ADAM SZCZUCIŃSKI
Obraz
pamięci Wojciecha Karpińskiego

Katarzyna Karpowicz Wizyta w Muzeum Sztuki Nowoczesnej



Obraz
Pamięci Wojciecha Karpińskiego


Zawiesiłem na ścianie obraz. Na płótnie postać młodej kobiety wychyla się z mroku. Twarz oświetlona tylko z jednej strony, jakby miała dwa niezależne oblicza: jedno jasne, promienne, o lekko ziemistej cerze, długim prostym nosie i małych ustach pociągniętych purpurą, z czarną grzywką wdzięcznie zakrywającą czoło; i to drugie – skryte, nieuchwytne i nieobliczalne, należące do królestwa cieni, współgrające z krwistym szkarłatem tła przedzielonego ostrą pionową linią na dwie nierówne części. Postać przed zasłoną, przed kurtyną, jak na scenie. Piękno tego wizerunku niepokoi. Jak obserwowana w pogodny dzień niewinna sprzeczka ptaków w ogrodzie – nagle okazuje się, że sympatyczne gwizdy kosów nie były hymnem ku czci słońca a wołaniem o ratunek, zapowiedzią walki na śmierć i życie. Przyglądam się kobiecie z obrazu, w jej spojrzeniu kryje się tyle smutku. Teraz już sam nie wiem, czy ta postać wychyla się z mroku, czy raczej chowa przed światłem, szuka schronienia w ciemności. Wędrując latem ulicami Wenecji, podobnie szukam zacienionej strony chodnika, barkiem prawie dotykam muru, znajduję ciemne ścieżki niczym jaszczurka. Znajoma wenecjanka opowiadała mi kiedyś, że gdy małe dzieci uczą się tu chodzić, wpaja się im nawyk wybierania trasy z dala od wody, tuż przy murze (odpowiednik naszego spójrz w lewo, w prawo i znów w lewo). W tym mieście zawsze będziemy tylko detalem, postacią skrytą w mroku.

Katarzyna Karpowicz, Rachel, 40×50 cm, olej na płótnie (2018)

Lubię oglądać płótna z bliska. Zdejmuję okulary i przystawiam obraz blisko twarzy, by móc dostrzec każdy szczegół, załamanie linii, natężenie barw, wychwycić moment zawahania, gdy ręka artysty odłożyła na chwilę pędzel. Dotykam płótno otwartą dłonią, chłonę jego fakturę – trochę jak niewidomy, co bada nieznaną sobie twarz. Lubię, gdy obraz jest tajemnicą, wstępem do historii rozgrywającej się w wyobraźni. Porywający urok nieznanego znajduję też w innych płótnach Katarzyny Karpowicz. W Cyrku w Budapeszcie linoskoczek pędzi głową w dół rozrywając powietrze i nie wiemy, jak zakończy się skok, czy jesteśmy świadkami ekwilibrystycznego popisu czy tragicznego wypadku. W Wizycie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej przykuwa uwagę nie rzeźba ustawiona na cokole czy obrazy zawieszone na ścianach – nie, nasze spojrzenia ogniskują się na skulonej postaci mężczyzny na białym krześle w rogu – człowiek powołany do pilnowania porządku został obezwładniony bezmiarem cierpienia, a może jedynie zasnął zwyczajnym lekkim snem w upalny dzień. Intryguje właśnie ten moment, w którym opowieść przeradza się w dramat, chwila, co łączy na zawsze los bohatera obrazu z życiem tego, kto patrzy. W katalogu wystawy Genius loci z 2016 roku znajduję słowa Katarzyny Karpowicz: „Chciałam, by moje obrazy były tym, co dzieje się pomiędzy mną a miejscem, czymś ulotnym i sennym, powidokiem tego, co we mnie zostało z domieszką tego, co jest dla mnie w danej chwili istotne i frapujące w malarstwie […]. Duch miejsca przepływa przez malarza na obraz i w nim zostaje na zawsze […]. Nowy właściciel i mój obraz prowadzą rozmowę, Duch nowego Miejsca interferuje i wpływa na spojrzenie patrzącego”. Smutny wzrok kobiety z portretu pozostawił we mnie ślad, wypalił bliznę, rdzawe znamię, co lekko krwawi, sączy, nie da się go usunąć ani o nim zapomnieć.

ADAM SZCZUCIŃSKI

ADAM SZCZUCIŃSKI ur. 1978. Lekarz. Stale w „Zeszytach Literackich” od 2001 nr 1/73, autor tomu szkiców Włoskie miniatury (ZL). Laureat Nagrody „Zeszytów Literackich” za debiut. Członek zespołu redakcyjnego „Zeszytów Literackich” w latach 2014-2018.