ADAM ZAGAJEWSKI
Wiersze

Adam Zagajewski, fot. Antonio Moreno

Wiersze dla Brodskiego


Temat: Brodski

Proszę zapisać: urodzony w maju,
w wilgotnym mieście (stąd motyw: woda),
wkrótce potem oblężonym przez armię,
której oficerowie nosili w plecaku
tom Hölderlina, lecz, niestety, nie mieli
czasu na lekturę. Za dużo pracy w terenie.

Ton – sardoniczny, rozpacz – prawdziwa.
Wciąż w podróży, od Meksyku do Wenecji,
kochanek i mówca, który niestrudzenie
agitował dla swojej niepraktycznej partii
(jej nazwa: Poezja versus Nieskończoność,
lub PVN, jeżeli ktoś lubi skróty).

W każdym mieście i w każdym porcie
miał swych agentów; niekiedy śpiewał wiersze
przed entuzjastycznym tłumem, który nic
nie rozumiał – potem, zmęczony, palił gauloise’a
na betonowym nabrzeżu a mewy krążyły nad nim
tak jak nad Bałtykiem, w domu.

Gigantyczna inteligencja. Ulubiony temat: czas
versus myśl, która ściga fantomy,
ożywia Marię Stuart, Dedala i Tyberiusza.
Poezja miała być jak wyścigi konne:
konie są dzikie, jeźdźcy – z marmuru,
meta – niewidzialna, niknie w obłokach.

Proszę pamiętać: ironia i ból;
ból od dawna mieszkał w sercu
i rósł coraz bardziej – tak,
jakby każda napisana przez niego elegia
kochała go egoistycznie i chciała,
żeby to on był jej bohaterem –

ale, proszę państwa – cierpliwości,
zaraz kończymy – naprawdę nie wiem,
jak przekazać tamto: tę prawie czułość,
i uśmiech, nieomal nieśmiały,
moment wahania, miękkość,
krótką przerwę w argumentacji.


Poranek w Vicenzy

                              Pamięci Josifa Brodskiego i Krzysztofa Kieślowskiego

Słoń­ce było tak de­li­kat­ne, tak mło­dziut­kie,
że ba­li­śmy się o nie tro­chę; nie­ostroż­ny ruch ręki
mógł je po­ry­so­wać, na­wet krzyk – gdy­by ktoś chciał
krzyk­nąć – za­gra­żał mu; tyl­ko roz­pę­dzo­nym ja­skół­kom
o skrzy­dłach jak­by od­la­nych z że­li­wa, twar­dych,
wol­no było gwiz­dać gło­śno, po­nie­waż one spę­dzi­ły krót­kie,
peł­ne nie­po­ko­ju dzie­ciń­stwo w gli­nia­nych gniaz­dach,
ra­zem z ro­dzeń­stwem, ma­ły­mi sza­lo­ny­mi pla­ne­ta­mi,
czar­ny­mi jak le­śne ja­go­dy.

W ma­łej ka­wiar­ni nie­wy­spa­ny gar­son – pod jego ocza­mi
ze­bra­ły się ostat­nie cie­nie nocy – szu­kał drob­nych
w prze­pa­ści­stej kie­sze­ni, a kawa pach­nia­ła so­len­no­ścią
far­by dru­kar­skiej, sło­dy­czą i Ara­bią. Błę­kit nie­ba
obie­cy­wał dłu­gie po­po­łu­dnie, nie­koń­czą­cy się dzień.
Pa­trzy­łem na cie­bie tak, jak­bym wi­dział cię po raz pierw­szy.
I na­wet ko­lum­ny Palla­dia, wy­da­wa­ło się,
do­pie­ro się na­ro­dzi­ły, wy­nu­rzy­ły się z fal świ­tu
tak jak two­ja star­sza ko­le­żan­ka, We­nus.

Za­czy­nać od nowa, li­czyć stra­ty, li­czyć po­le­głych,
za­czy­nać nowy dzień, mimo że was już nie ma, cie­bie,
któ­re­go dwu­krot­nie po­cho­wa­li­śmy i opła­ka­li­śmy dwu­krot­nie,
– ży­łeś dwa razy moc­niej niż inni, na dwóch kon­ty­nen­tach,
w dwu ję­zy­kach, na ja­wie i w wy­obraź­ni – i cie­bie o ostrej twa­rzy
i o spoj­rze­niu, któ­re po­więk­sza­ło przed­mio­ty i ser­ca (za­wsze za małe).
Nie ma was i dla­te­go bę­dzie­my te­raz wie­dli po­dwój­ne ży­cie,
jed­no­cze­śnie w świe­tle i w cie­niu, w ja­skra­wym słoń­cu dnia
i w chło­dzie ka­mien­nych ko­ry­ta­rzy, w ża­ło­bie i w ra­do­ści.

ADAM ZAGAJEWSKI


Wiersz Temat: Brodski, opublikowaliśmy w „ZL” 88 (2004 nr 4). Poranek w Vicenzy w „ZL” 63 (1998 nr 3).

ADAM ZAGAJEWSKI, ur. 1945 we Lwowie. Poeta, prozaik, eseista. Przedstawiciel pokolenia Nowej Fali. Autor kilkunastu tomów poezji i szkiców. W 2004 otrzymał Neustadt International Prize for Literature. Odznaczony m.in. Orderem Legii Honorowej, 2016 i Literacką Nagrodą Księżniczki Asturii, 2017. Ostatnio wydał zbiór szkiców Substancja nieuporządkowana (Znak, 2019) i tom wierszy Prawdziwe życie (a5, 2019).