DARSKA, KARPIŃSKI, KRÓL, KURKIEWICZ, SZCZUCIŃSKI, UGNIEWSKA, WOLLNER
Ankieta czytelnicza „Zeszytów Literackich”

Ankieta czytelnicza „Zeszytów Literackich”

Zadaliśmy wśród przyjaciół „Zeszytów Literackich” pytanie: jaka książka przeczytana w mijającym roku zrobiła na Tobie największe wrażenie? Otrzymaliśmy wiele bardzo interesujących odpowiedzi. Publikujemy ich pierwszą część.



BERNADETTA DARSKA

Wyróżnienie jednej książki w roku to właściwie zadanie nie do wykonania. Nie będę w tym miejscu oryginalna, mówiąc, że próby wskazania tytułu rodziły tak naprawdę kolejne trudności. Najpierw pojawiła się refleksja dotycząca szczególnej pozycji zajmowanej w literaturze przez prozę, potem zastanawianie się nad tym, czy lepiej wskazać debiutującego twórcę, czy może już uznanego, który potrafi nadal zaskakiwać. Myślenie o prozie prowadziło mnie z kolei do zastanowienia się nad tym, czy nie wyróżnić innego gatunku, bo przecież mogłabym napisać o reportażu, o biografii, chętnie zatrzymałabym się na chwilę przy poezji. Są przecież jeszcze i książki inne, spoza bieżącego obiegu, może więc powiedzieć kilka słów o publikacji, która nie jest nowością… Wreszcie decyzja zapadła – pozostanę przy tym tytule, który pojawił się jako mocny kandydat do pierwszego miejsca już na początku rozważań, a tym samym pozostanę przy książkach wydanych w mijającym właśnie roku. Nie dlatego, że mamy odczuwany na każdym kroku dyktat nowości, ale z tego powodu, że wierzę, iż o literaturze ukazującej się „tu i teraz” trzeba rozmawiać, zachowywać ją w pamięci, chwalić, jeśli jest tego warta, i unieważniać, jeśli pozostaje jedynie produktem myślenia o książce jako o towarze. Ta jedna pozycja, na którą zgodnie z wymogami ankiety chciałabym zwrócić uwagę, to Jaremianka Agnieszki Daukszy. Biografia Marii Jaremy jest warta docenienia z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, mamy do czynienia z książką bardzo dobrze napisaną i odsłaniającą fakt bliskości między pracą nad czyimś życiorysem a pracą twórczą. Dauksza udowadnia, że jest nie tylko biografką, ale także artystką. Po drugie, czytelnicy otrzymują opowieść o postaci, która nie dla wszystkich jest znana. Dzięki gestowi twórczemu Maria Jarema wychodzi z cienia, zostaje przypomniana i opowiedziana w taki sposób, że jej życie staje się i symbolem, i konkretem jednocześnie. Po trzecie, Jaremianka jest przykładem rodzenia się relacji między osobą, która pisze biografię, a bohaterką owej biografii. Dauksza znakomicie pokazuje, jak trudności z docieraniem do faktów potrafią motywować, budują więź między tą, której już nie ma, a tą, która jest, tworzą podstawy do opowiedzenia o tym, że bezsilność i bezradność to naturalne elementy pracy nad rekonstruowaniem czyjegoś życiorysu. Po czwarte wreszcie, autorce udaje się opisać nie tylko biografię jednostki, ale i znakomicie sportretować jej epokę – czas przemian ekonomicznych, społecznych, obyczajowych, a także środowisko, którego była częścią i któremu nadawała ton. Jaremiankę można więc czytać wielokrotnie i różne odnajdywać w tej książce tropy. To biografia, która – jestem tego pewna – nie tylko zasługuje na czytelniczy namysł i nadaje się doskonale do rozmów na temat tego, jak żywe i aktualne bywają historie sprzed lat, ale również okazuje się postawieniem wysoko poprzeczki tym wszystkim, którzy tak chętnie mierzą się dzisiaj z gatunkiem biografii.

Agnieszka Dauksza, Jaremianka. Biografia, Wydawnictwo Znak, 2019.



WOJCIECH KARPIŃSKI

W październiku 2014 dostałem do czytania pierwszą część książki Erica Karpelesa. Tekst był znakomity. Sięgał głębiej czy też szerzej, niż mogłem się spodziewać. Stawiał pytania elementarne: jak mówić, jak dochować wierności wspomnieniom, jak nawiązać kontakt z drugim człowiekiem, ponad granicami pokoleń, kultur. W lutym 2017 przeczytałem całość tej opowieści o Czapskim. Wysoki lot pióra został utrzymany do końca.

Jest coś w najwyższym stopniu godnego podziwu w konsekwencji, z jaką Eric realizuje swoje plany. Powziął je w pewien letni dzień 2012 roku w Kalifornii, gdy wpadła mu w ręce książka o Prouście pisarza i malarza, o którym nigdy nie słyszał. Opowiedział mi cichym głosem i jeszcze mgliście o tych planach we wrześniowy dzień 2012 roku w Paryżu, gdy u mnie po raz pierwszy zobaczył obraz Czapskiego i jego rysunki. Napisał mi już zupełnie wyraźnie o tych planach w październiku 2012. Wtedy uważał, że pisanie książki o Czapskim zajmie mu cztery lub pięć lat. Tak się stało. Na jesieni 2018 książka ukazała się po angielsku, a na wiosnę 2019 wyszła w polskim przekładzie.

Książka Erica Karpelesa o Czapskim stała się dla mnie wspaniałym zaskoczeniem. Zwłaszcza strony o nim samym, dwa wątki: czytanie wykładów o Prouście jako wezwanie do zajęcia się tym dziwnym nieznajomym (wspaniały opis lektury jako duchowego przeżycia) i dobry użytek z nieszczęścia, niewoli, poniżenia, jaki zrobił Czapski, jego wyjście z milczenia. To jest ten wysoki lot pióra Erica Karpelesa, dowód jego odwagi.

W wypadku Erica Karpelesa trudno jest przyszpilić przyczyny fascynacji Czapskim. Nigdy nie spotkali się osobiście, to nie było promieniowanie osobowości Czapskiego, ale zarazem to była siła jego dzieła, emanacja jego życiorysu, ukryta w tekstach, działająca na osobowość amerykańskiego artysty, mobilizująca go do wieloletniego wysiłku, aby odkryć sens wezwania, które doszło do niego z książeczki nieznanego mu pisarza pochodzącego z nieznanego kraju. Znany był Ericowi Proust i jego świat, ale to, co go zafascynowało u Czapskiego, to był sposób mówienia o Prouście, czytania Prousta, czytania w kulturze: odkrywczość tonu, śmiałość spojrzenia. Gdy zastanawiam się głębiej nad sensem wezwania, które Eric Karpeles usłyszał z kart wykładów Czapskiego o Prouście, to jestem przekonany, że pochodziło ono nie od Prousta, lecz od Czapskiego, czy też od głębszych warstw psychiki Erica. Było to wezwanie, aby poznał głębiej tego egzotycznego autora, a przez to, aby poznał siebie. Eric miał tę książkę w sobie, potrzebował lat, aby ją wydobyć na światło dzienne.

O czym jest bowiem jego książka? Jest to opowieść o powołaniu artysty, o stawaniu się pisarzem. Tego nie da się zamknąć w formuły, w tym też tkwi siła tej wspaniałej książki: to jest książka o pisaniu tej książki. Nie ma tu filozoficznych objawień, jest artystycznie opisana historia poszukiwań – człowieka, jego dzieła, jego losu. Książkę otwiera zdanie, które dla mnie stało się już klasyczne i – jestem przekonany – stanie się wkrótce takie dla wielu czytelników: „One June day I had never heard of him, the next day I was hooked” („Do pewnego czerwcowego dnia nigdy o nim nie słyszałem, następnego dnia stałem się uzależniony”). I cała książka stanowi rozwinięcie, uzasadnienie tego krótkiego zdania.

Eric Karpeles, Prawie nic. Józef Czapski. Biografia Malarza, Noir sur Blanc, 2019.



ZOFIA KRÓL

Urszula Zajączkowska jest botaniczką, pracującą na warszawskim SGGW, a jednocześnie poetką, laureatką Nagrody Kościelskich. Połączenie kompetencji i naukowej precyzji z intensywnym, gęstym pisarskim stylem sprawia, że skupiające się na życiu i zwyczajach otaczających nas roślin Patyki, badyle to literatura najwyższej próby – Zajączkowska wadzi się z językiem, poszukuje trafności w metaforach, wreszcie w samej przyrodzie szuka nowych możliwych języków opisu świata.

Urszula Zajączkowska, Patyki, badyle, Wydawnictwo Marginesy, 2019.



JULIUSZ KURKIEWICZ

Literaturę piękną  –  wiersze czy powieści – czytamy zawsze za pomocą intelektu, ale też emocji, kształtowanych przez osobiste doświadczenie. Bez tych drugich nie byłoby tego, czego w literaturze szuka wielu z nas, a co ktoś, kogo znam i cenię, nazwał „dreszczem po kręgosłupie”. 

Książkę, która zrobiła na mnie w mijającym roku największe wrażenie, czytałem, przykładając ją do własnych przeżyć. Koniec z Eddym  –  debiut autora, już zdobywającego międzynarodową sławę, także w USA (u nas ukazała się też jego druga powieść – Historia przemocy ) – to przyjmująca formę wyznania autobiograficzna powieść o stopniowym wyzwalaniu się ze wstydu związanego z orientacją seksualną. Ten wstyd jest kształtowany przez homofobię dnia codziennego, którą najbliższe otoczenie przesiąknięte jest do tego stopnia, że wdycha się ją razem z powietrzem. W tym wypadku chodzi o skrajnie ubogą rodzinę robotniczą, dotkniętą, przez utratę pracy ojca bohatera, deklasacją ostateczną.

Najbardziej bolesne doświadczenia życia, przedstawione z werystyczną dosłownością, zostają ubrane w konkretne, sprawozdawcze, nieemocjonalne zdania. A jednocześnie niemal oczyszczone z odniesień do świata zewnętrznego, które pozwoliłyby nam zakorzenić zdarzenia w określonym czasie i miejscu. Wrażenie, że obcujemy z parabolą, pogłębia „leksykonowa” konstrukcja powieści, złożonej z krótkich rozdzialików poświęconych kluczowym momentom czy doświadczeniom.

Choć autor w diagnozach dotyczących procesów społecznych – zwłaszcza przemocy związanej z pogardą dla najsłabszych (kobiet, homoseksualistów, dzieci), ale też bezalternatywności rodzącej tę przemoc materialnej nędzy idzie za teoriami francuskiego socjologa Pierre’a Bourdieu, o sile tej powieści przesądza to, co wymyka się społecznemu determinizmowi. Cała  jest  –  tak potrzebną dziś  –  opowieścią o tym, kto, choć niemal został wdeptany w ziemię  –  wyzwala się wbrew wszystkiemu i wszystkim, i idzie dalej, w świat. Teraz, zamiast szukać zemsty, jest w stanie ogarnąć zdystansowanym spojrzeniem to, co przydarzyło się kiedyś  –  jemu i jego dręczycielom. Dobrzy nauczyciele, którzy na tej drodze podają mu rękę, przywodzą na myśl opisywanych przez Alberta Camus.

Édouard Louis, Koniec z Eddym, Wydawnictwo Pauza, 2019.



ADAM SZCZUCIŃSKI

Spośród najważniejszych lektur 2019 roku chciałbym wyróżnić książkę Akutagawy Ryūnosuke Koła zębate w przekładzie Katarzyny Sonnenberg-Musiał (PIW, 2019). Jest to kolejny dostępny po polsku zbiór opowiadań japońskiego mistrza gatunku, zmarłego przedwcześnie z powodu przedawkowania środków nasennych w wieku 35 lat. Zamieszczone w tomie opowieści – czasem niesamowite, magiczne czy zabawne, czasem zwyczajne, choć przesiąknięte podskórnym niepokojem – zapadają w pamięć, szarpią struny naszych nerwów, prowadząc czytelników krętą ścieżką nad przepaścią. W otchłań spojrzymy dopiero podczas lektury ostatniego tekstu tomu, będącego zarazem prawdopodobnie ostatnim utworem artysty, opublikowanym już po jego tragicznej śmierci w 1927 roku. Tytułowe „koła zębate” to zaburzenia widzenia typowe dla aury wzrokowej poprzedzającej napad migrenowego bólu głowy, ale rzecz dotyka naszych najgłębszych lęków – finałowe opowiadanie jest bowiem wspaniale napisanym studium dramatu głęboko cierpiącej postaci popadającej w obłęd. Na marginesie Kół zębatych zapisałem: jeden z najbardziej poruszających tekstów, jakie znam – tak rozpada się człowiek.

Akutagawa Ryūnosuke, Koła zębate, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2019.



JOANNA UGNIEWSKA

Pewien autor piosenek dostał wprawdzie Nobla, rzadko się jednak zdarza, by tego rodzaju twórcy pisali prozę wykraczającą poza celebrycką opowieść o samych sobie. W wypadku Pawła Sołtysa jego pierwszy zbiór opowiadań Mikrotyki okazał się prawdziwą rewelacją i zebrał słusznie wiele nagród. Drugi, Nieradość, zachowuje ten sam ton prozy, głos autora, który trudno już będzie pomylić z jakimkolwiek innym. Są tu wciąż mikrohistorie opowiedziane z czułością i melancholią, za pomocą coraz doskonalszego warsztatu literackiego, czas i przestrzeń poszerzają się, nie dotyczą już tylko Warszawy i mniej lub bardziej autobiograficznego doświadczenia pisarza, postaci, opuszczone, kalekie, poznajemy w przebłyskach, fragmentach ich życiowego doświadczenia, które staje się również naszym.

Przez próbę drugiej książki, niebezpieczną, jak wiadomo, dla każdego pisarza, Sołtys przeszedł, by tak rzec, śpiewająco. Nie ma już teraz wątpliwości, że literatura polska zyskała znakomitego autora.

Paweł Sołtys, Nieradość, Wydawnictwo Czarne, 2019.



JULIA WOLLNER

W korespondencji Nicoli Chiaromontego, jednego z najwybitniejszych włoskich myślicieli ubiegłego wieku, z arystokratką Melanie von Nagel, poetką i tłumaczką, a od 1957 roku zakonnicą w klasztorze benedyktynek Regina Laudis w amerykańskim stanie Connecticut, zachwyciło mnie przede wszystkim bogactwo myśli. Jak zwykle u Chiaromontego, zamknięte są one w prostych frazach i wyważone w każdej głosce, pozostając przy tym pełne pasji. Urzeka także czuły ton słów, które niewinnie, a przecież po grób, łączą mniszkę i mężczyznę żonatego. Autor nie uwodzi jednak ani dzisiejszego czytelnika listów, sztucznie zresztą ustanowionego, ani ich właściwej adresatki, zwanej przez najbliższych Muszką. Zamiast gry znajdziemy tutaj kwintesencję życia, gdzie dyskusje o Platonie przeplatają się z zachwytem dla dziko rosnących stokrotek, a poszukiwanie Boga – z kroniką codzienności. Zmierzając do samej esencji sensu, Chiaromonte zaprasza w rejs wśród myśli prawdziwych, żywych, wzbogacających.

Nicola Chiaromonte, Listy do Muszki, słowo/obraz terytoria, 2016.