KAROL BERGER
Wojciech Karpiński (1943-2020)

Karol Berger i Wojciech Karpiński (Włochy, 1974) © K. Berger



Dał nam przykład tego, jak należy umierać: bez ostrzegawczych chorób, we śnie, we własnym łóżku, po dobrej przedsennej lekturze (ostatniego tomu Niby-dziennika Zygmunta Mycielskiego).  Odszedł tak, jak żył, z właściwą sobie spokojną, nieostentacyjną godnością. 

Przedtem zaś, przez dobre pół wieku, dawał nam przykład tego, jak należy żyć.  W życiu kierował się przede wszystkim nietzscheańską zasadą bezwzględnej niezależności, wierności samemu sobie, wolności po prostu.  Gombrowicz, jeden z jego głównych mistrzów, nauczył go, że nie należy pozwolić nikomu na to, aby przyczepił nam gębę – nauka szczególnie ważna, gdy wzrasta się w kulturze nader podatnej na uleganie zbiorowym identyfikacjom i pasjom. 

Niezależność tę widać już w jego wyborach lektur, całkowicie niepodatnych na bieżące mody, i w jego ocenach.  Był, jak mi się wydaje, pierwszym krytykiem krajowym (bo przecież do 1981 roku mieszkał w Warszawie), dla którego powojenna literatura powstająca na emigracji w kręgu paryskiej „Kultury” (właśnie Gombrowicz, a przede wszystkim Miłosz) miała swe miejsce w samym centrum  współczesnego polskiego kanonu; jednym z pierwszych, którzy rozumieli, że, podobnie jak lata gdy żył i tworzył Goethe zasługują w Niemczech na miano Goethezeit, tak w kulturze polskiej druga połowa dwudziestego wieku jest epoką Miłosza. 

W tym względzie przejął pałeczkę po Konstantym Jeleńskim i przeniósł ją z Paryża do Warszawy.  Zaś w historii recepcji jednej niezwykłej postaci z kręgu „Kultury”, Józefa Czapskiego, odegrał rolę podobną do tej, jaką odegrał Jeleński względem Gombrowicza, zapewniając mu obecność w międzynarodowej świadomości kulturalnej (także dzięki pomocy, jakiej udzielił nieocenionemu biografowi Czapskiego, Erikowi Karpelesowi). 

Od samego początku jego świadomego życia chęć utrzymania osobistej niezależności łączyła się z troską o niezależność kraju i zachowanie pamięci o życiodajnych wątkach w jego myśli i tradycji politycznej.  Mam wrażenie, że po 1989 roku polityka stopniowo zeszła na dalszy plan w jego świecie duchowym, z jednym ważnym wyjątkiem.  Leżała mu na sercu sprawa równości społecznej gejów. Nie to, żeby zamykał się w jakimś getcie, wręcz na odwrót: pozostawał otwarty na najróżniejsze sprawy i na najróżniejszych ludzi.  Była to raczej kwestia zwyczajnej solidarności z prześladowaną mniejszością, zwyczajnej, choć nie aż tak częstej.  Rzadko rozmawialiśmy na tematy polityczno-społeczne, ale jestem przekonany, że do homofobicznej kampanii wyborczej obecnego prezydenta Rzeczypospolitej czuł podobną odrazę, jak ja. 

Spotkaliśmy się po raz pierwszy latem 1974 roku, gdy, wraz ze wspólnym przyjacielem, Andrzejem Rapaczyńskim i jego żoną, Wandą, wybraliśmy się w podróż po południowych Włoszech i Sycylii. Był ode mnie starszy o zaledwie cztery lata, ale wtedy miałem wrażenie, że jest starszy o całe pokolenie.  Zdawał się znać wszystkie książki, jakie warto było znać i o wszystkich miał wyrobioną, własną i niebanalną, opinię.  Poruszał się ze swobodą po wielkich obszarach europejskiej kultury i historii.  Reagował na sztukę ze spontaniczną i całkowicie wolną od wszelkich doktryn przyjemnością, jakby był przekonany, że artyści tworzyli ją z myślą o nim. A przy tym potrafił łączyć suwerenność względem teorii z erudycją godną Swanna. Jego wiedza o tym, gdzie można znaleźć dzieła interesujących go artystów zdawała się nie mieć granic. Kiedyś, już wiele lat później, zdumiał mnie wiadomością, że we Florencji, w której mieszkałem przez dwa lata, i którą, jak mi się zdawało, znałem dobrze, zobaczyć można rzeźbę Wita Stwosza (i faktycznie jest, w Santissima Annunziata – niech szuka, kto może). 

Najbardziej brak mi będzie rozmów z nim o nowych wystawach i przedstawieniach operowych. Wiadomość o jego śmierci przyszła, gdy właśnie miałem zamiar telefonować do niego, bo chciałem się dowiedzieć, jak ocenia Elektrę wystawioną niedawno przez Warlikowskiego w Salzburgu.  Tego się już nie dowiem. Pozostają rozmowy z cieniem, jeszcze jednym z nieubłagalnie rosnącego grona cieni. 

KAROL BERGER

KAROL BERGER profesor muzykologii Uniwersytetu Stanforda w Kaliforni. Ogłosił tom Potęga smakuTeoria sztuki (polski przekład ukazał się słowo / obraz terytoria) i Beyond Reason. Wagner contra Nietzsche (University od California Press).