaczynamy umierać. Nic więc nie opłaca się tak mało jak umiłowanie sławy. Bądźcie szczęśliwi i albo porzućcie naukę – bo to wielki trud – albo poważnie przy niej trwajcie, a zdobędziecie wielką sławę. Próżność życia jest większa niż jego korzyści. Ale mnie już nie czas doradzać, co należy czynić. Wy baczcie sami, co należy zrobić (3).

Co do Lyncurium czy – jak kto woli – Lyngurium (a niekiedy Lyngourion) kamienia szlachetnego, z którego robi się pieczęcie i naszyjniki, to Theophrastos mówi następująco: jest twardy i przeźroczysty, niekiedy ciemny, niekiedy jasny, a to w zależności od rodzaju; lepiej, gdy pochodzi od samca niż od samicy, bo wtedy jest twardszy i ciemniejszy, co wynika z odmiennej budowy Samców i Samic oraz ich odmiennego pożywienia; lepiej też, gdy pochodzi od Wilka Płowego dzikiego niż oswojonego; niezależnie jednak od koloru, twardości i pochodzenia ma tę właściwość, że w zadziwiający sposób ożywia drobiny drewna, żelaza i miedzi (4); najczęściej występuje w Ligurii i stąd jego nazwa.

Kupcy podróżujący na brzeg Morza Suebskiego (Suebicum mare) albo inaczej – Morza Gockiego, przywożą stamtąd nieobrobione grudy Lyncurium. Dla podniesienia ceny – i tak przecież wysokiej – nadali mu nazwę Elektron i nazwę Amber. Być może wcale tego kamienia nie przywożą z daleka, tylko handlują kamieniami z Ligurii i nas oszukują. Po takich wszystkiego się można spodziewać.

Tak czy inaczej Kupcy mówią, że w tym Morzu widuje się stada Wilków Płowych Wodnych, których uryna zastyga szybciej niż to się dzieje u Wilków Płowych z Ligurii, i mówią, że tak musi być, bo w Morzu Suebskim woda jest lodowata, niekiedy nawet zamarza i zmienia się w lód, więc tworzenie się kamienia przebiega bardzo prędko. Kupcy dobrze płacą mieszkającym tam Estiom, by przeszukiwali morze i zbierali Lyncurium (Estiowie nazywają je Glaesium) po mieliznach i na samym wybrzeżu.

W ogóle Morze Suebskie to dziwne miejsce. Tacitus (56 n.e.–120 n.e.) twierdzi, że tam zamyka się krąg Ziemi, ponieważ ostatni blask zachodzącego słońca trwa aż do świtu i jest tak jasny, że gwiazdy ciemnieją. Do tego tylko miejsca sięga Natura. Dalej już nie może (5).

I mylnie twierdzi Tacitus, że Estiowie jako barbarzyńcy nigdy nie pomyśleli o własnościach Glaesum, ani w jaki sposób się rodzi i nawet leżał on długo między innymi odpadkami morskimi, aż zbytek Rzymian nadał mu rozgłos. Samym Estiom – powiada Tacyt – nie służy do żadnego użytku, i właśnie tu się myli, bo Estiom kamień służy do handlu z Kupcami, którzy tak dobrze zań płacą, że Estiowie są zdziwieni (6). Wynika z tego, że Estiowie lubią się dziwić i dlatego chętnie zbierają Glaesum w nadziei na przyjazd Kupców, zapłatę i kolejne zdziwienie.

Wilki Płowe Wodne dzielą się na dwa rodzaje: rodzaj Oswojony i rodzaj Dziki.

Wedle tych, co opowiadają – stada oswojonych Wilków Płowych Wodnych są własnością Pisce episcopi, Ryby Biskupa z mitrą na głowie – przedstawionego przez Rondeletiusa (7) a też przez Gesnerusa (8) i innych.

O tym jeszcze będzie, i o Wilkach też, ale w innym miejscu.

x

Przypisy:
Arystoteles, Opowiadania zdumiewające (835b – 76), przeł. Leopold Regner Latini op. cit (190. 3)
Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów (V, 2), tłum. Witold Olszewski przy współpracy Bogdana Kupisa.
(4) Theophrastos, O kamieniach (28–31)
(5) Tacitus, Germania (45–46), tłum. Seweryn Hammer
(6) Tacitus, Germania (46)
(7) Gulielmi Rondeletii, Libri de Piscibus Marinis… ( L. 16).
(8) Conradus Gesnerus, Historia Animalium (IV, s. 439)


Słowo na 16 czerwca (roku pamiętnego 2020):

Notatnik szaleńca (fragment 101)

…gdy go zapytano o najbardziej skuteczną metodę podrywania mas do walki, radził by wsłuchać się uważnie w słowa Bernarda z Clairvaux (1090-1153), którymi ten wzywał chrześcijan do krucjaty:

– Daję wam dzisiaj, ludowi równie wojowniczemu jak dzielnemu, wspaniałą okazję do walki bez narażania się na żadne niebezpieczeństwo, do prawdziwie chwalebnego zwycięstwa, do śmierci przynoszącej korzyści.

Jeśli natomiast oddaliście się interesom, jeśli szukacie korzystnej spekulacji, nie umiałbym wskazać wam wspanialszej okazji do owocnego obrotu (zysku). Nie pozwólcie więc, by się wam wymknęła (…)

Nie należałoby zabijać pogan, gdyby można było w jakiś sposób przeszkodzić im w zbytnim niepokojeniu i uciskaniu wiernych. Ale na razie najlepszym rozwiązaniem jest zabijanie.

Śmierć poganina to chwała chrześcijanina!

…a gdy go zapytano, czy da się te słowa pogodzić ze słowy Augustyna z Hippony (354-430): Kochaj i rób co chcesz! – odpowiedział, że bez większego trudu, zgoła z przyjemnością.

Tak to się nam łatwo i wygodnie składa.


Słowo na 17 czerwca (roku pamiętnego 2020):

Notatnik szaleńca (fragment 239):

„Nie twierdzę, że odnalazłem najlepszą filozofię, wiem natomiast, że rozumiem prawdziwą. Jeśli spytasz, jakim sposobem wiem o tym, odpowiem: tak samo, jak ty wiesz, że trzy kąty trójkąta są równe dwóm (kątom) prostym” – pisał Spinoza do jednego ze swych krytyków.

Z pewnością nie spodziewał się, że 343 lata po śmierci stanie się obiektem nagłego zainteresowania grupy napastliwych nieuków. Z tego powodu – dla przypomnienia – sięgnąłem po słownik religijno-filozoficzny, którego fragmenty rozsypane w „Traktacie krótkim” i „Traktacie teologiczno-politycznym” zebrał ponad pół wieku temu Leszek Kołakowski. Idzie to tak:

bóg = natura;
odwieczny syn boży = rozum nieskończony;
piekło = szkodliwe afekty;
zbawienie = szczęśliwe wyzwolenie od afektów;
grzech = bierne uleganie namiętnościom lub poznanie fałszywe;
kara boża = szkody, wynikłe na mocy praw przyrody z próby ich pogwałcenia;
łaska = prawdziwe poznanie;
wiara = prawdy, których znajomość jest niezbędna dla przestrzegania moralności;
odrodzenie = skutki miłości wynikłej z adekwatnego poznania;
nieśmiertelność = znajomość prawd wiecznych;
Chrystus = mędrzec, znawca prawdy i nauczyciel obyczajów;
religia powszechna = ogół wierzeń, które lud winien sobie przyswoić, żeby słuchać praw państwowych i przestrzegać pokoju między ludźmi;
miłość boga = doskonalenia ducha przez rozumowe poznanie praw natury;
Pismo święte = katechizm elementarnej moralności;
posłuszeństwo bogu = miłość bliźniego!


Zwierzęta dzielą się na takie, które przyjemnie pachną oraz Inne.

Pośród innych należy wyróżnić Jelenia, który poluje na Węża, zjada go, po czym pędzi przed siebie nie zatrzymując się przez dwa, nawet trzy dni, aż bestia będzie przetrawiona, wtedy ją wydala, a w miejscu, w którym odda mocz, powstaje piżmo, lubiane przez jednych, przez drugich zupełnie nie.

Zwierzęta o miłym zapachu dzielą się na pachnące sztucznie oraz na pachnące naturalnie.

Do pachnących sztucznie zaliczamy Feniksa, który – stwierdza Physiologos (Φυσιολόγος) – co pięćset lat przylatuje z Indii do lasów Libanu i nasyca skrzydła aromatycznymi ziołami. Olejki ziół są łatwopalne. Dzięki temu Feniks może wstąpić na ołtarz i poddać się samospaleniu szybszemu i przyjemniejszemu niż gdyby nie zażył ziół; po trzech dniach odradza się z popiołów i odlatuje do Indii.

Do Zwierząt pachnących naturalnie zaliczamy Panterę i ogromną rybę, którą jedni zwą Aspidochelónem, inni zaś Wielorybem.

O Panterze – zwanej też Pardalis – mówią, że wydziela zapach tak czarowny, że każdy chciałby się do niej przytulić. Wykorzystuje to Pantera. Ukryta w gęstwinie lasu zwabia samym swym zapachem inne Zwierzęta, zabija je i pożera.

Tylko Lew nie daje się zwieść podstępnym aromatem. Wiemy od Pliniusza Starszego, że Lwy i pokrewne im Pantery pochodzą z rodu, w którym szerzy się promiskuityzm, toteż gdy Lew poczuje woń samca Pantery, natychmiast wpada w furię domyślając się, że został zdradzony przez Lwicę albo też, że za chwilę zostanie zdradzony – i wiedząc, że nic na to nie zaradzi choćby nawet stanął na głowie, bo zapach Pantery ma niezwykłą moc.

Inaczej Panterę przedstawia Physiologos. Twierdzi mianowicie, że to najmilsze zwierzę, wrogie jedynie Wężowi czyli Diabłu. Jest Pantera wielobarwna jak szata Józefa (o której wiemy z Księgi Rodzaju, że wzorzysta i z długimi rękawami). Jest też Pantera pełna wdzięku, łagodna i bardzo spokojna. Kiedy zje i nasyci się, zasypia w swej jamie. „Trzeciego dnia budzi się i woła niezwykle donośnie, tak że zwierzęta z daleka i bliska słyszą jej głos. Z tego głosu bije miła woń aromatycznych ziół. Zwierzęta, podążając za miłą wonią głosu pantery, przybywają do niej. Tak też Pan nasz, Jezus Chrystus, powstawszy z martwych trzeciego dnia, zawołał: – Dzisiaj zbawienie dla świata, tego, który jest widzialny, i tego, który jest niewidzialny. I rozeszła się miła woń dla nas, będących daleko i blisko, i pokój – jak powiedział Apostoł”.

O Wielorybie – Physiologos jest jak najgorszego zdania. Stwierdza, że to potwór ogromny i podobny do wyspy. Nieświadomi żeglarze cumują do niego statki, zarzucają kotwice i wbijają kołki. Na grzebiecie Wieloryba zapalają ogień, aby coś sobie ugotować. Kiedy potwór się ogrzeje, zanurza się w głębinę i zatapia statki. Potwierdzenie tego niepokojącego faktu znajdziemy też na stronach powieści politycznej Carlo Collodiego (1826-1890) pt. Le avventure di Pinocchio (Pinokio).

Twierdzi Physiologos, że gdy głodny, Wieloryb otwiera swą gardziel, z której wydobywa się miła woń aromatycznych ziół. Małe Rybki czują ten kuszący zapach, więc pchają się do jego gardzieli na zatratę, natomiast duże i dojrzałe Ryby nigdy nie zbliżą się do potwora. „Tak też diabeł i heretycy poprzez krasomówstwo oraz oszustwo, będące niczym miła woń, wabią niedojrzałych i niedoskonałych w mądrości”.

Tak więc, człowieku, gdy żeglujesz przez życie, wystrzegaj się zwodniczych aromatów i nie cumuj tam, gdzie nie trzeba.

A jeszcze lepiej: bądź dużą i dojrzałą Rybą.


Słowo na 19 czerwca (roku pamiętnego 2020):

O Bocianach

W przeciwieństwie do lubieżnych Pawianów i jeszcze bardziej lubieżnych Kozłów, Bociany słyną z surowości obyczajów.

W tej sprawie Klaudiusz Elian przedstawia następujący dowód: w Krannon (dziś: Krannonas) w Tesalii, pewien człowiek – opiekun zadomowionego Bociana – poślubił piękną Alkinoe, zostawił ją w domu i wyjechał zagranicę. Pod nieobecność męża Alkinoe zaczęła zadawać się z jednym z niewolników. Zadomowiony Bocian był tak oburzony niegodnym zachowaniem kobiety, że rzucił się na nią i wydziobał jej oczy. Podobnie postępuje szlachetny Czerwonak (Fulica porphyrion): gdy odkryje, że pani domu ma kochanka – dusi go.

Dobrze o Bocianach wypowiada się Physiologos twierdząc, że żyją zgodnie w parach i dbają o potomstwo. Samiec przynosi pożywienie, samica siedzi w gnieździe i pilnuje młodych. Potem zamieniają się rolami i tak w koło. Gdy odchowają młode, wtedy wszystkie razem odlatują o jednej porze i w jednej chwili, udając się w inne miejsce. I znowu we właściwym czasie przybywają i odnawiają swoje gniazda, i wydają na świat młode. Mówi Physiologos tak: „W ten sposób Pan nasz, Jezus Chrystus, został nam zabrany i znowu przybędzie w odpowiednim czasie, podnosząc tych, którzy upadli, zgodnie z tym, co powiedział Prorok: – Tam wróble gnieżdżą się; siedlisko czapli góruje nad nimi”.

Inaczej rzecz widzą anonimowi twórcy Gesta Romanorum – zbioru przykładów fabularnych spisanych na przełomie XIII i XIV wieku na użytek kaznodziejów – w exemplum pod tytułem Niewierna Bocianica: „Żył niegdyś pewien Rycerz, co miał piękny zamek, na którym uwiły gniazdo dwa Bociany. Pod zamkiem biło czyste źródło, gdzie się te Bociany zwykły kąpać. Kiedy się narodziły młode, bocian latał na pole po żywność dla nich. Ledwo znikał, Bocianica zdradzała go, a nie chcąc, żeby wyczuł jej niewierność, przed jego powrotem kąpała się w źródle. Rycerz, często to widząc, nie mógł się nadziwić i zamknął źródło, żeby Bocianica nie mogła się myć, ona zaś ujrzawszy, że źródło jest zamknięte i że po zdradzie nie będzie się mogła wykąpać, wróciła do gniazda. Kiedy zjawił się Bocian i zwietrzył zdradę, odleciał i sprowadził tego dnia mnóstwo innych Bocianów, które w oczach Rycerza zadziobały Bocianicę”.

Niektórzy twierdzą, że po tym niesmacznym incydencie Bocian przeprowadził się do Rycerza i żyli szczęśliwie aż do śmierci, jeśli zaś idzie o młode Bociany, to upłynęło sporo czasu zanim nauczyły się fruwać, odleciały późno i słuch po nich zaginął. Czy nie w związku z tym mówi Latini, że Bocian, który przybędzie ostatni do Azji w miejsce, gdzie wszystkie się zbierają, zostanie okrutnie oskubany z piór i poszarpany na kawałki?

Wiedz więc, człowieku, że w przeciwieństwie do lubieżnych Pawianów i jeszcze bardziej lubieżnych Kozłów, Bocianom nie jest łatwo.


Słowo na 20 czerwca (roku pamiętnego 2020):

Nie znamy bardziej przerażającego opisu Żmii niż ten od Leonarda da Vinci (1452-1519): – Nosi ona w zębach nagłą śmierć i by nie słyszeć czarodziejskich zaklęć, zatyka sobie uszy ogonem.

Nie ma innego Stworzenia, o którym można tak samo powiedzieć, chyba że o człowieku, bo roznosząc śmierć wymyślił tysiąc sposobów ogłuszania swego sumienia i omamiania duszy.

Żmije są rozmaite. Wyziewy Żmii zwanej Aspis spalają trawę i pył ziemny na trzy kroki wokół, toteż nikt nie ośmiela się podejść do niej na odległość mniejszą niż siedem kroków, gdyż tak daleko sięga moc trucizny. Żmija Prialis sprawia, że człowiek zapada w sen, z którego już nigdy się nie obudzi. Od ugryzienia Żmii Haemorrhois dostaje się krwotoku, który zawsze kończy się śmiercią. Żmija Praester gdy zaciśnie zęby na czyimś ciele, sprawi, że człowiek puchnie, a po śmierci jego ciało cuchnie w iście diabelski sposób. I przypomnijmy (bo była już o tym mowa), że gdy samiec żmii parzy się z samicą, wkłada głowę do jej paszczy, ta czując rozkosz ściska głowę zębami, odgryza ją i połyka; wtedy następuje zapłodnienie. Żmija nie znosi jajek, ale rodzi żywe potomstwo, które natychmiast zachowuje się, jak mu każe przypisana natura. Oto młode przeżerając się przez łono matki zjadają je wydostają się na zewnątrz; mszczą się na niej w ten swoisty sposób za śmierć ojca. I dlatego św. Ambrosius Aurelius (ok. 339-397) mówi, że Żmija jest najokrutniejszym, najzłośliwszym i najbardziej bezlitosnym Zwierzęciem na świecie.

Taką a nie inną piątego dnia Dzieła została stworzona Żmija – ku zadowoleniu Stworzyciela.

I jeszcze trzeba wiedzieć, że zdarzają się chwile, gdy Żmija wyrusza na wody, w których żyje Murena, i tęsknie do niej śpiewa głosem podobnym do fletu, a wtedy ona przypływa. Są tacy, co twierdzą, że nie jest to głos podobny do fletu, ale wyższy i donośniejszy, podobny do głosu aulosa. Jeszcze inni słyszeli nadzwyczajnie syczący syk jakiego człowiek z pewnością nie umiałby wydać.

Murenę stworzył dzień wcześniej niż żmiję i też był bardzo zadowolony.

Murena, choć ryba, to podobna do węża. Jest ponura, podstępna i zła. Tak też wygląda. Ma straszny pysk z dwoma rzędami jadowitych zębów, przekrwione oczy i nie zna litości. Wrogo patrzy na ludzi i nie łatwo ją oswoić, raz jednak to się udało cenzorowi Krassusowi, który kazał ją ozdobić kolczykami i naszyjnikiem. Z wdzięczności podpływała do niego, gdy ją wołał i jadła mu z ręki, a kiedy umarła – gorzko zapłakał. Także Hortensius płakał po śmierci ulubionej mureny, czym wzbudził zdziwienie świadków.

I trzeba jeszcze wiedzieć, że zdarzają się chwile, gdy Murena słysząc pieśń Żmii i przejęta tęsknotą za takim związkiem dusz i ciał, który łączy namiętną radość z przeczuciem śmierci, wychodzi z morza na ląd, wsuwa się do jamy samca Żmii i splata z nim w uścisku. Tak mówi Elian, ale trochę inaczej mówi Achilles Tatios z Aleksandrii zapewniając, że miłość rozpłomienia nie tylko ludzi i ptaki, ale i kamienie, czego dowodem związek magnetytu z żelazem, i znana ogrodnikom skłonność ku sobie palm żeńskich i palm męskich, i to, że rzeka wpływając do morza łączy się z nim w wiecznym uścisku, a tajemnica miłości nieskończonej i niemożebnej skryta jest w związku Zwierząt dwóch odmiennych rodzajów, mianowicie ryby Mureny i samca Żmii. Bo Murena słysząc pieśń Żmii wychodzi z morza, wpełza na skałę i czeka, aż przepełniony uczuciem samiec Żmii pozbędzie się jadu z kłów, co czyni chętnie i z wielką starannością, by nie skrzywdzić ukochanej, a gdy gotowy, ona zsuwa się ze skały i oboje zaznają spełnienia, choć przecież są z obcych sobie światów. Potem żegnają się ze łzami w oczach wiedząc, że do następnego spotkania już nigdy nie dojdzie. Ryba spełza do morza, Żmija uzbraja się w jad i rusza w góry, w nieznane.

To trzeba wiedzieć o tajemnicy, której słowem nie da się objaśnić, lecz trzeba ją przeżyć, by przekazać dalej, że to nie do objaśnienia.

Przypisy:

Leonardo da Vinci, Zwierzyniec, przeł. Leopold Staff
Physiologos II, 17
Latini (138, 1)
Rdz. I, 25
Latini (143)
Elian (I, 50)
Plutarch, De sollertia animalium (23)
Achilles Tatios, Leucippe i Clitophon


Słowo na 21 czerwca (roku pamiętnego 2020):

Notatnik szaleńca (fragment 11)

W Pamiętnikach prof. Wacława Lednickiego znajduje się fragment pamiętnika jego ojca – Aleksandra, wybitnego prawnika i działacza społecznego: „… poznałem inżyniera Kowańkę, który był naczelnikiem kolei sewastopolskiej i jechał na lokomotywie cesarskiego pociągu w czasie katastrofy pod Borkami. Katastrofa zaskoczyła rodzinę cesarską w czasie obiadu, kiedy podawano kaszę gurjewską, świetną leguminę rosyjską 1. Po kilku chwilach męczącej niepewności, czy ktokolwiek z rodziny monarchy ocalał, kiedy Kowańko, jeden z pierwszych zbliżył się do cesarza, ten wrzasnął na niego: – Mierzawiec, pod sud! (łajdaku, pod sąd!). Opowiadał mi Kowańko, że to zrobiło na nim tak silne wrażenie, że chciał sobie odebrać życie, chociaż Bogu ducha był winien. Twierdził, że katastrofa wydarzyła się z powodu zbyt szybkiej jazdy, której domagał się właśnie cesarz”2.

Pociąg Aleksandra III składał się z dwóch lokomotyw i piętnastu wagonów. Jechał z prędkością 64 wiorst na godzinę (wiorsta = 1066,79 m.). Wykolejone wagony spadły z nasypu wysokości pięciu sążni (sążeń rosyjski = 2.1335 m.). Smierć poniosło 21 osób, 51 osób zostało rannych.

Komentarz Wacława Lednickiego: – Cesarz istotnie zamierzał powołać swoich kolejarzy do odpowiedzialności sądowych. Zachował się ciekawy list K.P. Pobiedonoscewa (…), w którym ten zapalony a zarazem cyniczny ideolog prawosławia i autorytaryzmu rosyjskiego z niezwykłą logiką, powiedziałbym totalitarysty, namawiał cesarza do zrezygnowania z procesu. Pisał on, że „wypadek z dnia 17 października nagle ujawnił jak błyskawica powszechne wrzody naszej administracji: beztroskę, lekkomyślność, nieudolność i brak charakteru. Wszystko zostało przez te plagi opanowane, tak, że trudno znaleźć winnego” (…) Radził Pobiedonoscew (…) surowo skarcić ministra dróg i komunikacji (…) natomiast gorąco zalecał zamknięcie śledztwa i ostrzegał przed procesem sądowym, ponieważ otworzy on arenę dla wszelkich publicznych komentarzy i krytyk. Przypominał przede wszystkim, że w sądzie będą przemawiali adwokaci; że nawet jeśli rozprawa odbędzie się przy drzwiach zamkniętych, szczegóły jej niewątpliwie przenikną do społeczeństwa; że sąd przysięgłych może wywołać wrażenie, że oprócz powołanych do odpowiedzialności sądowej znajdują się ukryci inni winowajcy. W razie procesu bez przysięgłych, w wypadku zasądzenia, sprawa może pójść do wyższej instancji i wtedy powtórzy się ta sama historia, mianowicie zeznania świadków, mowy adwokackie (…) Dla mnie w danym razie najważniejsze jest to, że Pobiedonoscew dyskretnie potwierdza relację, którą mój ojciec usłyszał od Kowańki: przyczyną katastrofy była nadmierna szybkość jazdy, której zażądał sam cesarz”.

x

Przypisy:

1 Mówią, że autor leguminy zwanej Kaszą Gurjewską – kucharz Zachar Kuzmin – był częścią inwentarza żywego w majątku hr. Dymitra Gurjewa (1758-1825) ministra finansów Rosji.

Przepis: gotuj kaszę mannę na mleku z cukrem i wanilią, dodaj śmietanę, jajka i masło, potem przełóż do formy i piecz, aż uzyskasz złocistą skórkę. Unieś ją i wkładaj do środka warstwami konfiturę z wiśni, owoce kandyzowane i miód. Zamknij wierzch, posyp cukrem i go karmelizuj, tak jak to robisz w crème brûlée.

2 Wacław Lednicki, Pamiętniki, t. I, ss. 279-281, B. Swiderski- Londyn 1963.


Słowo na 22 czerwca (roku pamiętnego 2020):

Wiele złych słów powiedziano o Skorpionie, ale czy sprawiedliwie?

Skorpion, choć dbały o potomstwo, jest samotnikiem, który dobrze wie jaki jest świat. Dlatego skrywa się, nie lubi, gdy go niepokoją i chadza poboczami.

Wierny sobie – żyje w smutku, bo chciałby być kochanym przez innych, ale znając swe wady domyśla się, że inni – zabiegający o przyjaźń – nie będą wobec niego szczerzy albo z obawy, że ta szczerość go zaboli i zmusi do użycia jadowitego kolca na końcu ogona, albo też, że obsypując go pochlebstwami nie są szczerzy z samej swej natury.

Braku zaś szczerości Skorpion nie znosi.

Pięknie wyraża to uczucie La Rochefoucauld: – Szczerość jest to otwartość serca. Spotyka się ją bardzo rzadko; a ta, którą się widuje zazwyczaj, jest jedynie zręcznym udaniem, aby ściągnąć ufność innych. Tak, Skorpion jest kapłanem i żołnierzem otwartego serca. Ogłasza bunt przeciw obłudzie światu i rusza do walki imając się – jak na wojownika przystało – rozmaitych forteli.

Klaudiusz Elian wielce niechętny Skorpionowi mówi tak: – Ileż sprytu i przebiegłości Natura udzieliła Skorpionom! Libijczycy (…) obmyślają tysiące sposobów by je przechytrzyć. A więc noszą buty do pół łydki, śpią w łóżkach o wysokich nogach, posłania odsuwają od ścian a czasem nogi łóżek wstawiają do naczyń z wodą. Spodziewają się, że te środki ostrożności pozwolą im spać spokojnie i bez obaw.

Ten sam Elian nie bez podziwu dodaje: – Skorpiony knują na ludzi wiele zasadzek. Jeśli na przykład Skorpion uchwyci się na stropie jakiegoś narożnika, na którym może zawisnąć, czepia się go ze wszystkich sił kleszczami i wtedy wypuszcza swój jadowity kolec. Następnie drugi Skorpion zsuwa się z sufitu po pierwszym i trzymając się mocno jego kolca huśta się w powietrzu. Dalej łapie się go trzeci, po trzecim czwarty i piąty; każdy następny pełznie po poprzednich i wiszą wszystkie w pionie. Wreszcie ostatni skorpion zadaje cios śpiącemu człowiekowi i z powrotem wdrapuje się na tego, który jest powyżej. Po nim wspina się następny, dalej trzeci od dołu – w końcu cała reszta, aż ten swoisty łańcuch się rozplącze i rozwiąże.

Powiedzmy więc szczerze: Skorpion w swej walce z obłudnym światem osiąga najwyższy poziom wojennego artyzmu.

Przypisy:

La Rochefoucauld, Maksymy i rozważania moralne, maksyma 62.
Elian (VI, 23)


Słowo na 23 czerwca (roku pamiętnego 2020):

O Rybach wiadomo, że lubują się w muzyce. Czynią to wszakże ponad potrzebę, co niekorzystnie wpływa na ich los.

Rybacy znad jeziora Marea łowią szprotki kusząc je śpiewem przy akompaniamencie glinianych kastanietów. A Ryby, jak wytrawne tancerki, podskakują w rytm pieśni i wpadają prosto w sieci rozciągnięte tam na ich zgubę. Murenę przywabia się głosem fletu. przypominającym świst węża, i w ten sposób się ją chwyta. Jeśli jakiś rybak zobaczy pływającą pod taflą wody rozłożystą Pastinakę (Raję) i zacznie śpiewać żartobliwe i zaczepne piosenki, a jeśli do tego zagra na aulosie, wówczas zwabiona grą Pastinaka wypłynie na powierzchnię (wiadomo, że ma słuch wrażliwy na melodyjne dźwięki). Podczas gdy rybak dalej ją wabi swymi czarami, ktoś inny podsuwa więcierz i wyciąga rybę. Najbardziej jednak zdumiewający jest fakt, że zauroczona muzyką Pastinaka nie rozumie, co się z nią stało i co ją czeka w najbliższej przyszłości, tak jest zasłuchana. Podobnie bywa z Barwenami.

Dawnymi laty toczono spór o to, czy bardziej przydatnymi w czasie połowów są aulos, flet i inne instrumenty dęte czy też cytra, kithara i inne chardofony szarpane. Echa sporu znajdujemy w exemplum p.t. Cytrzysta i Ryby zawartym w Gesta Romanorum.

Otóż cesarz Tyberiusz – Tiberius Claudius Nero (42 p.n.e. – 37 n.e.) – odczuwał niezwykłą rozkosz, słuchając muzyki. Pewnego razu, gdy był na łowach, dobiegły go gdzieś z prawej strony dźwięki cytry, a ich miękkość tak go zachwyciła, że omal nie stracił zmysłów.

Tu trzeba pamiętać, że Tyberiusz był człowiekim wielkiego rozsądku, stalowej woli, ze spokojem znosił uwłaczające o sobie pogłoski i obelgi, mówiąc, że „w wolnym państwie język i myśli muszą być wolne”. Często ofiarowywał swą radę i pomoc urzędnikom rozpoczynającym sprawy w sądzie, siadywał obok nich lub naprzeciwko, w pierwszym rzędzie; jeśli rozeszła się pogłoska, że ktoś z podsądnych dzięki wpływom ujdzie kary, nagle zjawiał się na posiedzeniu i przypominał sędziom o treści ustaw, o ich obowiązku moralnym i o rodzaju przewinienia, jakie mają rozpatrywać. Jeśli obyczaje obywatelskie zaczynały upadać na skutek lenistwa lub złych nałogów, podejmował ich naprawę. Współczując ludowi głośno utyskiwał na niezmierny wzrost cen sprzętu gospodarstwa domowego oraz na to, że za trzy Barweny płacono trzydzieści tysięcy sestercjów, więc postawił wniosek, aby w zakresie żywności targowej Senat co rok miarkował ceny; zadbał o rozwój hodowli winorośli i ogórków – wino podawano mu przy każdym posiłku, a ogórki także i między posiłkami. Ukarał wygnaniem młodzież rozpustną obojga płci; ograniczył obce wierzenia, młodzież żydowską pod pozorem służby wojskowej poprzerzucał do prowincji o niezdrowym klimacie, resztę tego ludu lub wyznawców podobnej wiary wypędził z Rzymu, grożąc karą wiecznej niewoli w razie nieposłuszeństwa. Szczególnie troszczył się o zapewnienie bezpieczeństwa od napaści na drogach, od bandytyzmu i swawoli zamieszek, wzmacniając posterunki wojskowe na terenie całej Italii. Wspierał sztuki: Aseliuszowi Sabinowi darował dwieście tysięcy sestercjów za napisanie dialogu, w którym ów przedstawił spór Borowika (albo Pieczarki – p.m. MK), Figojadki, Ostrygi i Kwiczoła; ustanowił Instytut Rozkoszy, którego kierownictwo objął ekwita R.T. Caesonio Prisco; w zaciszu swego pałacu na Capri wymyślił urządzenie apartamentu pełnego sof jako miejsce tajemnych stosunków miłosnych – dokąd ściągnięci chłopcy i dziewczęta spleceni w potrójnym uścisku nawzajem się sobie oddawali, aby podniecić tym widokiem jego zmysły; obraz Parrazjusza (Parrasiosa z Efezu), na którym Atalanta ustami zadość czyni Meleagerowi zapisano mu z zastrzeżeniem, że jeśliby treść obrazu go urażała, miast niego może otrzymać milion sestercjów – Tyberiusz nie tylko wolał obraz od pieniędzy, lecz nawet umieścił go w swojej sypialni. Opowiadają też, że w czasie składania ofiar zachwycony urodą sługi podającego mu kadzidło nie mógł się powstrzymać i natychmiast, prawie z końcem obrzędu religijnego uprowadził go na bok i spełni akt z nim oraz z jego bratem fletnistą. Wkrótce kazał im obydwu połamać golenie za to, że nawzajem wyrzucali sobie ów sromotny czyn.

Zrozumiałe więc, że jeśli taki człowiek jak Tyberiusz omal nie stracił zmysłów słysząc dźwięki cytry, to cytrzysta musiał być wybitnym muzykiem. Zaciekawiony cesarz zawrócił konia w stronę, skąd dochodziły słodkie dźwięki i pomknął tam co sił. Kiedy podjechał ku owemu miejscu, ujrzał jezioro i siedzącego nad nim biedaka z cytrą, z której płynęła melodia tak nieporównana, że cesarz nie posiadał się z radości. Rzekł: – Mój drogi, powiedz mi, jak to się dzieje, że twoja cytra dźwięczy tak miło? Biedak odparł: – Panie, od przeszło trzydziestu lat siedzę nad tą wodą, a Bóg udzielił mi tej Łaski, że gdy tylko dotykam strun mojej cytry, płynie melodia tak wspaniała, iż ryby wypływają z wody i dają się pochwycić dłonią, żywiąc mnie, moją żonę i moją rodzinę. Ale biada mi, od kilku bowiem dni z drugiej strony jeziora przychodzi pewien flecista i tak słodko gra na flecie, że ryby płyną do niego. Proszę cię więc, panie, jako potężnego władcę całego kraju, żebyś mnie wsparł przeciw owemu fleciście. Cesarz odrzekł – Mój kochany, w jednym ci mogę tylko pomóc i na tym musisz poprzestać. Mam tu w torbie złoty haczyk, przymocujesz go do wędki i uderzysz w struny cytry, a wtedy na ich dźwięk przypłyną do ciebie ryby. Wyciągniesz je na brzeg, a flecista ze wstydem przed tobą ustąpi.

Biedak spełnił to wszystko i wyciągnął ryby na brzeg, zaś flecista odszedł zawstydzony – czytamy w Gesta Romanorum.

Wiedz zatem, cytrzysto, wiedz też ty – flecisto, że talent – talentem, Iskra Boża – Iskrą Bożą, a życie jest takie, jakie jest; inne nie będzie. A że Ryby lubują się w muzyce, to zupełnie inna sprawa.


Słowo na 24 czerwca (roku pamiętnego 2020):

Notatnik szaleńca (fragment 38)

Adam Kazimierz Czartoryski, komendant Korpusu Kadetów, wydał w 1774 r. Zbiór pism, tyczących się moralnej edukacyi Młodzi Korpusu Kadetów zawierający Katechizm Moralny, Dyfinicye oraz wiersze i wskazówki moralne, które każdy wychowanek szkoły rycerskiej winien był nauczyć się na pamięć.

Z wierszy: Hymn – Święta miłości kochanej Ojczyzny Ignacego Krasickiego oraz O Powinnościach Obywatela pióra Franciszka Karpińskiego:

W dniu, w którym na świat wyjść pozwolono
Dziecięciu rodu zacnego,
Ojczyzna, na swe biorąc go łono,
Zdaje się mówić do niego:
(…) Gdy cię zawołam w moim ucisku
Do wspólnej z bracią roboty;
Niechaj kto inny biegnie dla zysku,
Tobie nadgrodą twe cnoty
Słusznie cię gniewa marne gadanie
I gnuśnych rada niezbożna:
Że twa ojczyzna w takim jest stanie,
Że jej ratować nie można.
Jeszcze ostatnich sił nie stradała,
Jeszcze jej życia chcą nieba;
Ona nie martwa, ale zemdlała,
Trzeźwić ją tylko potrzeba…

W rozdziale pt. Definicye Różne Przez Pytania i Odpowiedzi autor objaśniał kadetom tajniki życia publicznego – między innymi na przykładach jego głośnych aktorów: Popularysty i Rubachy.

Popularysta to „człowiek za fałszywą ubiegający się popularnością (…) interes każdy tyle tylko użytecznym i dobrym sądzi, ile mu poklasków ściągnąć może – byle po miejscach tych, gdzie zbierają się zgromadzenia, których on jest członkiem, bujał sobie na pęcherzu aplauzem nadętym, już dość mu na tem; rej wodzić chce koniecznie, chce żeby nigdy o nikim nie była mowa, jak o nim jednym (…) więcej gada od drugich w nadziei, że z otwartą gębą wszyscy oczekują z ust jego czegoś, co nie było dotąd powiedzianym; pluska w oczy każdemu, żeby go okrzyknęli śmiałym, w słowach krew wiadrami rozlewa, z ostatniej koszuli wyzuwa się dla ojczyzny, żeby był mianym za najgorliwszego. Owo zgoła jest to czasopsuj nieznośny, jest to zawada wszelkiemu dobru, jest to fanfaron, osunięty hasłem patryotyzmu, ale nie patryota (…) nie stara się oświecać współobywatelów, ale oćmić i owszem bałamucić, wszędzie na zjazdach, na biesiadach zwodzi ich, fałszywe rozkrzewia o rzeczy pojęciach, ambony błędu i fałszu rozstawuje, z nich do ludzi, których gromadzi koło siebie, przemawia i z łatwowierności słabych lub nieostrożnych umysłów przemawia (…)

P(ytanie) Jaka jest popularność rubaszna?

O(dpowiedź) … oblec by się chciała często w postać szczodroty, ale częściej jeszcze w postaci zostaje gburostwa. Podchlebia gminowi w drobiazgach, do których rozumie, że wagę przywiązuje; udaje wzgardę dla nauk, dla sposobu tłumaczenia się takiego, jakie dobremu wychowaniu używać przystoi (…) Nie omylę się podobno, gdy powiem, że rubacha z profesyi jest szeregowym popularysty…

P(ytanie) Jaką o sobie daje opinię ten, co pisanie paszkwilów pozwala sobie?

O(dpowiedź) Opinię daje o sobie najgorszą, nikczemną bowiem duszę odkrywa, podłą, lękliwą i nieczułą; nie masz nic mniej szlachetnego, jak milczkiem kąsać. Ten, co pozwala sobie paszkwile pisać, podobnym się staje we wszystkiem temu, co z za krzaku do przechodzącego strzela…”.

Na pamięć się tego uczyli.

Na pamięć.

I niektórzy – zapamiętując – wzięli za swoje.


Słowo na 27 czerwca (roku pamiętnego 2020):

O Jednorożcu (wstęp)

Niech znajdzie się w najgłębszej otchłani piekła ów łotr chytry o zepsutym umyśle, przepastnie obłudny i fałszywy, ten co służy brzuchowi i innym wstrętnym namiętnościom, pomiot diabelski z legionem demonów w sercu, zaślepiony i nadęty smród zepsucia, samochwalca tknięty zarazą, zazdrośnik i rzecznik śmierci, który przepisując exempla w kolejnej edycji Gesta Romanorum przekręcił wszystko co tam dobre, a w to miejsce wstawił to, co złe – tak urągające prawdzie jak wycie wściekłego psa wobec śpiewów anielskich!

Skłamał i niech czeka na karę, oby nadeszła jak najszybciej, a kłamstwo brzmi tak:

– Żył pewien cesarz, co miał las, a w tym lesie był słoń, do którego nikt nie śmiał się zbliżyć. Kiedy cesarz się o tym dowiedział, zapytał swoich filozofów i mędrców o naturę słonia, a oni odparli, że słoń ma upodobanie w czystych dziewicach i rozkoszuje się ich śpiewem. Cesarz nakazał więc szukać w swoim państwie dwóch cnotliwych, pięknych dziewcząt, które potrafiłyby słodko śpiewać. Znaleziono dwie dziewice, bardzo piękne i cnotliwe, a cesarz kazał im zdjąć suknie i nago udać się do lasu. Jedna z nich wzięła miskę, druga miecz – i tak uzbrojone poszły do lasu. Wszedłszy między drzewa zaczęły słodko śpiewać, a słoń, usłyszawszy je, zbliżył się do nich i zaczął im lizać piersi, dziewice zaś śpiewały coraz głośniej, póki słoń nie usnął na łonie jednej z nich. Kiedy druga ujrzała słonia śpiącego na łonie współtowarzyszki, zabiła go mieczem, a dziewica, na której łonie spał, napełniła miskę jego krwią. Cesarz, wielce uradowany, zaraz kazał z krwi słonia zrobić purpurową szatę i wiele innych rzeczy (1).

Tak właśnie zgwałcił prawdę ów głosiciel fałszu, perfidny złośnik i kłótnik, niewolnik zepsucia, brudne bydlę przeznaczone z natury na schwytanie i zagładę, który swym rykiem stara się zagłuszyć słowa Physiologosa.

Ten zaś słusznie mówi, że Jednorożec, że jest zwierzęciem małym i nie ma trąby. Ze względu na jego ogromną siłę myśliwy nie może się do niego zbliżyć. Jednorożec ma jeden róg pośrodku głowy. Wysyłają mu na spotkanie czystą Dziewicę. Jednorożec kładzie się na jej łonie, a Ona karmi go piersią i prowadzi do Króla. Tak Jednorożca można porównać do osoby Zbawiciela: Podniósł róg w domu Dawida, ojca naszego (2) i stał się dla nas rogiem Zbawienia. Aniołowie ani Moce nie zdołali pokonać Go, lecz zamieszkał w łonie prawdziwie czystej Dziewicy (3).

Wiedz więc, człowieku, że nadszedł czas, w którym naukę prawdziwą o Jednorożcu trzeba zacząć głosić od nowa, nie czekając więc ani chwili rusz pomiędzy bliźnich i mów im o tym głośno i nie szczędź sił, by ucichł ryk diabelskiego syna i jego syk żmijowy.

MICHAŁ KOMAR