ADAM SZCZUCIŃSKI
Wyspa

Wyspa San Michele w Wenecji. Kościół od strony Canale delle Navi. Domena publiczna


ADAM SZCZUCIŃSKI
Wyspa

Pod ostrym błękitem weneckiego nieba czytam Odyseję. Szlak wędrówki władcy Itaki próbuję dla zabawy nanieść na mapę miasta. Na przykład Torcello mogłoby być wyspą Ogigią, gdzie piękna Kalipso spożywała nektar i ambrozję, a smutny Odys łkał, wpatrując się w morze z tęsknotą (co nie przeszkadzało mu jednak nocami kosztować boskiego ciała nimfy w czeluściach pieczary). San Servolo, gdzie teraz jest uniwersytet, a gdzie kiedyś przetrzymywano chorych na umyśle, niech stanie się wyspą Ajają czarownicy Kirke – tam warują wilki i lwy, tam dzielnych żeglarzy zamienia się w knury. Znalazłoby się na Murano miejsce dla Ajolosa, co potrafił uwięzić wiatr, a w okolicach Teatro La Fenice zamieszkaliby upajający się lotosem Lotofagowie. Na San Michele byłoby wejście do Hadesu. Z samym Odysem mam jednak problem, nie mogę wybaczyć mu tego, co zrobił Kikonom. Podczas pobytu u Feaków Odys zaczyna swoją opowieść o przedłużającym się powrocie spod Troi: „Z Ilionu wiatr niosąc mnie zagnał do Kikonów pod Ismar. Tam zburzyłem miasto, ich samych wyciąłem, potem wziąwszy z miasta kobiety i skarbów bez liku dzieliliśmy je między siebie, by nikt nie odszedł pokrzywdzony”. To ostatnie słowo jest jak splunięcie w twarz.

Odys Brodskiego z wiersza Odyseusz do Telemacha budzi więcej sympatii, jest zagubiony, traci pamięć, nie wie nawet, kiedy skończyła się wojna, kto zwyciężył. Bohater jest na wyspie „pełnej krzaków, chat i chrząkających świń”, gdzie „ogród porośnięty chwastami, jakaś królowa, kamienie i trawa…” (może na Ajai u Kirke?). Traci zmysły. Horyzont niczym ostra drzazga rani jego oczy. Ten piękny wiersz (Czesław Miłosz wspominał w rozmowie z Renatą Gorczyńską, że właśnie ten utwór chciałby przełożyć – nie zrobił tego jednak, przetłumaczył Eneasza i Dydonę) – list pogubionego ojca do dojrzewającego syna („[…] Rośnij, mój Telemachu, rośnij silny./ Tylko bogowie wiedzą, czy spotkamy się znowu […]”) – powstał jeszcze w Rosji w lutym-marcu 1972. Poeta rozważał wyjazd z kraju, pragnął wolności, planował nawet zawrzeć fikcyjne małżeństwo z cudzoziemką. Ostatecznie jego losem pokierowała machina państwa totalitarnego. W maju wezwano go na rozmowę do biura do spraw wiz i rejestracji, gdzie grożąc nieokreślonymi poważnymi kłopotami nakłoniono go do złożenia prośby o zgodę na wyjazd do Izraela. Brodski pozbawiony obywatelstwa, z torbą i jedną walizką, w której mieściła się maszyna do pisania, rękopisy i niewiele więcej, opuścił na zawsze Petersburg czwartego czerwca, przez Wiedeń i Londyn dzięki wstawiennictwu i pomocy Carla Proffera udał się do Ameryki. Nigdy już nie zobaczył swoich rodziców (Odys spotkał Laertesa na Itace, a duszę zmarłej Antiklei w Hadesie).

Istnieje pokusa, by czytać wiersz Odyseusz do Telemacha jak zwykły list ojca do syna, wbrew intencjom autora („Nic żałośniejszego – mówił Wołkowowi Brodski – nad rozpatrywanie twórczości jako konsekwencji życia, tych albo owych okoliczności. Poeta tworzy  z a  s p r a w ą  j ę z y k a, a nie za sprawą faktu, że jakaś ona odeszła”). Brodski rozstał się z Mariną Basmanową (M. B.) kilka lat przed powstaniem utworu, po narodzinach ich syna Andrieja w 1967 roku. Zakończenie wiersza zdaje się tłumaczyć rozstanie nie tylko wojną, ale i dobrem dziecka: „z dala ode mnie/ jesteś wolny od namiętności Edypa/ i sny twoje, mój Telemachu, są niewinne”. Niewinne, bezgrzeszne. Jakby relacja ojca z synem była poddana bezdusznym prawidłom niczym w micie, jakby wisiała nad nią klątwa i nie dane im było żyć wspólnie, szczęśliwie. Brodski spotkał się z dorosłym już synem dopiero po siedemnastu latach w Ameryce.

Do dziejów Odysa Brodski wracał w swojej twórczości wielokrotnie. Po raz ostatni chyba w 1993 roku w utworze Itaka rozpoczynającym się od słów: „Wrócić tam, gdzie nie było cię dwadzieścia lat,/ odnaleźć bosą nogą zostawiony ślad”. To wiersz gorzki, pisany jakby z zaciśniętymi ustami. Nikt nie czeka na tego, kto ma powrócić. „Twój chłopiec – teraz on już sam jest marynarzem – / patrzy na ciebie z niemym wyrzutem na twarzy”. W innym wierszu ponad trzydzieści lat wcześniej Brodski pisał: „jak Odys kieruję się naprzód, ale poruszam się, jak wcześniej, tylko wstecz”.

Kilka lat temu poprosiłem Beatę Kalębę, by przełożyła z litewskiego wiersz San Michele Tomasa Venclovy. Zaintrygował mnie tytuł utworu. Spodziewałem się znaleźć w nim weneckie ścieżki, odkryłem zaś nić cienką jak nitka Ariadny. W wierszu oznaczonym datą 1997 czytamy, że na wyspie „słońcem czerwca powita nas Orkus” (w czerwcu tego roku na San Michele złożono do grobu Josifa Brodskiego).

Grób Josifa Brodskiego na wyspie San Michele w Wenecji
fot. Adam Szczuciński

„Trawa, kamienie. To jest ta wyspa” – pisze dalej Venclova, identyfikując San Michele zarówno jako miejsce pochówku poety, jak i wyspę, na której przebywał Odys z wiersza Brodskiego (co Venclova potwierdza w autorskich objaśnieniach, wskazując kryptocytat z utworu rosyjskiego przyjaciela). To jest ta wyspa, myślę sobie, nie Ajaja, nie Ogigia, tu pozostał Brodski na czas niekończącej się podróży, uwięziony jak Odys, jak „wędrowiec skamieniały” z wiersza Venclovy.

ADAM SZCZUCIŃSKI

ADAM SZCZUCIŃSKI ur. 1978. Lekarz. Stale w „Zeszytach Literackich” od 2001 nr 1/73, autor tomu szkiców Włoskie miniatury (ZL). Laureat Nagrody „Zeszytów Literackich” za debiut. Członek zespołu redakcyjnego „Zeszytów Literackich” w latach 2014-2018.


Zobacz także
CZESŁAW MIŁOSZ, O Josifie Brodskim. Rozmowa z RENATĄ GORCZYŃSKĄ, „ZL” 2018 nr 4/144
JOSIF BRODSKI, Itaka
JOSIF BRODSKI, Odyseusz do Telemacha, „ZL” 2012 nr nr 4/120
TOMAS VENCLOVA, San Michele, „ZL” 2014 nr 1/125