MAREK ZAGAŃCZYK
Maria Iwaszkiewicz „Portrety”


Maria Iwaszkiewicz była wyjątkowym świadkiem polskiej kultury. Miała długie życie. Zmarła w wieku 95 lat. Niemal zawsze pozostawała w centrum wydarzeń. Widziała i zapamiętała więcej niż inni. Bo dar pamięci miała wyjątkowy. Była depozytariuszem wiedzy niedostępnej później urodzonym. W naturalny sposób łączyła świat sprzed II wojny, postrzegany oczami córki Jarosława Iwaszkiewicza, wojenną rzeczywistość oglądaną na Stawisku, i długie lata po 1945 roku, z których wydobywała to, co najważniejsze, zawsze związane z ludźmi, których znała. A znała niemal wszystkich, których warto było poznać.

Od najmłodszych lat stykała się z najwybitniejszymi przedstawicielami polskiej kultury. Najczęściej myślała o nich z sympatią, wiedziała, że pamięć jest w jakiejś mierze jej naturalnym obowiązkiem, treścią jej życia. Pamiętała więc zarówno tych stojących w pierwszym szeregu, jak i tych, o których bez niej nikt by pewnie nie usłyszał. Każdemu ze swoich bohaterów przyglądała się po swojemu, z prywatnej perspektywy. Do monochromatycznego obrazu literatury, muzyki i sztuki potrafiła dodać właściwy kolor, ożywić postaci i zdarzenia tkwiące dotychczas nieruchomo w naszej kulturowej pamięci. W kilku zdaniach, w krótkiej migawce, rozpiętej między serio a buffo umiała uchwycić decydujący rys portretowanej postaci. Ciekawili ją niemal wszyscy, byle tylko coś ich wyróżniało. Najczęściej myślała o ludziach z sympatią, tak, jakby każdy z nich stanowił ważną część jej samej.

Mam w tej książce opowieści ulubione, czytam je i widzę, jak w życiu, jak w rozmowie w cztery oczy, postaci, które znałem i te, o których mogłem jedynie usłyszeć. Czasami śmieję się w głos, jak wtedy gdy czytam uwagi wypisane przez Marię Iwaszkiewicz na marginesie maszynopisu nieudanej książki Włodzimierza Sokorskiego, ale częściej dziękuję jej za obrazy i myśli zapisane na poważnie, choćby te z portretu Zofii Nałkowskiej. Najpierw wspólny kadr z Dąbrowską: „Z czasów okupacji pamiętam Nałkowską i Dąbrowską, jak siedzą obok siebie na półokrągłej kanapce u ojca w gabinecie, choć nie mogę już odtworzyć, z jakiej to było okazji. Bardzo ładnie razem wyglądały…”. A następnie dwa przytoczenia z Nałkowskiej, pierwsze chętnie powtarzane przez Jarosława Iwaszkiewicza: „Mąż pójdzie do roboty, syn poleci do kolei, ja wyjdę, popatrzę – i wesoło mnie”. I drugie, jak pisze Maria Iwaszkiewicz, będące dowodem wielkiej subtelności i inteligencji: „Rzeczywistość jest do wytrzymania, gdyż nie cała dana jest w doświadczeniu”.

Przez lata Maria Iwaszkiewicz opiekowała się spuścizną swego ojca, wszyscy komentatorzy jego twórczości zaciągnęli u niej dług nie do spłacenia. Ale jeszcze więcej mają jej do zawdzięczenia czytelnicy, bo to ona była u początku większości pomysłów wydawniczych, z rozwagą, smakiem, bez oglądania się na innych zabiegała, aby dzieła Iwaszkiewicza, także te skrywane za jego życia mogły się wreszcie ukazać. Wielu doświadczyło jej mądrości. I wielu marzyło, aby jej literackie portrety wreszcie ukazały się drukiem. Nie byłoby to możliwe bez Agnieszki Papieskiej, która latami słuchała, nagrywała i spisywała te wspomnienia, stając się niejako współautorką prezentowanego tomu.

Składa się na niego ponad sto sylwetek, tworzących wyjątkową galerię postaci decydujących o kształcie polskiej literatury, muzyki, filmu i teatru. Są wśród nich między innymi Mieczysław Grydzewski, Zbigniew Herbert, Paweł Hertz, Marek Hłasko, Wilam Horzyca, Tadeusz Konwicki, Witold Lutosławski, Zygmunt Mycielski, Antoni Słonimski, Julian Tuwim, Andrzej Wajda. To nie tylko skarbnica wiadomości gdzie indziej niedostępnych, ale także lekcja tego, jak opowiadać o przeszłości, aby oddać sprawiedliwość każdemu z portretowanych, aby wydobyć pojedynczy rys decydujący o istocie ich talentu. I wreszcie, co zrobić, aby bohaterami nieodległej historii zaciekawić tych, którzy nie mogli się z nimi zetknąć bezpośrednio. Ciekawe są też szkice nie związane wprost z żadną konkretną postacią, te opowiadające o okolicznościach dawnego życia, o ptakach na Stawisku, o podmiejskiej kolejce i smaku wedlowskich czekoladek. Nie znam innej książki, która byłaby równie barwnym świadectwem uczestnictwa w kulturze. Z oczywistych powodów wśród postaci portretowanych najwięcej jest osób związanych z literaturą. Książka Marii Iwaszkiewicz to właściwie wyjątkowy słownik pisarzy, w którym od samych dzieł ważniejsza jest postać autora.

Maria Iwaszkiewicz jak mało kto umiała opowiadać. Z prywatnego doświadczenia wydobywa to, co może być ważne także dla innych. Nie zadowala się anegdotą, zza szkicowanych przez nią sylwetek słychać zawsze głos żywy, wyjątkowy. Tak jakbyśmy byli tuż obok portretowanej postaci. Tego dzieła nie można było zmarnować, tej książki nie można było nie wydać. Bo niczego podobnego już nie otrzymamy. Jestem przekonany, że radość z lektury książki Marii Iwaszkiewicz będzie wspólnym doświadczeniem zarówno tych, co od lat zajmują się śledzeniem, tworzeniem i komentowaniem polskiej kultury, jak i tych, którzy dopiero od niedawna przyglądają się ważnym postaciom polskiego życia artystycznego, szukają osobnego, prywatnego ujęcia. W tej książce, będącej testamentem, ale testamentem radosnym, na mocy którego wszyscy jesteśmy obdarowani, przeszłość nie umiera, nie odchodzi w zapomnienie. Za sprawą Marii Iwaszkiewicz, z pomocą Agnieszki Papieskiej, teraźniejszość zyskuje konieczne tło, zachętę do myślenia o tym, co jest i co będzie, jak na tle czasów nieodległych, zapełnionych postaciami o wyrazistym charakterze i talencie nie do podrobienia wygląda świat dzisiejszy.

O sobie Maria Iwaszkiewicz pisze skromnie, bo tak naprawdę ciekawili ją inni, to z nimi chciała się dzielić tym, co stanowiło jej siłę. „Pamiętam bardzo dużo rzeczy, bardzo dużo ludzi i to uważam za zaletę, bo dzięki temu mogłam się swoimi wspomnieniami z Wami, drodzy Czytelnicy, podzielić. A jestem osobą, która chętnie dzieli się z ludźmi. Pooddawałam najrozmaitsze rzeczy, szykując się na najgorsze. To teraz powiem do Was tak: drodzy Czytelnicy, dziękuję Wam za czytanie moich opowieści. I – cytując  «Hamleta»  – powiem: dobranoc, moi drodzy, dobranoc”.

MAREK ZAGAŃCZYK

Maria Iwaszkiewicz, „Portrety”. Nagrała, opracowała i przygotowała do wydania Agnieszka Papieska. Warszawa, Sedno Wydawnictwo Akademickie, 2020.


Tekst pochodzi z bloga Marka Zagańczyka „Sztuka czytania”
udostępniamy go za zgodą autora.


MAREK ZAGAŃCZYK, ur. 1967. W „Zeszytach Literackich” przez 26 lat, zastępca redaktor naczelnej w latach 2010-2018. Kurator archiwum i spuścizny Pawła Hertza. Autor tomów szkiców Krajobrazy i portretyDroga do SienyCyprysy i topole a ostatnio Berlińskie widoki (Austeria, 2019)